#MówimyOSeksie. Nieoczekiwany skutek epidemii, który może nam wyjść na dobre
Rekordowe wzrosty oglądalności serwisów z treściami pornograficznymi, gadżety erotyczne znikające z półek internetowych sklepów. Jeśli ktoś łudził się, że po pandemii koronawirusa czeka nas baby boom… No nie, nie czeka. Ale to dla naszej seksualności całkiem dobra informacja.
Oto #HIT2020. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.
Nowa Zelandia. Tuż po tym, jak rząd ogłasza miesięczny lockdown, sprzedaż zabawek erotycznych zwiększa się trzykrotnie w ciągu 48 godzin poprzedzających wejście w życie nowych przepisów.
Włochy i Hiszpania. Sytuacja jest dramatyczna: codziennie setki zgonów wywołanych koronawirusem, tysiące nowych zachorowań. Pandemia rozdzieliła pary, nie wiadomo, na jak długo. Mimo okoliczności tu liczby są jeszcze bardziej imponujące: sprzedaż gadżetów skacze odpowiednio o 124 i 300 procent.
W cenie są zwłaszcza "teledildonics", czyli zabawki, które dzięki połączeniu z internetem pozwalają na wspólne doświadczanie przyjemności, np. sterowanie wibratorem, którego używa właśnie partner czy partnerka. Kilkaset kilometrów dalej.
Cały świat. W zależności od kraju ruch na Pornhubie rośnie średnio o kilka-kilkanaście procent. We Włoszech, po tym, jak 12 marca ten jeden z najpopularniejszych serwisów pornograficznych świata daje wszystkim darmowy dostęp premium – o 57 proc.
A jak to wygląda u nas? Na pewno podczas kwarantanny nie odmawiamy sobie seansów filmowych – porno ogląda o 18 proc. Polek i o 40 proc. Polaków więcej w porównaniu do okresu sprzed wybuchu pandemii.
O dane dotyczące sprzedaży zabawek na razie trudno, właściciele hurtowni i sklepów internetowych nabierają wody w usta, kiedy słyszą pytanie o obroty. Ale patrząc na przykłady z innych krajów można przypuszczać, że na brak zamówień nie narzekają.
Wszystkie te informacje – z Polski i ze świata – cieszą. Powód? Jest duża szansa, że to zwrócenie się ku własnemu ciału i dopieszczanie go własną ręką (albo zamówionym gadżetem) zaowocuje po pandemii lepszym i bardziej satysfakcjonującym seksem.
Ale nie dlatego, że masturbacja czy porno automatycznie sprawią, że pierwszy raz po pandemii i rozłące będzie niesamowity. Bo o to zadbać możemy tylko my sami – najpierw dowiadując się, co lubimy i co nam odpowiada, a potem dzieląc się tą wiedzą z partnerem/partnerką.
Jakoś to nie jakość
Z niewiadomych względów wielu ludzi uważa, że seksualność jest czymś tak oczywistym i wrodzonym, że nie trzeba poświęcać jej większej uwagi. Argument o tym, że przecież "każdy wie, jak dziecko zrobić" pojawia się za każdym razem, kiedy wraca debata o edukacji seksualnej w szkołach.
I niestety nie tylko wtedy – nie brakuje osób, które nie chcą zdobywać wiedzy o swoim ciele, potrzebach. Które nie tylko nie rozmawiają na "te" tematy z partnerem czy partnerką, ale także nie myślą o nich zbyt wiele.
Schody zaczynają się wówczas, kiedy to "jakoś" przestaje wystarczać. W przypadku par dzieje się to często wtedy, kiedy różowe okulary wędrują do szuflady, a poziom dopaminy i noradrenaliny wreszcie zaczyna opadać. Czyli mówiąc wprost: kiedy haj związany z zakochaniem się kończy.
Zmiany zachodzą wtedy nie tylko na poziomie emocji – przestaje nas też wspierać biologia. Wcześniej skutkiem ubocznym działania hormonów było chociażby lepsze ukrwienie penisa i łechtaczki, co uwrażliwiało je na dotyk i poprawiało jakość współżycia.
Po kilku-kilkunastu miesiącach, gdy podniecenie i euforia stają się nieco mniejsze, może się okazać, że wcale nie jest nam tak dobrze jak myśleliśmy, że jest. I - co gorsza - że druga strona nie ma o tym pojęcia.
