Molestowanie seksualne kobiet w mediach. "Podjęłam próbę, usłyszałam: Będzie mi tu pani MeToo odstawiać?"

Molestowanie seksualne kobiet w mediach. "Podjęłam próbę, usłyszałam: Będzie mi tu pani MeToo odstawiać?"

Dziennikarki ujawniają prawdę o molestowaniu w miejscu pracy
Dziennikarki ujawniają prawdę o molestowaniu w miejscu pracy
Źródło zdjęć: © Getty Images
15.03.2023 06:00, aktualizacja: 15.03.2023 13:00

Według polskich dziennikarek molestowanie seksualne to obok łamania Kodeksu pracy i nierównych płac jeden z największych problemów polskich mediów. Do tej pory był to jednak temat tabu. A tymczasem molestowania seksualnego w pracy doświadczyła co druga polska dziennikarka.

Pożegnanie szefa. Impreza redakcyjna, jakich wiele. On jest postawny, już pijany - w pewnym momencie mówi: "fajne tu miałem dziewczyny (w redakcji)", "będę za wami tęsknił". Na sentymentach się nie kończy.

- W pewnym momencie zaczął mnie przytulać, przyciskać do siebie, a jest bardzo dużym i silnym facetem. Zaczął ściskać moją pierś, mówiąc: "o, jakie cycuszki" - opowiada S. W mediach pracuje od ponad dekady. Udało jej się wyrwać z uścisku. Stojący obok koledzy i koleżanki nie reagują. Za to szef znalazł sobie kolejną ofiarę. R. - z którą najpierw rozmawiał na tarasie lokalu, w którym odbywała się impreza.

- W pewnym momencie, bez żadnego pretekstu rzucił się na mnie, przycisnął mocno do swojego ciała i złapał za pośladki. Zaczął mnie z całych sił obmacywać - opowiada R., która kilka miesięcy temu odeszła z mediów.

Mimo wysiłku nie była w stanie wyrwać się z rąk oprawcy. - Byłam całkowicie zablokowana przez jego ramiona i ręce, które cały czas mnie obmacywały. Byłam dosłownie zduszona i brakowało mi tchu. Bardzo się bałam, że jesteśmy na tym tarasie mało widoczni i nikt mi nie pomoże, a zaraz może stać się coś jeszcze gorszego. On był pod wpływem alkoholu, ale nie w takim stopniu, żebym była w stanie go odepchnąć. Był cały czas świadomy swojego zachowania - wspomina R. w rozmowie z dziennikarkami Instytutu Zamenhofa.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Na szczęście pojawiła się S. Zaczęła krzyczeć, podbiegła i wyrwała koleżankę z ramion mężczyzny. - Minęło już kilka lat, ale wciąż czuję żal i obrzydzenie do tego człowieka, szczególnie jak go widzę w telewizji. Wszystkie złe wspomnienia wtedy wracają.

"Są nazwiska, nad którymi od lat wisi czerwony alert"

To tylko jedna z historii, którą dziennikarkom z Instytutu Zamenhofa opowiedziały dwie z kilkunastu kobiet pracujących w mediach. Instytut zdecydował się zbadać skalę molestowania w redakcjach. Do tej pory - poza kilkoma sprawami, które nagłośniły media - temat praktycznie nie istniał. Były za to korytarzowe plotki, nieoficjalne doniesienia, tajemnice przekazywane z ust do ust.

Molestowanie seksualne i dyskryminacja to wciąż temat tabu. Jednak - jak wynika z badania przeprowadzonego przez Kantar Public na zlecenie Instytutu Zamenhofa - co druga polska dziennikarka (49 proc.) spotkała się w miejscu pracy z nieodpowiednimi uwagami o podtekście seksualnym ze strony współpracowników. Ze strony przełożonych usłyszało je 29 proc. badanych. Niestosowne gesty, zachowania o podtekście seksualnym wykonane przez pracowników zostały wskazane przez 25 proc. respondentek, a te wykonane przez przełożonych – przez 15 proc.

- Nie znam dziennikarki, która na jakimś etapie swojej kariery nie byłaby ofiarą molestowania i przemocy. My znamy swoje historie i ostrzegamy się nawzajem. Są nazwiska, nad którymi od lat wisi czerwony alert - opowiedziała w anonimowej ankiecie jedna z 268 kobiet, które zdecydowały się wziąć udział w badaniu.

70 proc. kobiet uważa, że sprawy molestowania i dyskryminacji nie są nigdzie zgłaszane, a tylko 1 proc. jest zdecydowanie przekonanych, że takie sprawy znajdują swój finał w ramach oficjalnych procedur wewnętrznych.

