Michał wrócił po 16 latach na "Woodstock". "Najlepszym dniem był dzień wyjazdu"
"Człowiek, który ma 32 lata, a nie 16, trudniej radzi sobie z tym, że ma ciągle warstwę kurzu na twarzy, z gorącem, potęgującym uczucie brudu, z kolejkami do wszystkiego". Michał w liście do nas napisał wprost: "Pierwszego dnia zacząłem myśleć o wyjeździe. Coś się zmieniło". Słynna impreza Pol'And'Rock nie jest więc dla 30-latków?
"Woodstock to dla mnie wciąż Woodstock, a nie Pol'and'Rock. Dlatego wróciłem. Miałem 16 lat, kiedy tam byłem. Dziś mam 32 lata. Chciałem zobaczyć, czy nadal będę bawić się tak dobrze, jak wtedy. Wspominałem tych ludzi, tę wolność, muzykę, atmosferę, brak przemocy. To było super. Na to też liczyłem wracając. Byłem pełen oczekiwań. I rzeczywiście, pierwsze godziny dały to, czego chciałem. Zachwycał mnie widok wielotysięcznego tłumu. Potem uświadomiłem sobie, że coś się zmieniło. Nie zmienił się Woodstock, zmieniłem się ja" - napisał w liście do naszej redakcji Michał.
Mężczyzna tłumaczy, dlaczego jego odczucia po imprezie są takie negatywne. "Człowiek, który ma 32 lata, a nie 16, trudniej radzi sobie z tym, że ma ciągle warstwę kurzu na twarzy, z gorącem, potęgującym uczucie brudu, z kolejkami do wszystkiego. Co z tego, że wybierałem płatny prysznic za kilkanaście złotych, skoro i tak czekałem, by go wziąć przez półtorej godziny? Mogłem poprosić o zimną wodę i nie płacić nic, ale czekania wcale nie było krótszego niż do prysznica. Kiedy szedłem po piwo, było to samo. 15 minut w kolejce to było minimum. Podliczając to wszystko, wychodziło kilka godzin stania w kolejce. Dla 16-latka to esencja festiwalu. Dla 32-latka – udręka. Jedno się jednak nie zmienia - korzystanie z obleśnego, przepełnionego toytoya jest równie obrzydliwe w wieku 16 lat, jak 32. Podobnie jest ze smrodem moczu, bo potrzeby fizjologiczne załatwia się tu niemal na każdym kroku. Atmosfera Woodstocku cieszy właśnie wtedy, gdy ma się 16 lat. Przybija się ze wszystkim piątki, rozmawia o byle czym… Robiłem to teraz, ale wcale tego nie czułem. Nie miałem tej potrzeby 'pseudowolności', mi wolność daje dzisiaj coś innego. Za to tylko na Woodstocku dostanie się od tłumu całkowitą akceptację. Nikt nie czuł się skrępowany i chodził w samej bieliźnie. Nie miało znaczenia, ile ważysz, jaki masz kolor skóry i ile masz lat. Ale w którymś momencie nawet to już mnie męczyło" - stwierdza.
"Prawda jest taka, że pod koniec pierwszego dnia zacząłem myśleć o wyjeździe, chciałem być w domu. Zobaczyłem, co chciałem zobaczyć. A jednak o wiele bardziej wolałbym zostać w łóżku, niż budzić się o 7:30 przez palące słońce. Wycieczki, gdy tak grzeje, po wielkim terenie, to piekło. Szczególnie kiedy idziesz za potrzebą - 10 minut. Największy problem jest w głowie. Widzisz tych 16-, 20-latków, którzy krzyczą, przebierają się w 40-stopniowym upale i myślisz: Nigdy w życiu!. Pol'And'Rock to wspaniałe miejsce, ale dla bardzo młodego człowieka, który musi spuścić z siebie powietrze – i staje się wolny, z dala od szkoły i rodziców. Ty masz lat trzydzieści parę i twoje życie wygląda jednak inaczej, niż Woodstock czy jak teraz to się nazywa Pol'And'Rock".
"To nie tak, że 30-, 40-latkowie się tam nie odnajdują. Spotykałem ich – tych punków – którzy wciąż są w tej samej bajce. Kiedy z niej wyjdziesz, powrót jest zderzeniem z własną przeszłością i refleksją, że tamtego człowieka już nie ma. Czy jest mi z tego powodu przykro? Nie, bo lubię siebie. Lubiłem też 16-letniego Michała. Też się darłem i upijałem. Taką miałem wtedy potrzebę, teraz potrzeba jest inna"- kończy swój list Michał.
A jak jest u Was? Powracacie po latach na Woodstock?
Masz podobne odczucia, a może zupełnie inne? Napisz do nas przez formularz dziejesie.wp.pl