ModaMiasta mody: Hongkong

Miasta mody: Hongkong

Miasta mody: Hongkong
08.08.2007 13:38, aktualizacja: 09.08.2007 15:41

W modowym menu chińszczyzna była dotychczas passe. Ewentualnie w formie przystawki – sezonowe smaczki. Chiński motyw, tunika lub sukienka na wzór cheongsam – proszę bardzo. Jednak oryginał, made in China – już nie za bardzo.

W modowym menu chińszczyzna była dotychczas passe. Ewentualnie w formie przystawki – sezonowe smaczki. Chiński motyw, tunika lub sukienka na wzór cheongsam – proszę bardzo. Jednak oryginał, made in China – już nie za bardzo.

Wśród koneserów mody znalazłoby się kilku oddanych bogatej kulturze azjatyckiej. Rzadko który przyznałby się w towarzystwie, że ma na sobie… garnitur z Chin. Wszystko ze względu na kwestionowaną jakość tamtejszych produktów. Tak przynajmniej było do tej pory. Status metki z napisem – made in China – zmienia się bowiem powoli. Na krawców z Hongkongu zaczynają na przykład snobować się młode wilki biznesu z Londynu. Dobrze kalkulują. Bo jeśli ma się świadomość, że kolekcje największych domów mody od czterech dekad realizowane są właśnie w Chinach, łatwo wywnioskować, że tam należy szukać najlepszych rzemieślników mody na świecie. Jeśli więc krzywiłeś się do tej pory na ubrania z Azji Wschodniej, kojarząc je jedynie z tanią masówką podrzędnej jakości, zrewiduj poglądy. Zapoznaj się też z kilkoma markami i nazwiskami projektantów, którzy mogą stać dyktatorami mody nowego stulecia. Prognozy ekspertów przewidują bowiem, że Chiny obok Japonii będą drugim wiodącym centrum współczesnej mody, tak w sensie produkcji,
jak i projektowania.

Dawne czasy

Pod koniec lat 60., kiedy ze względu na kryzys ekonomiczny na świecie większość domów mody zdecydowała się przerzucić z haute couture na seryjne produkcje pret-a-porter, Hongkong jak wiele innych miast na terenie Chin stał się ich zapleczem produkcyjnym. Nawet francuskie domy mody, początkowo bardzo niechętne takim rozwiązaniom, zdecydowały się przenieść realizację projektów do Chin czy Korei, gdzie siła robocza i inne koszta produkcji były doskonałą szansą na oszczędności. Przez wiele lat szkoliły się tam kadry rzemieślników, którzy pod nadzorem kreatywnych z paryskiej czy londyńskiej centrali, posłusznie szyli kolekcje znanych projektantów mody. Dziś, gdy opadła kurtyna komuny i przy sprzyjających wiatrach ekonomicznych pojawiły się możliwości rozwoju, młodzi Chińczycy masowo biorą udział w konkursach projektowania, przygotowując się do konkurencji z kolegami z Zachodu. Zachęceni świetlanymi prognozami na przyszłość, przy wsparciu rządowych funduszy budują scenę mody z niemal takim zapałem jak miasteczko
olimpijskie pod letnie igrzyska w Beijing. Moda, jako taka, stała się z nagła w Chinach bardzo ważna. I nic dziwnego. Po latach uszeregowania w szarych mundurkach Mao jest potrzeba odreagowania.

Magia metki

Chińska kultura ma 4 tysiące lat. Takiego bogactwa nie da się wykrzewić, nawet jeśli przez pół wieku pali się zabytki i morduje intelektualistów oraz trzyma w ryzach ponadprzeciętną kreatywność. Oczywiście, jarzmo komunizmu pozostawiło ślady w mentalności społecznej. I efekty tego widać także w modzie. Jeśli chodzi o starsze pokolenie, dla większości Chińczyków wciąż obowiązującym strojem na co dzień jest ten noszony od pokoleń, czyli prosta tunika, spodnie i sandały. To dotyczy głównie mieszkańców pomniejszych miasteczek i wsi.

Chiny mocno skontrastowane są pod tym względem. Na ulicach dużych miast zwłaszcza młode pokolenie paraduje w kreacjach odważnych niczym z londyńskich wybiegów. Tu liczy się oryginalność, podkreśla się indywidualność. Często za wszelką cenę. To zresztą kolejne zjawisko powszechne dla krajów postkomuny. W cenie są przede wszystkich marki zagraniczne. Metka Prady czy Louis Vuitton wciąż robi największe wrażenie. Barney Cheng

To, że Chińczycy snobują się na metki zagranicznych projektantów, nie dziwi o tyle, że przecież do niedawna jedynym znanym im dyktatorem mody był komisarz Mao. Niechęć do lokalnych marek tak mocno zakorzeniła się w narodzie, że Chińscy projektanci mają większe szanse u zagranicznych kupców niż u krajan. Ci mocno kibicują ich karierze, jednak jeśli mają wydać pieniądze, to zrobią to podczas podróży zagranicznych albo w salonach obcych marek. Niechęć do lokalnych produktów charakterystyczna jest również wśród innych azjatyckich nacji. Przekonał się o tym Barney Cheng, jeden z bardziej znanych chińskich designerów. Dwa lata temu jego kolekcja spotkała się z dużym uznaniem kupców reprezentujących dom handlowy w Osace. Zamówienie skancelowano jednak, gdy wyszło na jaw, że autorem kolekcji jest projektant z Hongkongu. Projekty Chenga cieszą się za to dużym powodzeniem w Stanach Zjednoczonych. Można je kupić w znanych nowojorskich centrach jak Henri Bendel czy Bergorf Goodman. Do największych sukcesów Chenga należy
jednak stała współpraca z ekskluzywnym salonem Giorgio Beverly Hills. Powodzenie tego projektanta w Hollywood spowodowało zresztą, że jego nazwisko zaczęły szanować również lokalne gwiazdy. Obecnie 90% jego zamówień w Chinach to toalety wieczorowe dla aktorek i ich bogatych koleżanek z towarzystwa. Moda Chenga dość dobrze oddaje to co dla chińskiej mody charakterystyczne. Dużo w niej nawiązań do rodzimej kultury i tradycyjnych strojów przemieszanych z najnowszymi światowymi tendencjami.

