"Miałam stany depresyjne i myśli samobójcze". Julia padła ofiarą pornozemsty
– Paraliżowała mnie myśl, że tyle osób widziało mnie nago, do tego w intymnych pozach – wyznaje Julia. Kiedy związek się rozpada, porzucony partner może zareagować różnie. Niektórzy z zemsty uciekają się do cyberprzemocy. Ale rozpowszechnianie czyichś nagich zdjęć czy prywatnych nagrań jest przestępstwem.
02.05.2022 | aktual.: 02.05.2022 18:57
Z Adamem Julia spotykała się przez ponad rok. Na początku układało im się dobrze, potem coś zaczęło się psuć. Przestali się dogadywać. – Poczułam, że będzie lepiej, jeśli się rozstaniemy – przyznaje 32-latka.
Adam nie chciał jednak przyjąć tego do wiadomości. Poprosił o jeszcze jedną szansę. Julia zgodziła się, ale nic to nie zmieniło. – Nie pasowaliśmy do siebie i tyle – uważa kobieta. Kiedy podjęła nieodwracalną decyzję o zakończeniu związku, Adam wpadł w szał. – Wyszło jego prawdziwe oblicze. Zwyzywał mnie, zaczął straszyć, że go popamiętam, ale nie potraktowałam tego poważnie – wyznaje Julia.
Parę dni po rozstaniu przeżyła szok
– Nasza wspólna znajoma poprosiła mnie o spotkanie. Napisała, że musimy koniecznie porozmawiać. Była przy tym bardzo tajemnicza. Tamtego dnia odezwało się do mnie jeszcze kilka osób, ale nikt nie napisał, o co chodzi. Ktoś stwierdził, że bardzo mi współczuje, ktoś inny, że na moim miejscu poszedłby na policję. Wtedy na serio się przestraszyłam – relacjonuje kobieta.
Podczas spotkania ze znajomą Julia osłupiała, kiedy zobaczyła, że koleżanka, którą z Adamem znali oboje, ma w telefonie jej intymne zdjęcia. – Okazało się, że ten sk***yn porozsyłał po naszych wspólnych znajomych fotki, na których byłam naga, to były bardzo osobiste zdjęcia, wszystko było na nich widać – opowiada Julia. – A najgorsze, że było na nich widać moją twarz.
Julia nie kryje, że od czasu do czasu, dla podgrzania atmosfery, wymieniali się z Adamem pikantnymi fotkami. – Padła też propozycja, żebyśmy nagrali się podczas seksu, ale na szczęście się zgodziłam. Na samą myśl o tym, co on mógłby z tym zrobić, robi mi się słabo – mówi 32-latka i nie kryje, że to, co wtedy przeżyła, to dla niej trauma. – Gdy do mnie dotarło, co się stało, cała trzęsłam się z nerwów. Panicznie bałam się, że on to wrzuci do internetu. Nie mogłam normalnie funkcjonować. Paraliżowała mnie myśl, że tyle osób widziało mnie nago, do tego w intymnych pozach – mówi kobieta. – Oczywiście próbowałam dodzwonić się do Adama, ale mnie zablokował. Z innych numerów nie odbierał telefonu. Poszłam do niego: nie otworzył.
Julia miała wtedy 27 lat, w takiej sytuacji znalazła się pierwszy raz w życiu. – Wiem, co się mówi, że trzeba uważać, komu wysyła się podobne zdjęcia, a najlepiej tego nie robić, ale jak się kogoś kocha i jest zaufanie, to robi się różne rzeczy – zauważa kobieta.
Jak przyznaje, czuła wtedy wstyd nie do opisania. Po kilkadziesiąt razy dziennie logowała się na Facebooku i sprawdzała, czy nie ma tam jej nagich fotek. Przez prawie trzy tygodnie nie chodziła do pracy, miała stany depresyjne i myśli samobójcze, wylądowała na L4. – W końcu wpadłam na Adama na ulicy. Chciałam go rozszarpać. Zagroziłam, że jeśli tego nie odkręci, pójdę na policję – mówi Julia. – Widziałam, że się przestraszył. Nie mógł już cofnąć tego, co zrobił, ale przynajmniej w miarę zyskałam pewność, że on nie roześle tego dalej ani nie opublikuje na żadnej stronie.