Właśnie dlatego przymus pozostawania w domu i czas, który dzięki temu zyskujemy, warto wykorzystać na wymianę wiedzy.
Pary, którym trudno rozmawia się na tematy związane z seksualnością, mogą na początek skorzystać z licznych dostępnych w sieci "gier partnerskich" albo zamówić stosowną planszówkę.
Jest w czym wybierać, można znaleźć i zestawy pytań wręcz ociekające seksem, i takie dotyczące raczej emocji, relacji, sprzyjające pogłębianiu więzi.
Dobrym sposobem na poznanie swoich upodobań może być np. opisanie fantazji erotycznej i podzielenie się nią z partnerem/partnerką, a następnie omówienie, co on/ona myśli na ten temat.
Są też książki, które można wykorzystać do "pracy własnej" – taką pozycją są m.in. "Warsztaty intymności" Agnieszki Szeżyńskiej, które zmuszają do zastanowienia się nad swoimi potrzebami i pomagają nauczyć się, jak szczerze i swobodnie rozmawiać o seksie.
Bo rozmawiać o seksie z partnerem/partnerką – a także samym sobą! – warto jak najwięcej. Choćby dlatego, że niewypowiedziane i nieprzepracowane trudności mają tendencję, by narastać. I mścić się w przyszłości.
Zrób sobie dobrze
Ale sama rozmowa nie wystarczy. Myśl, że można mieć świetny seks bez wcześniejszego poznania siebie i swojego ciała jest równie odważna jak ta, że można wejść na K2 bez przygotowania. No bo umówmy się: skąd partner/partnerka mają wiedzieć, jak zrobić nam dobrze, skoro my sami tego nie wiemy?
Nie brakuje kobiet – dorosłych, często nawet matek dorastających dzieci – które nigdy nie oglądały swoich narządów płciowych w lusterku.
Nastolatek, które co prawda potrafią zaspokoić potrzeby kolegi, ale nie wiedzą, gdzie mają łechtaczkę. Osób, które uważają, że masturbacja jest czymś złym lub niedojrzałym i nie powinno się jej praktykować. A jeśli już, to na pewno nie wtedy, kiedy jest się w związku.
O źródłach takich postaw można pisać długo, ale do ich kształtowania przyczynił się - i nadal przyczynia - m.in. Kościół, o czym pisałam w tekście "Masturbacja - normalna rzecz małych ludzi" oraz "Ja cię dziecię edukować będę. Kościół ma nowego potwora".
Stąd tylko krok do pułapki "domyśl się" – gdzie mnie dotykać, co lubię, co mnie podnieca. Choć wydaje się, że biologię w szkole ma przecież każdy, nie przekłada się ona automatycznie na umiejętności praktyczne.
Nie dla każdego oczywistością jest np. położenie łechtaczki, nie każdy mężczyzna od razu wie, gdzie można ją znaleźć. Ba! Nie wie też tego każda kobieta, bo rozmiary tego narządu i jego umiejscowienie trochę utrudniają sprawę.
A warto wiedzieć, gdzie ten cały "guziczek" jest – to najbardziej erogenne i unerwione miejsce w ciele pań, wręcz stworzone, by czerpać dzięki niemu przyjemność (oczywiście jeżeli ma się na to ochotę).
Samo namierzenie łechtaczki nie kończy jednak sprawy. Narząd ten jest dużo bardziej wrażliwy na dotyk niż penis - a to dzięki liczbie zakończeń nerwowych, których ma aż dwa razy więcej.
Z tego względu wiele kobiet podczas masturbacji dotyka się inaczej niż zaspokajają się panowie: delikatniej, niekoniecznie drażniąc bezpośrednio łechtaczkę, tylko np. masując czy pieszcząc jej okolicę. Panowie z penisem obchodzą się nieco inaczej, silne objęcie członka dłonią bywa dla nich ważnym i pożądanym bodźcem.
Te różnice są często powodem trudności w seksie par damsko-męskich. Mężczyzna, który nie wie, jakie pieszczoty lubi partnerka i jaki dotyk jest dla niej odpowiedni, może wręcz sprawić jej dyskomfort, ból.
A jeśli taka kobieta nigdy wcześniej nie próbowała zrobić sobie dobrze sama, jeżeli nie wie, jak pokierować partnerem, a dodatkowo wstydzi się na taki temat porozmawiać – seksu i dotyku zacznie po prostu unikać. To pierwszy krok do rozwoju zaburzeń seksualnych, frustracji, rozpadu pary.
