Blisko ludziMolestowanie w pracy. Mężczyźni też padają ofiarami

Molestowanie w pracy. Mężczyźni też padają ofiarami

Co może zrobić mężczyzna molestowany przez kobietę, zwłaszcza w sytuacji, gdy istnieje między nimi zależność służbowa? Okazuje się, że niewiele. Badania pokazują jednak, że kobiety molestują mężczyzn równie często, jak mężczyźni kobiety.

Molestowanie w pracy. Mężczyźni też padają ofiarami
Źródło zdjęć: © Getty Images

15.09.2019 | aktual.: 19.01.2022 09:45

Badania dotyczące molestowania, opublikowane w 2014 r. przez magazyn naukowy "Scientific American", wywołały ogromne kontrowersje. Być może dlatego, że zadawały kłam temu, co dotychczas sądzono na ten temat. Naukowcy doszli do wniosku, że nieprawdą jest, iż to mężczyźni są głównie sprawcami przemocy seksualnej. Takie wnioski wynikają z danych pochodzących z amerykańskiego Biura Statystyk Systemu Sprawiedliwości (BJS) i Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom (CDC). W badaniu uwzględniono także statystyki narodowego badania ofiar przestępstw (NCVS) oraz te pochodzące z więzień.

Podsumowanie danych z tych wszystkich źródeł doprowadziło badaczy do wniosków, że rocznie dokładnie taka sama liczba mężczyzn, co kobiet, zgłaszała przypadki niechcianego kontaktu seksualnego. Aż 35 proc. mężczyzn, którzy padli ofiarą agresji seksualnej lub gwałtu, wskazywało kobiety jako sprawczynie.

"Trzeba byłą ją przelecieć"

– Jednak jak udowodnić, że miła, ładna, filigranowa kobieta jest przestępcą seksualnym? – zastanawia się Marek, project manager w dużym wydawnictwie, który twierdzi, że przez dwa lata był molestowany przez szefową. – Kumple mnie pytali: jak to możliwe? Zwariowałeś? "Trzeba ją było przelecieć" – rechotali. "A może ty wolisz chłopaków?" – drwili. A ja na myśl o spotkaniu z Anetą czułem ścisk w żołądku i dostawałem dreszczy – wspomina mężczyzna.

"O, ciastko przyszło" – takimi słowami szefowa codziennie rano witała Marka. Z uśmiechem, mrugnięciem oka, filuternym spojrzeniem. 28-latek nie ukrywa, że początkowo targały nim sprzeczne uczucia. – Z jednej strony byłem zachwycony, że mimo małego doświadczenia trafiłem do działu projektów specjalnych, czyli takiego, który robi najfajniejsze rzeczy w firmie, indywidualne, oryginalne i dedykowane dla poszczególnych klientów. Na dodatek działem tym kierowała kobieta, o której w firmie krążyły legendy, że jest niezwykle kompetentna, że każdy projekt, nawet totalnie położony, umie postawić na nogi – opowiada Marek.

– Z drugiej byłem zupełnie zaskoczony, gdy w czasie naszej rozmowy o moim pierwszym projekcie powiedziała mi, trawestując słowa Bogusława Lindy z filmu "Psy", "Jezu, ale ty piękny jesteś…". To było miłe, ale poczułem się zakłopotany, zawstydzony… Zwłaszcza że patrzyła na mnie tak jakoś, jakby chciała mnie zjeść. Niestety nie zareagowałem, nie postawiłem granicy. Dlaczego? Bo nie umiałem. Kompletnie nie wiedziałem, jak się zachować – wyjaśnia.

