Młoda Polka ofiarą stalkingu, poszła na policję i nic. "Muszę się bać tylko dlatego, że jestem kobietą"
Katarzyna Mortoń, Polka mieszkająca w Belgii, doświadcza stalkingu i opisuje to w sieci. Jej prześladowca nie reaguje na odmowę, ciągle do niej pisze, a policja, którą poprosiła o pomoc, wcale jej nie pomaga. Ale Katarzyna nie ma zamiaru się poddawać. "Nie można się dać wprowadzić do rogu i defensywy. " - pisze.
12.06.2017 | aktual.: 12.06.2017 10:19
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Zaczęło się niewinnie, od wiadomości na Facebooku - w dwa dni nadawca zmienił się jednak w stalkera, który nie tylko pisze, ale i wydzwania do Katarzyny. "Akurat kręciliśmy mały projekt taneczny, więc byłam ze znajomymi. Oddałam koledze słuchawkę, który 10 razy powtórzył facetowi, że ma do mnie nie dzwonić." - opowiada. - Koleś jak w jakiejś manii powtarzał, że chce że mną rozmawiać, zupełnie puszczając mimo uszu prośby (rozkazy) kolegi, który rozmawiał z nim 5 minut. Zanim go zablokowałam na FB powiedziałam mu, że pójdę na policję. Nic sobie z tego nie robi. Teraz pisze smsy. Jeśli w ciągu 10 dni, nie przestanie, mam wrócić na policję." - dodaje.
Polka wyjaśnia dalej, że kontakt do niej jest publicznie dostępny. "Niestety, bywał na różnych informacjach projektowych, które były publicznie ogłaszane w Internecie, i jest też na mojej stronie internertowej dotyczącej kreatywnej części moich aktywności" - wyjaśnia Mortoń. - Ponieważ robię w Belgii różne, drobne rzeczy, zdarza się iż mijam plakat ze swoim zdjęciem, miejscem i datą w którym będę coś robić. Nie uniknę tego, bo tym się zajmuję." - czytamy. Pytanie, czy ma to robić? Ona sama uważa, że nie. "Chociaż co mam Wam powiedzieć - czasem się boję. Boję się, a potem jestem zła, że muszę się bać tylko dlatego, że jestem kobietą." - pisze.
Mortoń podejmuje też kwestię imigrantów, których powinniśmy się bać. Jak podkreśla, to nie imigrant ją prześladuje. "Mogę zrobić listę białych, nachalnych facetów, ingerujących w moją prywatność. Łącznie z sytuacją w której nieznajomy facet podjechał mi pod dom o 22.30, bo gdzieś mnie zobaczył tydzień temu, i teraz rozpoznał i chciał - POROZMAWIAĆ. Oraz z innym ziomem, który powyzywał mnie od pustych suk, bo nie chciałam się z nim umówić. Żeby jeden!" - stwierdza. Ale Kasia zamiast "wycofać się z percepcji lokalnej społeczności", wychodzi z szufladki ofiary. "Jestem jeszcze w miarę młodą osobą, a ilość doświadczeń w których muszę (chociażby psychicznie) bronić dostępu do siebie, własnego bezpieczeństwa jest tak duża, że weszła mi już dawno w DNA. Jeśli ktoś mówi, że czegoś nie chce, to znaczy, że tego nie chce." - konstatuje. Jej wpis wywołał lawinę komentarzy, w tym kobiet w podobnej sytuacji.