Wyniki badań Instytutu Zamenhofa x Kantar Public
Wyniki badań Instytutu Zamenhofa x Kantar Public© Materiały WP

Potrafił przyszpilić mnie do ściany wiele razy

B. zaczęła pracę w mediach w wieku 17 lat. Pracowała w programie dużej stacji telewizyjnej, dziś łączy telewizję i radio. Z dziennikarstwem postanowiła związać całe swoje życie.

- Pierwsza taka sytuacja – potencjalnego zagrożenia seksualnego – miała miejsce na imprezie firmowej. Dziś pewnie patrzyłabym na to inaczej, ale wtedy, jako nastolatce, nie przyszło mi do głowy, że osoba z zarządu stacji, która prosi mnie, abym usiadła na oparciu jego fotela, a następnie kładzie rękę na moim udzie, może być dla mnie zagrożeniem. Jestem bardzo wdzięczna mojemu ówczesnemu szefowi, który to zauważył i mnie z tej sytuacji uratował. Później słyszałam wielokrotnie, że innym kobietom ze stacji były składane różnego rodzaju propozycje, które nigdy nie powinny mieć miejsca. Dotarło to do mnie wiele lat później - opowiada dziennikarka.

Ale to tylko jedna z trzech sytuacji o charakterze molestowania seksualnego, jakie przeżyła w swoim życiu. Kolejna miała miejsce kilka lat później. - On był moim przełożonym. Rano potrafił przyjść, przyszpilić mnie do ściany w studiu tak, że jego ręce były na wysokości mojej głowy, przywrzeć do mnie ciałem i szeptać do mnie zbereźne rzeczy.

To się powtarzało, B. miała wtedy dwadzieścia, może dwadzieścia kilka lat. Wychowano ją w latach 80. w sposób "potulny". Potrzebowała wiele lat – w tym wielu lat psychoterapii – by dojść do tego, że dziś już może powiedzieć: "Nie rób tak, to złe zachowanie". Bez względu na to, jakie będą tego zawodowe konsekwencje.

Trzeci przypadek, kiedy B. była w pracy molestowana? On był prowadzącym, gwiazdą programu, przy którym pracowała. Do tej pory nie mogła mu niczego zarzucić: może i miał wielkie ego, ale był sympatyczny i profesjonalny.

- Wszystko odbywało się bardzo profesjonalnie, aż do momentu, kiedy któregoś dnia przyszłam do jego pokoju, gdzie mieliśmy mieć odprawę. Weszłam, a on zamknął za mną drzwi na klucz, po czym nagle zaczął całować mnie po szyi i mnie dotykać.

B. była już wtedy dorosłą kobietą. Wydawało jej się, że przepracowała dawne traumy. Myślała, że potrafi sobie poradzić w każdej sytuacji. Ale zmroziło ją. Stała jak słup soli. Nie była w stanie się ruszyć.

- Po czym, gdy już w końcu odessał się ode mnie, odwróciłam się na pięcie i wyszłam z pokoju. Jedyne, co byłam w stanie zrobić, to wyjść roztrzęsiona - opowiada dziennikarka, dziś już z ponad 20-letnim doświadczeniem w branży.

Inna redaktorka w anonimowej ankiecie wskazała: "Cztery lata temu ówczesny szef na imprezie integracyjnej zapytał, cytuję, czy pójdę się z nim ruchać, uśmiechnęłam się i odeszłam, nie zgłosiłam tego nikomu".

Jedynie 18 proc. dziennikarek, które miały do czynienia z molestowaniem, formalnie zgłosiło przynajmniej jedną sytuację niepożądanego zachowania. Większość – 82 proc. nie zdecydowała się na taki krok.

Strach i uwikłanie

Relacja M. wpisuje się w ten schemat. - We mnie jest taki strach, że gdybym powiedziała publicznie o moich przeżyciach, zostałabym skreślona w tej branży. Kobieta, która powie, że była molestowana przez szefa lub kolegę z redakcji, otrzyma łatkę donosicielki i nie znajdzie więcej pracy w mediach. To powszechna obawa - twierdzi, opowiadając swoją historię.

