Miłość wśród ruin
Wypowiadali sakramentalne „tak”, zapominając o rozlegających się wokół strzałach i wybuchach bomb. Choć na chwilę chcieli wrócić do normalnego życia, ale zdawali sobie sprawę z tego, że już za parę godzin mogą zostać wdową lub wdowcem. Jak szacują historycy, w czasie trwania powstania warszawskiego zawarto blisko 260 ślubów.
01.08.2016 | aktual.: 02.08.2016 14:01
W dramacie „Powstanie Warszawskie”, niezwykłym filmie zmontowanym w całości z dokumentalnych materiałów archiwalnych nagranych przez młodych reporterów w sierpniu 1944 roku, możemy obejrzeć niezwykłą ceremonię ślubną. Dwoje uśmiechniętych młodych ludzi – on w mundurze, z ręką na temblaku, ona w kraciastej koszuli, z opaską czerwonego krzyża – składa przed księdzem przysięgę małżeńską. Jest 13 sierpnia 1944 r. Wokół trwają zacięte walki, a tego samego dnia na warszawskiej Starówce eksploduje niemiecka pułapka – pojazd gąsienicowy wypakowany ładunkami wybuchowymi. Ginie około 300 osób.
Dzięki nagraniu wykonanemu przez powstańczego fotografa Eugeniusza Lokajskiego ślub Bolesława Biegi, pseudonim „Pałąk”, żołnierza zgrupowania „Kiliński” z sanitariuszką Alicją Treutler ps. „Jarmuż” stał się najlepiej udokumentowaną ceremonią z czasów powstania warszawskiego.
Ślub na rozkaz
Bolek i Alicja znali się jeszcze sprzed wojny i od dawna planowali się pobrać, jednak wcześniej na przeszkodzie stał sprzeciw ojca młodej kobiety, który uważał, że potencjalny zięć powinien najpierw znaleźć porządną pracę. 1 sierpnia 1944 r. wszystko się zmieniło. Biega już pierwszego dnia powstania, podczas ataku na Pocztę Główną, został ranny i trafił do polowego szpitala, gdzie znalazł się także jego dowódca Franciszek Szafranek, ps. „Frasza”. – Pewnego dnia Frasza mówi: Może weźmiecie ślub. A ja mu na to, że jak można wziąć ślub w takich warunkach? On jednak powiedział, że wszystko zorganizuje – wspomina po latach Biega.
Jeszcze tego samego dnia dowódca wysłał do Alicji łącznika z informacją, że następnego dnia zostanie żoną Bolesława. Ojciec pana młodego również walczył w powstaniu. Gdy dowiedział się o planach syna, uznał, że ten zwariował. –Pytał, z czego będziemy żyć. A ja powiedziałem, że przecież jutro może w ogóle nie będziemy żyć – opowiada Biega.
Ceremonia odbyła się przy prowizorycznym ołtarzu urządzonym w sklepie nad szpitalem. Ślubu udzielił ks. Wiktor Potrzebski, kapelan batalionu „Kiliński”. Nie mogli pojawić się na nim koledzy pana młodego, ponieważ odpierali właśnie kolejny szturm sił niemieckich. Nie zabrakło ich jednak na weselu. – To była uczta z biszkoptami, sardynkami, pasztetami, winami francuskimi, które odbiliśmy Niemcom. Naturalnie, była wódka – opisuje Biega.
Noc poślubną spędził z żoną na podłodze, w zrujnowanym budynku poczty. Po upadku powstania oboje trafili do obozu jenieckiego niedaleko Drezna. W 1951 r. wyjechali do Stanów Zjednoczonych, gdzie urodziła im się piątka dzieci. Doczekali się też 12 wnuków. – I ciągle się kochamy – opowiadali Biegowie dwa lata temu, gdy świętowali 70. rocznicę ślubu.
Obrączka z łożyska…
Śluby powstańców nie były niczym nadzwyczajnym. Każdego dnia walk o Warszawę odbywały się średnio cztery takie ceremonie. Zasady zawierania małżeństw regulował nawet specjalny rozkaz, wydany 18 sierpnia przez generała Antoniego Chruściela, ps. „Monter”, komendanta Warszawskiego Okręgu Armii Krajowej.
„(…) Należy przesłać do Szefostwa Duszpasterstwa Komendy Okręgu dokładne meldunki z wymienieniem nazwiska, adresu cywilnego i przydziału obecnego Osób związek zawierających oraz z podaniem nazwiska kapłana błogosławiącego dany związek, z wymienieniem władzy kościelnej do błogosławieństwa upoważnionej” – brzmiał jeden z punktów.
Chęć zmiany stanu cywilnego należało zgłosić dowódcy oddziału, który następnie informował kapelana. W przypadku osób niepełnoletnich wymagano również zgody dziekana lub rodziców, co jednak ze względu na toczące się walki często było niemożliwe.