Brak doświadczeń związanych z masturbacją może też utrudniać kobietom przeżywanie orgazmu. Wiele pań opisuje, że długo uczyło się, jak mogą do niego dojść. Eksperymentowały, często wspomagały się gadżetami. Czytały, wymieniały doświadczenia z innymi kobietami, dawały sobie czas.
Duża część z nich dopiero wtedy dowiedziała się, że nie ma czegoś takiego jak podział na orgazm pochwowy i łechtaczkowy, a przyjemność przeżywana podczas pieszczot językiem czy ręką wcale nie jest "gorsza" i "mniej dojrzała" (a niestety takie przekonanie, rozpowszechnione przez Freuda na przełomie XIX i XX wieku, wciąż u niektórych pokutuje).
Tę wiedzę, która przydaje się potem podczas seksu, często łatwiej zdobywać solo – nie obawiając się oceny, skupiając tylko na sobie.
Wiele kobiet poznaje też swoje upodobania dzięki pornografii – zarówno tej "tradycyjnej", jak i skierowanej do pań (tworzonej z udziałem kobiet, pokazującej ich autentyczną przyjemność, stawiającą na nieco inny kanon piękna).
Filmy pozwalają w bezpiecznych warunkach zastanowić się nad tym, czego chciałoby się spróbować samemu, a co absolutnie nie wchodzi w grę. Mogą inspirować, ale także po prostu podniecać. Co kto lubi.
A kiedy już będziemy wiedzieli, jak lubimy się dotykać, nie zapomnijmy podzielić się tą wiedzą z partnerem/partnerką. Skorzystają na tym obie strony.
Prawo do przyjemności nie tylko dla kobiet
Mówiąc o masturbacji i płynących z niej korzyści często zapominamy, że nie dotyczą one wyłącznie kobiet. W ostatnich latach o seksualności mówi się coraz więcej, przybywa gadżetów, filmów czy warsztatów seksualności skierowanych do pań.
To oczywiście świetna zmiana, jednak nie należy zapominać o panach! Oni też mają pełne prawo do eksplorowania swojej seksualności, korzystania z akcesoriów erotycznych czy po prostu robienia sobie dobrze dla przyjemności. Bo dlaczego mają tego nie robić?
Tymczasem często o męskiej seksualności rozmawia się w sposób sprowadzający ją do zaspokajania bardzo podstawowych instynktów. Kobieta musi przecież nauczyć się swojego ciała, zadbać o swój orgazm. A facet? Co tu gadać, jaka to filozofia, żeby doszedł.
Błąd.
Panowie też mogą dowiedzieć się wiele o swoim ciele, potrzebach. Dla wielu mężczyzn niezwykle podniecające są np. pieszczoty prostaty - a są gadżety, np. masażery prostaty czy korki analne, które pozwalają sprawdzić, czy taka forma dotyku komuś odpowiada.
To temat, o którym mało się mówi, w dodatku jest niezwykle delikatny – bo choć coraz więcej osób praktykuje seks analny, w którym bierną stroną jest kobieta, przeważającej części heteroseksualnych mężczyzn nie mieści się w głowie wypowiedzenie na głos pragnienia, by np. partnerka podczas seksu włożyła im palec w pupę.
I to nie dlatego, że nie mają na to ochoty – obawa przed wyśmianiem czy oskarżeniami o ukrywanie skłonności homoseksualne bywa silniejsza.
Mężczyźni rzadziej korzystają też z bogatej oferty zabawek erotycznych – masturbatorów, masażerów, wibrujących pierścieni, lalek. Jeśli decydują się na gadżety, to bardziej dla par, dla partnerki. Dla siebie – niekoniecznie. Może warto to teraz zmienić?
Przykładowo, masturbacja może korzystnie wpłynąć na seks w parze – mężczyźnie, który zna swoje ciało i jego reakcje, będzie potem łatwiej "współpracować" z partnerką na rzecz obopólnej satysfakcji.
Czasy są niepewne, sytuacja jest napięta
Pandemia i związane z nią zmiany sprawiają, że mamy teraz więcej czasu na rzeczy, których wcześniej nie robiliśmy. Nawet jeżeli okoliczności nie zawsze są sprzyjające, a niepewność o jutro przytłacza – pamiętajmy o sobie. O małych przyjemnościach, o tym, żeby być dla siebie dobrzy i wyrozumiali.
I że nie ma nic złego w tym, że zadbamy o siebie na własną rękę.