"Moim głosem są lalki". Artystka protestuje przeciwko wojnie w Ukrainie
"Nie będę dłużej milczeć" - mówi w rozmowie z WP Kobieta mieszkanka Szczecina, która urodziła się i wychowała na Białorusi. Hanna Zabrocka od ponad 12 lat mieszka w Polsce i mówi o sobie, że jest Polką. Za pomocą twórczości apeluje o zaprzestanie wojny. Jej prace są głosem sprzeciwu wymierzonym w tych, którzy postanowili stanąć po stronie wroga.
Hanna Zabrocka tłumaczy, że rosyjska agresja na Ukrainę przywołała w jej pamięci wydarzenia sprzed dwóch lat. Wtedy postanowiła związać swoją działalność z polityką. Jej celem było wyrażenie sprzeciwu wobec reżimu Łukaszenki. Przypomnijmy, że w 2020 roku na Białorusi wybuchły (największe od czasu uzyskania niepodległości) protesty w związku ze sfałszowanymi wynikami wyborów. Przez rok represjom poddano ponad 33 tys. obywateli.
Dziś Hanna szyje już nie tylko portretowe lalki bohaterek Białorusi, lecz także te z symbolami ukraińskimi. "Teraz przeżywam ponownie to, z czym mierzyłam się w 2020 roku w związku z sytuacją na Białorusi" - dodaje.
Zobacz też: Robi wszystko, by uchronić dzieci przed wojną. Wpis Ołeny Zełenskiej o ewakuacji sierocińca
"Jestem świadomą osobą i nie wyobrażam sobie milczenia"
Hanna wspomina, że długofalowe milczenie doprowadziło do wydarzeń, które miały miejsce dwa lata temu na Białorusi. Wtedy również w artystce coś się zmieniło. Sytuacja w ojczystym kraju nauczyła Zabrocką, że nie wolno dłużej milczeć, bo to niemal zawsze oznacza poparcie dla ludzi, którzy sieją zło i ciche przyzwolenie na ich czyny. Jej pierwsze lalki symbolizowały silne kobiety z Białorusi. W twórczości nie było mowy o żadnym przypadku.
- Były one formą protestu i mojej solidarności przede wszystkim z Białorusinkami. Wielu mężczyzn wtedy aresztowano, prześladowano i to kobiety były główną siłą napędową białoruskich pokojowych protestów. Szyłam wtedy lalki, które przedstawiały konkretne osoby m.in. naszą prezydentkę Swiatłanę Cichanouską czy bohaterki pokojowych protestów znanych na Białorusi, czyli np. Ninę Bagińską - tłumaczy Hanna.
Artystka dodaje, że zamówienia na podobizny owych dzielnych kobiet dostawała od "zwykłych" obywateli, ponieważ wiele osób chciało mieć w domu choć cząstkę tej mocnej, odważnej kobiecej energii.
- Poczułam też, że za pośrednictwem lalek mogę w pewien sposób rozmawiać. Z Polakami, z przyjaciółmi. Szyjąc lalkę konkretnej bohaterki, opisuję, kim ona jest, co robi. I tak na przykład stworzyłam podobiznę lekarki, która ratowała ludzi bitych na pokojowych protestach. W ten sposób nagłaśniam to, co się dzieje.
Pierwsza lalka Ukrainka powstała 24 lutego
Wiadomość o wojnie w Ukrainie była dla Hanny szokująca. Wiedziała, że musi zareagować natychmiast. Potrzebowała również jak najszybciej poinformwać wszystkich o swoim stanowisku. Czuła, że jest to winna zarówno Ukraińcom, jak i Białorusinom.
- Pierwszą lalkę Ukrainkę uszyłam z myślą o wychowawczyni swojego syna, który chodzi do żłobka. Mieszka w Polsce od dwóch lat. Ma w Ukrainie swoją rodzinę. W pierwszy dzień wojny, kiedy ją zobaczyłam, obie się popłakałyśmy i uściskałyśmy. Było to trudne, emocjonalne przeżycie. To od niej, tak z pierwszej ręki, usłyszałam, co się dzieje w Ukrainie. Jak bardzo się martwi o bliskich. Opowiedziała mi historię swojej przyjaciółki, której dzieci przyjechały na zawody sportowe do Warszawy i nagle zaczęła się wojna. Dzieci nie miały możliwości powrotu do swoich rodziców, do domów.
Hanna postanowiła działać. Od razu po wykonaniu lalki, przyjechała do nauczycielki, którą ten gest bardzo wzruszył. Wiedziała, że artystka pochodzi z Białorusi. Kobiety poczuły się jak siostry, które odnalazły się w trudnej sytuacji. Od tamtego czasu przyjaźnią się i wzajemnie wspierają.