W praktyce robiono wszystko, by nie utrudniać powstańcom połączenia się węzłem małżeńskim. Księża bez problemów zgadzali się na jednorazowe zapowiedzi i starali się maksymalnie skracać ceremonię, chcąc dać młodym nacieszyć się sobą jak najdłużej. Niekiedy trwała ona dosłownie kilka minut jak w przypadku ślubu legendarnego „kuriera z Warszawy” Jana Nowaka-Jeziorańskiego z Jadwigą Wolską, ps. „Greta”. Na palce nałożyli sobie miedziane obrączki, które udało się zdobyć w zamian za kilka puszek konserw ze zrzutu.
Róża Nowotna, ps. „Róża”, która 12 sierpnia 1944 r. poślubiła Jana Walca, ps. „Jasio” nosiła natomiast obrączkę wykonaną z… łożyska karabinu maszynowego. – Pewni ludzie zaproponowali nam, że możemy się przed ślubem umyć w ich mieszkaniu. To był ewenement – opowiadała po latach Róża.
Bluzka ze spadochronu
Podczas ceremonii Róża Nowotna miała na sobie bluzkę uszytą ze spadochronu. Zazwyczaj jednak młode pary stawały przed księdzem w codziennych strojach, choć starano się, by były one w miarę czyste i eleganckie. Kobietom czasami udawało się zdobyć gdzieś białą bluzkę. Bukiet ślubny komponowano z kwiatów rosnących na balkonach zrujnowanych warszawskich kamienic, najczęściej były to petunie lub pelargonie.
Mężczyźni zwykle stawiali się na ceremonii w mundurze. – Mąż późniejszy wyszedł z tych kanałów. Pojawił się na Bartosiewicza w mundurze esesmańskim, znaczy w panterce. Powiedział: Słuchaj, to jest jedyny moment żebyśmy się pobrali, bo ja mam nareszcie całe spodnie. Bo przedtem mu się to raczej nie zdarzało – wspominała Maria Piechotka, ps. „Marianna”, która poślubiła Kazimierza Macieja Piechotkę, ps. „Jacek”, żołnierza plutonu „Agaton”.
– Mnie Powstanie zastało w jakiejś sukience, która po kilku dniach była już dosyć brudna, więc postanowiłam ją wyprać. Wyprałam, powiesiłam na sznurku. W międzyczasie sąsiadka, pani zresztą zupełnie mi nieznana, pożyczyła mi swoją sukienkę żebym miała na zmianę. Moja spaliła się razem z całą kamienicą i zostałam w tej cudzej sukience. W niej chodziłam już, jako jedynym stroju, aż do końca Powstania. To była moja suknia ślubna. Ponieważ sandałki mi się oczywiście rozleciały, to pożyczyła mi buty nasza wspólna koleżanka, która miała rozmiar o cztery większy od mojego. Wobec tego buty były, powiedzmy sobie, luźne – opowiadała.
„Byliśmy młodzi”
Jakie prezenty otrzymywała młoda para? Zwykle były to najpotrzebniejsze rzeczy, np. naboje do pistoletu, mydło czy skarpetki. Jedna z łączniczek wspominała, że koleżanki z oddziału, by uczcić jej ślub, przez cały dzień roznosiły za nią wszystkie meldunki. Dzięki temu mogła nacieszyć się ukochanym. Inna para otrzymała niezwykły podarunek od przyjaciół – wannę pełną wody, w której mogli się wykąpać.
Nie mogło także zabraknąć weselnego przyjęcia. Zwykle jednak krótkiego i bardzo skromnego, na stołach pojawiała się zbożowa „zupa plujka”, rzadziej konserwa ze zrzutów lub niemieckich zapasów. Mięso było niemal nieosiągalne, choć z czasem powstańcy zaczęli zjadać nawet bezpańskie psy i koty. Nie żałowano sobie natomiast alkoholu. Wielu powstańców wspominało, że zwłaszcza w ostatnich, desperackich tygodniach walk o stolicę, wysokoprocentowe napoje pomagały radzić sobie z przerażającą codziennością.
Czy ślub w takich warunkach był dobrą decyzją? – To był po prostu moment taki, że właściwie nie wiedzieliśmy, co się z nami dalej stanie. Chcieliśmy mieć bliski związek ze sobą. Nie wiadomo było, czy jedno zginie, czy przeżyjemy. Przecież to były straszne chwile. (...) Byliśmy zamknięci, byliśmy skazani właściwie na zagładę. Jeżeli uczucie zakwitło przedtem, to chcieliśmy jakoś to sfinalizować, przecież byliśmy młodzi – opowiadała ówczesna łączniczka Grażyna Pilszak w wywiadzie udzielonym „Archiwum Historii Mówionej” Muzeum Powstania Warszawskiego.
23 września 1944 r. jako 19-latka, w tajemnicy przed rodzicami, wzięła ślub z ukochanym Maciejem w małej kapliczce przy ul. Wilczej. Ich związek nie przetrwał jednak próby czasu. Rozstali się dwa lata po powstaniu.