Słowa, gesty, dotyk

Jak opowiada Marek, od tego momentu nastąpiła eskalacja. Na porządku dziennym było nazywanie go publicznie "ciastkiem", "chrupkiem", "męską laseczką", "zdzirem". – Podchodziła od tyłu do mojego biurka, kładła mi dłonie na ramionach i je masowała, gładziła mnie po karku – opowiada mężczyzna. – W czasie rozmów służbowych w jej gabinecie kładła mi dłonie na udach, łapała za ucho, dotykała twarzy. Wielokrotnie klepała mnie po pupie, np. w kuchni, gdy parzyliśmy sobie kawę. Aneta mówiła do mnie też, że lubi moje wypustki na spodniach i patrzyła mi w tym czasie na krocze. Ale stać ją było też na bardziej – jej zdaniem – subtelne "żarty"… Na przykład wtedy, gdy mówiłem, że kończę jakiś projekt, ona proponowała, żebym skończył ten projekt w niej, tfu – poprawiała się – u niej, to znaczy, żebym podsumował go w jej gabinecie. Dość szybko zawstydzenie przerodziło się w obrzydzenie i zażenowanie. Czułem się jak w matni. Nie wiedziałem, co zrobić – żali się.

Za namową przyjaciela, prawnika, i dziewczyny Marek poprosił o rozmowę szefową działu kard. Opowiedział o tym, jak jest molestowany. – Kadrowa wszystkiego bardzo dokładnie wysłuchała, po czym powiedziała mi, że moja szefowa kilkakrotnie zgłaszała w kardach moje braki kompetencji, niesubordynację, w moich aktach znalazły się notatki służbowe z rozmów dyscyplinujących mnie, choć takie rozmowy nigdy nie miały miejsca… – opowiada Marek. – Kadrowa zaproponowała rozwiązanie umowy za porozumieniem stron. Zgodziłem się, ale postawiłem jeden warunek: w okresie wypowiedzenia muszę być zwolniony z obowiązku świadczenia pracy – dodaje. Szefowa nie odezwała się już ani słowem. Nawet nie podała mu ręki, gdy odchodził. – Wiem od kolegów, że szybko znalazła sobie nowe "ciasteczko" – mówi mężczyzna.

Bez stanika, bez majtek

34-letni Zbyszek, jak twierdzi, "w druku robił od zawsze". W drukarni umie zrobić wszystko, bo zaczynał od "przynieś, podaj, pozamiataj", a przez 15 lat przeszedł wszystkie szczeble kariery. Nic dziwnego, że właściciel warszawskiej drukarni mianował go dyrektorem zarządzającym, gdy sam musiał pójść na kilka miesięcy zwolnienia lekarskiego. – Miał poważne kłopoty ze zdrowiem: cukrzycę, nadciśnienie, jakieś problemy z sercem. Lekarz kazał mu się wziąć za siebie. Obowiązki przejąłem gładko. I wszystko byłoby super, gdyby nie druga żona szefa, która postanowiła – nieproszona – zastąpić męża pod jego nieobecność – opowiada mężczyzna.

Zbyszek nie wiedział, jak traktować młodszą od siebie kobietę, która na poligrafii nie znała się kompletnie. Szef kazał mu ją tolerować, ale nie pozwolił podejmować żadnych znaczących decyzji. – Tylko szkoda, że powiedział o tym mnie, a żonie już nie – wspomina z rozgoryczeniem.

– Najpierw wzywała mnie do siebie w każdej, nawet najbardziej idiotycznej sprawie, np. gatunku herbaty, który kupujemy do biura – opowiada Zbyszek. – Potem kazała ze szczegółami opowiadać o procesach produkcyjnych, marketingu, współpracy z klientami, dostawach. Najgorsze, że nic ją to nie obchodziło, niewiele z tego rozumiała, tylko chciała, żebym z nią siedział w tym biurze. I nawet bym to znosił cierpliwie, gdyby nie fakt, że codziennie przychodziła w coraz bardziej śmiałych strojach, głębszych dekoltach, krótszych spódniczkach, bez bielizny. Pamiętam, jak kiedyś koleżanka opowiadała, że facet molestował ją w pociągu, oglądając w przedziale pornograficzne pismo w ten sposób, żeby i ona wszystko dokładnie widziała. Śmiałem się z niej wtedy, uważałem, że przesadza – dodaje. Żona szefa sprawiła, że czuł się podobnie.

– Byłem tym strasznie zmęczony. I upokorzony. Że taka kobieta wzywa mnie jak chłopca na posyłki i ciągle każe coś wyjaśniać, a jej zachowanie świadczy ewidentnie o tym, że nie wyjaśnień chce, tylko czegoś zupełnie innego. Z czasem kazała sobie podawać upuszczony długopis, masować kark i sprawdzać, jak bardzo zimne ma dłonie. Odmawiałem, ale nie zawsze się dało. To było coś strasznego – wspomina.