- Mimo że bardzo dużo moich odbiorców kojarzy mnie jako Polkę, bo oczywiście nią jestem i czuję się Polką, również wiele osób wie, że reprezentuję również Białorusinów. W sytuacji rozpoczęcia wojny, Białoruś potraktowano tak naprawdę jako ziemie, z których można strzelać na Ukrainę. Czułam ogromną potrzebę, by powiedzieć i napisać, że to nie był wybór Białorusinów. Białoruś to nie Rosja. Zwykli ludzie nie wyobrażają sobie, jak w ogóle można walczyć z Ukraińcami, którzy są naszymi sąsiadami, naszymi braćmi i siostrami.
Zabrocka wspomina, że wielu mieszkańców Ukrainy i Białorusi rozmawiało w tym samym języku, wychowało się w tej samej kulturze. Nikt nie widzi w ogóle sensu w wojnie. O tych, którzy współpracują z Łukaszenką, mówi bardzo dosadnie.
- Białorusini, zwykli ludzie, nie równają się reżimowi Łukaszenki. W pierwszych dniach wojny w Ukrainie, w niezależnych białoruskich mediach, pojawiała się informacja, że wolni Białorusini, ci pod biało-czerwono-białą flagą, są i będą zawsze walczyć po stronie Ukrainy. Natomiast ci ludzie, którzy z jakiegoś powodu z terytorium Białorusi kierują się wrogo nastawieni na Ukrainę, to "łukaszyści". Dla mnie jest to bardzo brzydkie słowo, ale świetnie określające, kim są ci ludzie - wyznawcy reżimu, którzy nie mają nic wspólnego z patriotyzmem i nie mogą się tak naprawdę nazywać Białorusinami - podkreśla Hanna.
"Prawdziwi Białorusini są prześladowani"
W obecnej sytuacji nie sposób było nie wspomnieć o tym, co dzieje się również na Białorusi. W kraju, w którym wychowała się artystka, dzieje się wiele okropnych rzeczy.
- Dużo moich rodaków czuło potrzebę wytłumaczenia Ukraińcom, że Białorusini sami znajdują się pod okupacją. Także są prześladowani. Reżim wyplenił niemal do zera niezależne media, wszystkie możliwe wolne głosy, całą inteligencję. Ludzie albo siedzą w więzieniach, albo już nie żyją, albo musieli wyemigrować, ponieważ nie ma możliwości pozostania na Białorusi i mówienia prawdy w swoim języku.
Pani Hanna zauważa, że na Białorusi, tak jak w Ukrainie, są dwa państwowe języki. W przypadku Białorusi jest to język białoruski oraz rosyjski.
- Ludzie na ulicach nie mówią po białorusku. Dużo Białorusinów nawet nie zna tego języka. Mówi się wyłącznie po rosyjsku.
"Wahałam się, czy to etyczne"
Rozmówczyni WP Kobieta wspomina, że wojna wywróciła również jej plany. W marcu miały odbyć się zajęcia z szycia wielkanocnych dekoracji. Zastąpiła je jednak inna forma spotkań.
- Wahałam się, czy to jest etyczne; przeprowadzać jakiekolwiek warsztaty, spotkania w obliczu wojny. Pomyślałam jednak - a może są osoby, które potrzebują przekierować tę energię, myśli na coś innego.
Na ostatnich warsztatach pojawiło się kilka osób z Polski i Ukrainy. Część lalek, które uszyły uczestniczki, zostało przekazanych na cele charytatywne. Pozostałą część kobiety zabrały do domów, aby w symboliczny sposób solidaryzować się z Ukrainą.
- Momentami walczę ze sobą, bo raz na pewien czas pojawiają się w mojej głowie myśli, że przecież lalki świata nie uratują. Po co ja je w ogóle robię? Miałam dysonans - wojna to nic pięknego, a ja szyję lalki i w jakiś sposób łączę to wszystko w jednym poście na Instagramie. Z drugiej strony moje sumienie nie pozwala mi nie robić nic - tłumaczy Zabrocka.
W takich trudnych momentach przypomina sobie to, co czuła dwa lata temu. Wspomina, że wówczas nawet błaha rzecz pomagała jej wierzyć, że na każde małe zło istnieje odpowiedź w postaci małego dobra.
- Jeśli moim głosem są lalki, to niech tak będzie. Ukraińcy, którzy mnie znają i wiedzą, kim jestem, zrozumieli również trudną sytuację Białorusinów. Wierzą, że mówię w ich imieniu. Tych prawdziwych, nie pobratymców Łukaszenki.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!