Jakiś czas temu M. spotkała się ze swoim redaktorem, by porozmawiać o tekstach, które pisała. Ona miała wtedy 25 lat, on był pod 50-tkę. Umówili się w kawiarni, ale po chwili redaktor zaproponował przeniesienie się do jego domu, uznając, że w kawiarni było zbyt głośno. M. zaakceptowała propozycję bez najmniejszego wahania. Po przyjściu do domu, wypili po drinku, zaczęli rozmawiać o tekście, ale redaktor zmienił nagle temat i zaczął opowiadać M. o sobie. Potem zasnął na kanapie. M. poczuła się trochę pijana. Stwierdziła, że chwilę odczeka i pojedzie do domu.

- W międzyczasie on się obudził i zaczął się do mnie dobierać. Łapał mnie za pośladki, próbował ściągnąć ze mnie rzeczy, nie tak bardzo siłą. Ja jego rękę odsuwałam, ale to nie przynosiło skutku. Mówiłam mu, że nie, że przekracza moją granicę, ale w pewnym momencie cała zesztywniałam, nie byłam w stanie ruszyć się i powiedzieć nic więcej. Na szczęście on słysząc, jak protestuję, przestał się do mnie dobierać. Zamiast tego zdjął spodnie i zaczął się przy mnie masturbować, a następnie skończył na mnie. Byłam jak sparaliżowana. Po wszystkim on zasnął, jak gdyby nigdy nic. Wstałam i pojechałam do domu - opowiada dziennikarka.

Badanie Instytutu Zamenhofa i Kantar Public* wykazało, że z nieodpowiednim dotykiem lub jego próbą, który wywołał dyskomfort, spotkało się 39 proc. ankietowanych dziennikarek. Z dotykiem o charakterze seksualnym – 26 proc. z nich. Z sugerowaniem korzyści w zamian za uległość seksualną miało do czynienia 14 proc. kobiet. Z próbą zmuszenia do seksu lub innych czynności seksualnych – 13 proc. Ze stosunkiem seksualnym lub czynnościami seksualnymi wbrew ich woli? 5 proc. przebadanych kobiet.

Wyniki badań Instytutu Zamenhofa x Kantar Public
Wyniki badań Instytutu Zamenhofa x Kantar Public© Materiały własne

M. do dziś bardzo przeżywa, gdy opowiada o tym doświadczeniu. Teraz radzi sobie z tym lepiej, gdyż jest pod opieką terapeutki. Na początku jednak oprócz krzywdy i upokorzenia przeżywała też rozterki, czy i komu powiedzieć o tym zdarzeniu. Bała się oceny, osądzenia.

- Wiele osób gotowych jest doszukiwać się winy po stronie np. ofiary gwałtu. Mężczyźni wciąż mają w mediach dużo większą władzę. Im się chętniej wierzy, a przeżycia kobiet łatwo się bagatelizuje - uzasadnia swoje dotychczasowe milczenie. Do tej pory o swoim dramacie opowiedziała tylko trzem najbliższym osobom.

Część z kobiet na pytanie, dlaczego nie zdecydowały się oficjalnie zgłosić przypadku molestowania, odpowiedziała na przykład: "Nie zostałoby to rozpatrzone. Podjęłam próbę, usłyszałam: 'Będzie mi tu pani MeToo odstawiać?'" lub: "Chyba nie przyszło nam wszystkim do głowy, że możemy. Potem ktoś to zgłosił, ale zarząd zamiótł to pod dywan". Kolejna wypowiedź: "Zgłosiłam i dostałam wypowiedzenie umowy o pracę po kilku tygodniach".

Jednym z często wymienianych powodów niezgłaszania zaistniałej sytuacji przez kobiety był właśnie strach związany z utratą pracy, ale i z byciem niezrozumianą. Do tego dochodzi lęk, że nikt im nie uwierzy.

Wszyscy wokół myśleli, że awans dostała przez łóżko

M. w mediach pracuje od blisko dekady, dziś w telewizji, wcześniej w prasie i internecie. Długo się zastanawiała, czy opowie swoją historię, kilkukrotnie umawiała się na spotkanie, po czym z niego rezygnowała. Ostatecznie doszła do wniosku, że musi komuś o tym powiedzieć. Inaczej nigdy tego rozdziału nie zamknie.

- Ostatnio X znowu do mnie napisał, że przyjeżdża do Warszawy. Ta informacja wywołała we mnie ogromną panikę - opowiada M. Jak sama podkreśla, pomimo wielu odbytych psychoterapii, nadal zmaga się z traumą wywołaną przeżyciami w pracy.

On był jej szefem, a M. - jak sama o sobie mówi - "nieznanym nazwiskiem w Excelu". W dodatku do odstrzału, bo w redakcji planowano redukcję zatrudnienia. On poprosił M. na rozmowę i po niej zdecydował, że zostanie w redakcji. Po roku od spotkania zaproponował jej awans. Przyjęła propozycję.

Zaczęło się od imprezy firmowej. "To wtedy pierwszy raz zauważyłam, że zmienił swój ton w stosunku do mnie, na taki bardziej osobisty. Napisał do mnie na Facebooku coś w stylu: 'gdzie ty jesteś, musisz przyjść mnie uratować'. Przyszłam wtedy do niego i powiedział, że 'nie będzie pił tego darmowego chłamu, żebyśmy poszli do baru obok i że on kupi coś dobrego'" - relacjonuje M. Wyszli w grupie z firmowej imprezy, poszli do lokalu. Na koniec okazało się, że zostali sami. On zaprosił ją do hotelu. "Odmówiłam. Po powrocie do domu się rozpłakałam. Czułam, że zbliża się coś bardzo złego. Takie miałam przeczucie i się nie pomyliłam" - dodaje.

To był początek wielomiesięcznego nękania. Pisania wiadomości, maili, szukania byle pretekstu, by wezwać ją do siebie czy odbyć wspólne spotkanie.

- Starałam się to jakoś łagodzić, odpisywałam mu cały czas w przyjacielskim tonie. Bałam się postawić mu wyraźną granicę – bo wtedy pewnie by mnie zwolnił. W tamtym czasie nie widziałam lepszego wyjścia z tej sytuacji - ocenia M., wspominając ten okres jako życie w ciągłym stresie i niepewności, a także strachu, że szef znów będzie z czegoś niezadowolony. W końcu dziwna relacja stała się trudna do ukrycia.

- Mój chłopak zaczął się tym interesować: pytał, dlaczego mój szef ciągle wypisuje do mnie wieczorami. Cały czas twierdził, że 'dzieli się ze mną firmowymi sekretami', dając mi poczucie, jaka to niby jestem wyjątkowa. Mówił, że 'to tylko między nami'. Często używał też podtekstów seksualnych w stylu: 'jeśli komuś wyjawisz nasze tajemnice, to będę musiał cię zamknąć i torturować'. Nie odpowiadałam na zaczepki - opowiada Instytutowi Zamenhofa dziennikarka.

On nie ustępował, M. zaczęła stawiać granice. Zaczął robić jej na złość, demonstracyjnie nie odbierać od niej służbowych telefonów, nie odpisywać na maile. Wiedział, że tym samym utrudnia jej pracę. W końcu wyznał jej miłość. To przelało czarę goryczy.

Ostatecznie M. poszła do dyrektora i poprosiła o przywrócenie na poprzednie stanowisko. - Wtedy jeszcze nie przyszło mi do głowy, że mogę przecież powiedzieć mu prawdę, zgłosić całą sprawę, opowiedzieć o naruszaniu moich granic. Usłyszała odpowiedź, "że się zastanowi". Po zgłoszeniu sprawy przez M. interweniowała góra. On dostał zakaz rozmów z z nią, ona otrzymała propozycję awansu. Zgodziła się. I się zaczęło.

- Zaczęły się plotki łączące mój awans z umizgami do mnie ze strony 'zakochanego' X. na imprezie. Szybko dotarło do mnie, co ludzie wygadują za moimi plecami - opowiada.

Odwróciły się od niej wszystkie kobiety, jakie znała w tej firmie i z którymi się przyjaźniła. - Wiem, że jeszcze dwa lata temu jedna z nich powiedziała mojemu koledze na imprezie: 'a to ty nie wiesz, co ona dla tego awansu zrobiła?'. Teraz mogę powiedzieć: ludzie w sytuacjach trudnych, konfliktowych wolą nie pytać, jak było naprawdę. Idą na łatwiznę. Wolą założyć: "awansowała, bo miała romans", że "przecież i tak się do tego nie przyznam" (...). Z tej traumy leczyłam się latami: zostałam odrzucona za coś, czego w ogóle nie zrobiłam - podsumowuje M.

Dziś pracuje już w innej redakcji. Kariera dziennikarki zawsze była jej marzeniem. Kiedy zaczynała, nie mogła przewidzieć, co ją czeka.

Więcej historii molestowania polskich dziennikarek można poznać na platformie offtherecord.zamenhof.pl oraz pobrać pełny raport: "OffTheRecord. Molestowanie seksualne kobiet w mediach".

Dla Wirtualnej Polski: Nikola Bochyńska i Natalia Żaba

Wsparcie w researchu: Bogna Kietlińska

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (333)
Zobacz także