Nigdy więcej seksistowskich żartów

Zbyszek po naradzie z kolegami z pracy – dyrektorem finansowym i szefem działu marketingu – postanowił, że zadzwoni do szefa. Chciał w delikatny sposób dać mu do zrozumienia, że jego żona to persona non grata. – I niestety to był błąd – opowiada Zbyszek. – Powiedział, że ona bardzo dużo robi w firmie, że mnóstwo czasu poświęca na pracę. Gdy mówiłem, że to nieprawda, szef pierwszy raz w życiu podniósł na mnie głos. Doszło do kłótni i wtedy powiedziałem, że jego żona przychodzi, rozchyla nogi i świeci gołym biustem. Następnego dnia dostałem wypowiedzenie umowy o pracę z powodu notorycznego niedopełnienia obowiązków. Wręczył mi je mecenas, któremu towarzyszyła żona szefa.

Zbyszek wystąpił do sądu z pozwem przeciwko pracodawcy o odszkodowanie z tytułu niesłusznego zwolnienia z pracy. W pozwie opisał sytuację z szefową, wielokrotne przypadki molestowania. Jako prawdziwy powód zwolnienia wskazał fakt powiadomienia swojego szefa o zachowaniu jego żony. – Zdaniem sądu nie było wystarczających dowodów na molestowanie – opowiada Zbyszek. – Bo jak to udowodnić? Miałem robić zdjęcia dekoltom szefowej? Zawarliśmy ugodę, drukarnia zapłaciła mi dwumiesięczną pensję, a tryb rozwiązania umowy zmieniliśmy na porozumienie stron – dodaje. Jak podkreśla, cała ta historia nauczyła go jednego: nigdy w życiu nie pozwoli sobie na żaden, nawet najdelikatniejszy żart seksistowski względem żadnej kobiety. – Wiem, jak czuje się osoba, która jest ofiarą takiej sytuacji – wyjaśnia.

Molestowanie trudne do udowodnienia

Jak wynika ze statystyk Ministerstwa Sprawiedliwości, rocznie o odszkodowanie w związku z molestowaniem seksualnym będącym formą dyskryminacji w pracy występuje zaledwie kilkanaście osób. Nie wynika to jednak z tego, że zjawisko molestowania jest takie rzadkie. Przyczyną jest fakt, że trudno je udowodnić. Potrzebne są nagrania rozmów, zeznania świadków, SMS-y czy e-maile. Molestowani pracownicy boją się utraty pracy, a świadków jest niezwykle trudno nakłonić do składania zeznań. Do tego proces trwa zazwyczaj ok. 2,5 roku, a odszkodowanie w postaci kilku tysięcy złotych jest symboliczne.

– Molestowanie dotyka sfery człowieka bardzo delikatnej, bo wiąże się z wyznaczaniem granic – mówi psycholożka Katarzyna Szymańska. – Każdy ma te granice gdzie indziej i dla jednej osoby nazwanie jej "ciastkiem" jest żartem, dla innej poważnym naruszeniem jej godności. To powoduje, że trudno ustalić jedną sztywną granicę, kiedy mamy do czynienia z molestowaniem, a kiedy jeszcze nie. Możemy mówić o molestowaniu wtedy, gdy dochodzi do naruszenia cielesności i przestrzeni psychicznej danego człowieka. Te granice wynikają z wychowania, kultury. Nie ma zatem większego znaczenia, czy molestowanie dotyka kobiet czy mężczyzn, obie płcie odczuwają je podobnie. Czują się poniżone, często temu towarzyszy poczucie wstydu i winy – dodaje.

– To właśnie z tego powodu ofiary nadużyć seksualnych tak rzadko zgłaszają te przestępstwa organom ścigania. Warto też pamiętać, że w molestowaniu często nie chodzi o seks. Z badań wynika, że ok. 70 proc. aktów molestowania seksualnego w pracy to próba nadużywania władzy, dominacji i sposób na okazywanie siły – wyjaśnia psycholożka.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (76)