Molestowanie na polskich uczelniach. "Przez lata ten temat był zamiatany pod dywan"
26.05.2021 15:58
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Z raportu Rzecznika Praw Obywatelskich wynika, że molestowania na uczelni doświadczyło ponad 40 proc. studentek i studentów. O problemie mówi się coraz więcej i, co najważniejsze, zaczyna się wyciągać prawne konsekwencje. - Wykładowca jednej ze śląskich uczelni miał postępowanie, ponieważ powiedział do ziewającej studentki: "A mój by się tu nie zmieścił" – mówi w rozmowie z WP Kobieta prof. Michał Kaczmarczyk.
Martyna Kaczmarek jest aktywistką walczącą o równouprawnienie kobiet. Jej instagramowy profil obserwuje w tym momencie 65 tys. użytkowników. Kiedy postanowiła odnieść się tam do filmu Michała Bodziocha, znanego w sieci jako Dziki Trener, w którym pada teza, że na polskich uczelniach nie istnieje zjawisko dyskryminacji, jej skrzynkę wypełniły wiadomości od kobiet. Kaczmarek otrzymała kilkaset historii, z których jasno wynika, że dyskryminacja, molestowanie i przemoc są w rodzimym szkolnictwie wyższym ogromnym problemem.
Niepokojące wyniki badań
Potwierdzają to również badania. We wspomnianym raporcie Rzecznika Praw Obywatelskich z 2020 roku pt. "Doświadczenie molestowania studentek i studentów" czytamy m.in., że 40,7 proc. polskich studentów doświadczyło na uczelniach molestowania. Próbę przeprowadzono na 4284 osobach.
- Historie od studentek i studentów po prostu zaczęły spływać na moją skrzynkę, nie prosiłam o nie, co moim zdaniem świadczy o wielkości skali tego problemu – ocenia Martyna Kaczmarek w rozmowie z WP Kobieta.
Aktywistka przyznaje, że najwięcej z nich dotyczy molestowania ze względu na płeć. – Są to treści mocno seksistowskie, związane ze stereotypowo pojmowanymi rolami społecznymi. Często nawiązują do rzekomo ograniczonych możliwości intelektualnych studentek, szczególnie na uczelniach technicznych. Kobiety słyszą, że nie nadają się do studiowania fizyki czy informatyki. Pojawiają się teksty, że studiują, ponieważ chcą znaleźć bogatego męża – relacjonuje Kaczmarek.
Jej zdaniem najgorsze są jednak "żarty" (w intencji osoby, która je wypowiada) związane z seksualnością, budową kobiecego ciała, mające zawstydzić adresatkę i będące elementem kultury gwałtu. – Pojawił się nawet tekst, że kobiety są próbówkami na spermę – mówi aktywistka.
Zdaniem Kaczmarek źródła problemu należy szukać już w dzieciństwie i modelu wychowania, zgodnie z którym mówi się dziewczynkom, że powinny siedzieć cicho, być grzeczne i nie pyskować.
– Przez to w dorosłym życiu kobiety nie zgłaszają takich nadużyć, boją się o nich mówić, a mężczyźni nie mają oporów, by przekraczać granicę. Wiele z nadesłanych historii dotyczy także życia zawodowego – np. inżynierki nagminnie spotykają się z przykrymi tekstami czy dyskryminacją – tłumaczy.
Aktywistka zachęca, by reagować na każde takie zachowanie. – W ostatnich godzinach otrzymałam dużo wiadomości od przedstawicielek samorządów studenckich, często z oficjalnych kont uczelnianych. We wszystkich znalazły się zapewnienia, że zachęcają do zgłaszania nieprawidłowości, wyciągną pomocną dłoń. Wiele studentek milczy w obawie o brak zaliczenia czy niższą ocenę z jakiegoś przedmiotu. Warto jednak zastanowić się, czy warto zaciskać zęby dla oceny, a później cierpieć z powodu konsekwencji takich zachowań przez całe życie – podsumowuje.
Zobacz także
O problemie dyskryminacji, molestowania i przemocy na polskich uczelniach porozmawialiśmy także z prof. Michałem Kaczmarczykiem – założycielem pierwszej w Polsce Poradni Prawa Akademickiego, działającej przy Wyższej Szkole Humanitas w Sosnowcu.
Z badań wynika, że problem molestowania i dyskryminacji na polskich uczelniach jest bardzo poważny. To prawda?
Prof. Michał Kaczmarczyk: Zgadza się. Z przeprowadzonych w 2019 roku badań Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka wynika, że ok. 41 proc. studentek i studentów doświadczyło molestowania czy innych form przemocy. 47 proc. tej grupy stanowiły kobiety. Podobne wnioski płyną z badania pilotażowego przeprowadzonego na losowo wybranych 120 studentach przez naszą Poradnię Prawa Akademickiego. Aż 48 proc. ankietowanych zadeklarowało, że doświadczyło na uczelni różnych form przemocy, dyskryminacji lub molestowania. Tutaj większość grupy to kobiety, co mówi nam nieco więcej o problemie – zazwyczaj mamy do czynienia z dyskryminacjami z podtekstem seksistowskim. Według danych pozyskanych przez Helsińską Fundację Praw Człowieka, w latach 2010-2018 doszło w Polsce do zgłoszenia 50 przypadków molestowania i dyskryminacji, w których prowadzono postępowania karne lub wyjaśniające. To naprawdę sporo.
Takich zgłoszeń będzie prawdopodobnie przybywać, ponieważ problem zaczął pojawiać się w mediach i studenci mogą mieć wreszcie poczucie, że nie są sami.