Poczucie wstydu, upokorzenia i ogromny lęk zrobiły swoje. Julia miała nadzieję, że pozbiera się sama, ale gdy wpadała na znajomych, którzy widzieli ją nago, wszystko do niej wracało. – Przez ponad pół roku chodziłam do psychotraumatolożki.
Zobacz także
Twoje ciało – twoje prawa
Pornozemsta, czyli revenge porn, może mieć różne oblicza. Były partner mści się na swojej ekspartnerce, publikując w internecie i/lub wysyłając innym jej nagie zdjęcia czy intymne nagrania. Dwuznaczne materiały trafiają nie tylko do wspólnych znajomych, ale czasem także do pracodawców tych kobiet.
Piszemy o byłym partnerze jako sprawcy, jednak ofiarą pornozemsty może paść też mężczyzna, choć Helsińska Fundacja Praw Człowieka zwraca uwagę, że ofiarami cyberprzemocy – pornozemsta jest jedną z jej form – znacznie częściej są kobiety.
"Przepisy prawa karnego (art. 191a k.k. § 155) przewidują penalizację naruszenia intymności seksualnej poprzez rozpowszechnianie wizerunku nagiej osoby lub osoby w trakcie czynności seksualnej bez jej zgody. Regulacja została wprowadzona do Kodeksu karnego nowelą z 2009 r. Przed wprowadzeniem art. 191a w zasadzie nie było możliwości prawnokarnej ingerencji w przypadkach, których dotyczy przepis, a osoba poszkodowana mogła skorzystać jedynie z ochrony cywilnoprawnej" – tłumaczy Helsińska Fundacja Praw Człowieka.
Przestępstwem jest również rozpowszechnianie wizerunku, na którego utrwalenie zgodziła się dana osoba, ale nie dała pozwolenia na udostępnienie nagrania lub zdjęć. Artykuł 191a k.k. § 1 chroni intymność i prywatność człowieka, jak również wolność w zakresie dysponowania swoim wizerunkiem.
– Każdy może dysponować swoim ciałem, czyli również swoimi zdjęciami oraz nagraniami, w taki sposób, w jaki mu się podoba. I więcej: może takie zdjęcia czy filmy rozsyłać, do kogo chce, nawet jeśli nie jest z kimś w relacji. Przestępstwem jest szantażowanie i udostępnianie bez zgody takich materiałów, a nie ich wysyłanie – tłumaczy Jolanta Gawęda z Feminoteki, zwracając przy tym uwagę na zjawisko "victim blaming", gdy kobiety będące ofiarami pornozemsty słyszą, że były naiwne i głupie, bo rozebrały się przed partnerem i pozwoliły się sfotografować albo nagrać. – Pamiętajmy, że w dzisiejszych czasach wiele związków jest na odległość. W takich relacjach wymiana intymnych zdjęć jest sposobem budowania bliskości i intymności – dodaje Gawęda.
Co zrobić, jeśli padniemy ofiarą pornozemsty? Odrzucić poczucie wstydu i zgłosić się na policję. Można (i warto!) skontaktować się też z administratorami serwisów, na których umieszczono nasze nagie zdjęcia. – Administratorzy często nie z empatii, ale z lęku przed pozwami zdejmują ze swoich stron takie zdjęcia czy nagrania – wyjaśnia Jolanta Gawęda. – Można się też zgłaszać do organizacji pomocowych takich jak Feminoteka. My wytłumaczymy, jakie istnieją możliwości prawne, pomożemy napisać zgłoszenie o popełnieniu przestępstwa – dodaje Gawęda. – Natomiast może się nie sprawdzić kontakt ze sprawcą. Być może są sytuacje, w których to działa, ale to jest to, co sprawcy chcą osiągnąć, czyli wywołanie lęku, uczucia poniżenia i podniesienie swojej dominującej pozycji.
Znacznie trudniejsza jest sytuacja, w której były partner "tylko" straszy nas pornozemstą. Jolanta Gawęda z Feminoteki tłumaczy: – Służby wtedy nie reagują, bo nie ma przestępstwa, dlatego w Feminotece każdym przypadkiem zajmujemy się indywidualnie, szukając rozwiązania.
Telefon Feminoteki dla kobiet doświadczających przemocy: 888 88 33 88 (pon–pt w godz. 11–19).
Źródła: "Cyberprzemoc wobec kobiet. Raport", Helsińska Fundacja Praw Człowieka, Joanna Smętek, Zuzanna Warso, Warszawa 2017.