East meets West

Zabrzmi to jak cliche, jednak to, co najlepiej określa współczesną chińską modę, to stwierdzenie - East meets West. Nowa generacja artystów, łącząc wpływy wschodnie z zachodnimi, poszukuje unikalnego stylu, jaki będzie mogła eksportować na świat. Jedną z pionierek promujących zderzenie w modzie tradycji chińskiej z zachodnimi trendami jest Vivienne Tam. To najbardziej znane chińskie nazwisko na światowej scenie mody. Projektantka od lat wystawia swoje kolekcje podczas nowojorskiego tygodnia mody. Spektakularny sukces w Stanach Zjednoczonych stylu East meets West, jaki Vivienne godnie reprezentuje, zachęcił jej kolegów po fachu do eksperymentowania na bazie rodzimym zdobyczy kultury. Sama Tam dała im zresztą do tego doskonałe podstawy. Jej książka „China Chic” to biblia dla tych, którzy chcą poznać chińską modę, sztukę i kulturę od podszewki.

Kolejny znany projektant, który lubi igrać z tradycyjnymi symbolami, to William Tang nazywany niegrzecznym chłopcem chińskiej mody. Jego wieczorowe sukienki często o kroju cheongsam, tyle że w nowoczesnym wydaniu, np. wykończone futrem albo w jaskrawych kolorach. Tang z powodzeniem sprzedaje swoją modę w paryskim butiku Presence II. We Francji docenia się także talent Cecilii Yau, która po ukończeniu paryskiej ESMOD specjalizuje się w projektowaniu haute couture. Cecilia oddana chińskiej kulturze mimo powodzenia w Paryżu zdecydowała się powrócić do Chin, by tam krzewić francuski szyk.

Projektantką mody, która dobrze reprezentuje hasło East meets West, jest również Simone Ng, która przemyca relikty chińskiej kultury, projektując odzież klubową. Ulubiony przez nią motyw przewodni kolekcji to wschodnie sztuki walki i ich bohaterzy, jak np. Bruce Lee.

Podobnie jak w Japonii, również silnie przywiązanej do rodzimej kultury i jednocześnie głodnej nowości ze świata, kontrast pomiędzy tradycją a współczesnością jest dramatyczny, co w modzie przekłada się na spektakularne zjawiska. Azjaci, jak chyba żadna inna rasa eksperymentują z modą, często na granicy ryzyka. Wizerunki, jakie kreują, nawet te na co dzień, są jak manifesty. Wyrażają poprzez nie swoje poglądy, preferencje, zainteresowania. To kolejna cecha mody made in China. Eksperyment i prowokacja. I tu trzeba przedstawić takie nazwiska projektantów, jak Peter Lau, Walter Ma, Eldy Pang, Ika czy Pacino Wan. Hongkong Fashion Week

Nowych nazwisk wciąż będzie przybywać. W Chinach od kilku lat trwa prawdziwy szał modowy. Każde większe miasto organizuje własny tydzień mody, a w ramach tego konkurs nowych talentów. Najbardziej prestiżowy to ten odbywający się dwa razy do roku, podczas Hongkong Fashion Week. Impreza ta zresztą umacnia pozycje Hongkongu jako stolicy mody Azji Południowo-Wschodniej. Dla niektórych takie pozycjonowanie wydaje się o tyle kontrowersyjne, że Hongkong przez półtora wieku był kolonią brytyjską, zaś od 1997 r. dzierży status Specjalnego Regionu Administracyjnego Chińskiej Republiki Ludowej. Kwestionuje się, czy to, że Hongkong był poza nawiasem tego, co kształtowało mentalność większości współczesnych Chińczyków, nie wyklucza go jako godnego reprezentanta lokalnej mody?

Wygląda jednak na to, że Hongkong jako miasto-państwo, gdzie od pokoleń wschodnia kultura przenika się z zachodnią cywilizacją, jest najlepiej przygotowany, by sprostać roli jednej z wiodących światowych stolic mody. Potwierdzają to decyzje największych korporacji modowych, które sadowią swoje biura i flagowe butiki w centralnym dystrykcie Hongkongu, gdzie ceny wynajmu są jednymi z najwyższych na świecie.

Ekscytująca przyszłość

Chińska moda nie ma jeszcze silnej reprezentacji w modowych rozgrywkach. To jednak tylko kwestia czasu. Przy takich inwestycjach i determinacji nie ma mowy, by wśród 1 300 000 000 ludzi zamieszkujących Chiny nie znalazło się wystarczająco dużo talentów, które dzięki swych kreacjom wniosą coś świeżego do dziedziny mody. I jest to ekscytujące zjawisko. Nadarza się bowiem szansa, że to, co było tłumione, ewoluuje w stronę, jakiej jeszcze nie znamy, a która być może ukierunkuje nowatorskie spojrzenie na modę.

WYDANIE INTERNETOWE

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także