Przez lata ten temat był zamiatany pod dywan, dominowało podejście: "może problem jest, ale na pewno nie u nas". Studenci i studentki niechętnie mówili o tym, co ich spotyka - ze strachu, może trochę ze wstydu. Odmawiali wypełnienia kwestionariusza badawczego w obawie, że ktoś dowie się, co w nim napisali i wyciągnie konsekwencje. Zmiana widoczna jest także na uczelniach: coraz częściej powstają stanowiska pełnomocników do spraw równego traktowania oraz rzeczników praw studenta. Czasem władze same dostrzegają problem, innym razem interwencję wymusza na nich sytuacja – tak jak w przypadku głośnej dyskusji, która przetoczyła się przez media w związku z ujawnieniem aktów przemocy na uczelniach artystycznych.
Jaką formę najczęściej przybierają dyskryminowanie i molestowanie na polskich uczelniach?
Niestety, przybywa przypadków dyskryminowania na tle orientacji seksualnej, co związane jest z klimatem politycznym w Polsce. W naszej poradni mierzyliśmy się np. z historią studenta, któremu wykładowca nakazał odprucie z kurtki naszywki z tęczową flagą. Gdy student odmówił, usłyszał, że jest zboczeńcem.
Druga grupa to przypadki dyskryminacji i molestowania na tle seksistowskim. Myślę o niestosownych żartach, docinkach czy osobistych wycieczkach z podtekstem seksualnym. One kończą się najczęściej postępowaniami dyscyplinarnymi. Na przykład wykładowca z jednej ze śląskich uczelni miał postępowanie, ponieważ powiedział do ziewającej studentki: "A mój by się tu nie zmieścił".
Trzecia grupa to przypadki mobbingu i przemocy w relacjach zawodowych. W wyniku reformy Gowina i tzw. parametryzacji mamy na uczelniach wyścig szczurów. Wykładowcy są rozliczani z liczby punktów i grantów, niektórzy nie wytrzymują presji, postanawiają iść na skróty i np. dopisują swoje nazwisko do prac doktorantów. W tej chwili z naszego zawiadomienia w prokuraturze toczy się postępowanie wobec wykładowcy, który publikował prace magisterskie swoich studentów pod własnym nazwiskiem.
Kolejną grupę tworzą przypadki dyskryminacji na tle narodowościowym. Gdy wybuchła pandemia, zgłaszali się do nas studenci z Chin, którzy nagle musieli mierzyć się z hejtem i przemocą werbalną ze strony polskich kolegów. To samo, zwłaszcza w mniejszych ośrodkach akademickich, dotyczy studentów o innym kolorze skóry przyjeżdżających do Polski w ramach programu Erasmus.
Do Poradni Prawa Akademickiego zgłaszają się studenci wszystkich polskich uczelni?
Na podstawie liczby i charakteru zgłaszanych przypadków mogę stwierdzić, że najwięcej problemów związanych z dyskryminacją i przemocą zgłaszają studenci trzech typów uczelni: artystycznych, medycznych oraz teologicznych.
Na uczelniach artystycznych wynika to z przykrej i złej tradycji przygotowywania studenta do pracy w bardzo trudnym i wymagającym zawodzie. Wykładowcy wciąż kierują się zasadą: "Musisz dostać w tyłek na studiach, żebyś się uodpornił, w przyszłości odnalazł na scenie, umiał rywalizować, wygrywać castingi". Profesorowie wychodzą też z założenia, że w imię sztuki wolno więcej, więc wyzwalają emocje w studencie, przy okazji depcząc jego godność. Często przekraczają nie tylko granicę dobrego smaku, ale także prawa.
Z kolei na uczelnie medyczne bardzo trudno się dostać, więc wykładowcy wychodzą z założenia, że studenci będą za wszelką cenę dążyć do ukończenia studiów, nie zważając na to, co wydarzy się po drodze. Oprócz tego przenosi się tam model feudalny wciąż działający w wielu polskich szpitalach: ordynator, a na uczelni profesor nauk medycznych jest Bogiem, a student znajduje się na samym dole hierarchii i można wdeptać go w ziemię.
Gdy idzie o uczelnie teologiczne, najczęściej mamy do czynienia z dyskryminacją ze względu na orientację seksualną. W seminarium jest taka kultura akademicka, by piętnować osoby nieheteronormatywne, także wtedy, gdy orientacja zostanie ujawniona bez ich zgody. Dochodzi również do dyskryminacji ze względów ideologicznych i światopoglądowych. Jeśli w seminarium ktoś ujawni swoje poglądy niezgodne z główną linią programową, często pada ofiarą przemocy, najczęściej werbalnej.
Co może zrobić student czy studentka, którzy doświadczają przemocy, molestowania?
Niestety studenci nie wiedzą, co mogą w danej sytuacji zrobić i nie jest to ich wina. W Polsce nie kształci się młodzieży szkolnej z zakresu podstaw wiedzy prawniczej. Dlatego najlepiej skorzystać z pomocy profesjonalnego pełnomocnika: adwokata lub radcy prawnego, choćby z naszej poradni, by zaznajomić się ze swoimi prawami i poznać możliwości działania.
Jak wspomniałem wcześniej, na uczelniach coraz częściej działają pełnomocnicy do spraw dyskryminacji oraz rzecznicy praw studenta. Należy zorientować się, czy ktoś taki został powołany, a jeśli tak, poinformować go o zaistniałej sytuacji.
Wreszcie – trzeba po prostu reagować, występować z wnioskiem o wszczęcie postępowania wyjaśniającego lub dyscyplinarnego wobec wykładowcy czy kolegi z grupy, który zachowuje się w sposób niewłaściwy. W Polsce są na szczęście przepisy, które umożliwiają reagowanie na mobbing, dyskryminację czy molestowanie i powinniśmy z nich korzystać.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl