Na ratunek małżeństwom. Powstało miejsce, które ma pomóc ograniczyć liczbę rozwodów
03.01.2018 15:33, aktual.: 03.01.2018 16:30
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Mówi się, że w Polsce rocznie rozwodzi się nawet 60 tysięcy małżeństw. Niektórzy wprost przyznają, że to "gigantyczna plaga", z którą coś trzeba zrobić. No właśnie. Coś. Z nową inicjatywą wyszli działacze Fundacji Mamy i Taty. Stworzyli portal, który działa od początku stycznia. Ma pomóc parom, które zmagają się z kryzysem w związku. Jak wyszło?
RatujRodzine.pl działa dokładnie od 2 stycznia. Portal ma być odpowiedzią na rosnącą liczbę rozwodów w Polsce i przy okazji platformą, na której można znaleźć kontakt do psychologa lub terapeuty. Strona wita nas w taki sposób: "Rozwód to początek cierpienia twoich dzieci: niska akceptacja, ryzykowne zachowania. Nie żałuj swojej decyzji w przyszłości i zacznij ratować swoją rodzinę od rozpadu".
Przeglądając stronę dalej, można dowiedzieć się, że:
"Nawet spokojnie i kulturalnie przeprowadzony rozwód jest trudnym przeżyciem dla dziecka, ponieważ znany mu dotąd świat ulega rozpadowi. Wspomnienia tego okresu dzieciństwa nadal wywołują żywe emocje u respondentów, choć minęło wiele lat i teraz sami pozakładali już rodziny i mają dzieci".
"Problemy w małżeństwie stanowią kulturowe i społeczne tabu – niewiele się o nich mówi, zarówno aktorzy, jak i obserwatorzy tych sytuacji, traktują je jako element ściśle prywatnej, intymnej przestrzeni, do której nie dopuszcza się nawet bliskiej rodziny".
"W szczególności ojciec pomaga dzieciom w budowaniu poczucia własnej wartości, zdrowej tożsamości płciowej synów i córek, przygotowuje dzieci do respektowania norm społecznych, uczy radzenia sobie z trudnościami i wyzwaniami życia. Swoim wpływem ojciec chroni dzieci przed podejmowaniem zachowań ryzykownych i zaburzeniami psychicznymi, a także przed popadaniem w konflikt z prawem".
Za powstaniem portalu stoją działacze Fundacji Mamy i Taty. To organizacja, która działa od 2010 roku. Głośno zrobiło się o niej szczególnie wtedy, gdy do mediów trafiła kampania "Nie odkładaj macierzyństwa na potem". W spocie dojrzała kobieta wylicza, że zdążyła zrobić karierę, być w Paryżu, kupić dom, ale nie zdążyła zostać mamą. Płacze.
Kampania oburzyła wiele kobiet. "No dobra, przekonali mnie, biegnę się rozmnażać! Co za absurd, fundacja Mamy i Taty ma chyba za dużo kasy. Proponuję oddać na potrzebujące dzieci, a nie wywalać na tak żałosne, oderwane od rzeczywistości kampanie" – stwierdziła dziennikarka i prezenterka Agnieszka Szulim.
Tym razem Fundacja postanowiła pomóc małżeństwom w kryzysie.
Promujemy, nie lansujemy się
Wydawało się, że portal Fundacji to kolejne miejsce w sieci, w którym wiarą i miłością do bliźniego będą rozwiązywane poważne problemy małżeństw. Ale w przeciwieństwie do kampanii o macierzyństwie RatujRodzine.pl to bardziej przemyślany projekt. Choć negatywny to, w jakim pisze się o rozwodzie może niektórych zdziwić. O to, skąd wziął się pomysł, zapytałam prezesa Fundacji Mamy i Taty, Marka Grabowskiego.
- Nie lansujemy się, jakimi jesteśmy wspaniałymi rodzicami i jaką to wspaniałą mamy receptę na to, żeby w związku było super. Chcemy dać garść informacji, po czym poznać, że pojawia się kryzys, jak z niego wyjść – przyznaje w rozmowie. - Najważniejsze jest to, że na ten moment mamy bazę tysiąca psychologów z całego kraju. Staraliśmy się przygotować ją w ten sposób, że odległość do psychologa nie jest większa niż 30 kilometrów. Myślę, że na początku marca będziemy mieli bazę mediatorów, potem kursy rodzinne i inne rozwiązania dla tych, którzy może nie przechodzą kryzysu, ale chcą być dla siebie lepszymi partnerami - dodaje.
Pomysł na powstanie strony wziął się od sympatyków i przyjaciół fundacji, którzy przechodzili przez kryzysy w związku. - Praktycznie codziennie otrzymywałem telefony i maile od osób, które powtarzały: "Chcielibyśmy uratować swoje małżeństwo. Czy możecie nas gdzieś przekierować". My tak na co dzień nie zajmujemy się takimi sprawami. Promujemy instytucję rodziny w medialnym świecie, podsuwaniem pomysłów organizacjom pozarządowym, urzędnikom. Ale stwierdziliśmy, że rzeczywiście niewiele jest takich miejsc, które pośredniczą w pomocy w znalezieniu specjalisty. W dużych miastach pewnie małżonkowie nie mają takich problemów, bo specjalistów jest mnóstwo i ogłoszeń też. Ale w małych miejscowościach jest zdecydowanie trudno trafić do psychologa. Na ten problem odpowiada nasz portal – opowiada Grabowski.
- Kto najczęściej prosi o pomoc? – pytam.
- Wie pani, przekrój jest bardzo różny. Są to małżeństwa z wieloletnim stażem, które mają np. trójkę dzieci i nagle coś zaczęło się sypać w ich związku. Są to panowie, którzy mają problem z tym, że małżonka złożyła pozew o rozwód. Budzą się nagle i chcą wszystko naprawiać. Są też kobiety, które widzą, że ich mężczyzna "odpływa" – opowiada prezes fundacji.
Odpowiedź na falę rozwodów…
…ale nie recepta na problemy. Grabowski podkreśla, że portal ma tylko pośredniczyć w znalezieniu odpowiedniego specjalisty. - Nie wierzę w to, że przejrzenie portalu sprawi, że nagle mój związek się poprawi. Tak samo jak nie wierzę w to, że przeczytanie książki o tym, jak ratować związek, odgoni pozew o rozwód. Mam jednak takie głębokie poczucie, że sama próba naprawy, jakiegoś wysiłku, często przynosi dobre efekty. Badania pokazują, że 1/3 badanych przyznaje, że ich małżeństwo byłoby do odratowania, jeśli ktoś by pomógł. Wiele osób też żałuje decyzji o rozwodzie - opowiada.
Tu dane są różne. Wyniki badań przeprowadzonych na zlecenie Fundacji Mamy i Taty wykazały, że około jedna trzecia rozwiedzionych małżonków ma poczucie, że przy wykazaniu dobrej woli i chęci wysłuchania partnera lub pójścia na terapię można było uratować małżeństwo. Co więcej, 28 proc. osób będących tuż po rozwodzie żałuje takiego wyboru. Według danych GUS w 2016 roku rozwiodło się aż 64 tys. par, a dodatkowo wobec 1,7 tys. małżeństw sąd orzekł separację. Zdaniem prof. Ewy Budzyńskiej, socjolog rodziny z Uniwersytetu Śląskiego, w badaniach od lat widać, że najczęściej rozstają się małżeństwa ze stażem od pięciu do dziewięciu lat.
Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej zorganizowało nawet ostatnio głośną Narodową Debatę o Rodzinie. Wniosek? Małżeństwa za wszelką cenę. Przynajmniej tak stwierdziła część internautów. – Wyrazem obecnego kryzysu wiary w Europie jest upadek moralny wyrażający się w braku szacunku do życia, w masowym mordowaniu nienarodzonych dzieci, eutanazji, w antykoncepcji, pladze rozwodów, narkomanii itp. Odrzucanie chrześcijańskiego systemu wartości prowadzi zawsze do zabójczego totalitaryzmu władzy, a ostatecznie do samozniszczenia. Dlatego tak bardzo ważne jest przestrzeganie chrześcijańskiego systemu wartości – mówiła w kwietniu w sejmie posłanka Anna Sobecka przy okazji uczczenia setnej rocznicy objawień fatimskich.
- Sprawa rozwodów jest apolityczna. Niezależnie, czy jesteśmy zwolennikami PiS-u czy Nowoczesnej. Wszyscy chcemy mieć dobre życie, szczęśliwe małżeństwo, móc wychowywać normalnie nasze dzieci. Mieszanie do tego polityki i światopoglądu jest po prostu błędne – przekonuje Marek Grabowski.
Jego zdaniem polski rząd niedostatecznie wspiera małżeństwa w tym, by jednak się nie rozpadały. Jako przykład dobrych praktyk podaje Norwegię i Niemcy.
- Oba te kraje podjęły kilka lat temu starania, by ograniczyć falę rozwodów. Okazało się, że konsekwentna polityka wzmacniania małżeństw i ograniczania rozwodów przynosi pozytywne efekty. Norwegowie wyliczyli społeczne skutki rozpadu małżeństw dla kraju, dla gospodarki. Jeżeli spojrzymy na to, że dzieci rozwiedzionych rodziców podejmują ryzykowne zachowania, częściej popadają w uzależnienia, w przypadku dziewcząt jest większa podatność na anoreksję i bulimię, to wszystko ma wpływ na gospodarkę - mówi.
I przyznaje: "Jeśli chodzi o wspieranie małżeństw, to organizacje pozarządowe w Polsce czują niedosyt. Nie chodzi o to, żeby trzymać ludzi na siłę w związku, bo nie da się nikogo zmusić do miłości. Ale jest pakiet rozwiązań, które funkcjonują za granicą i sprawiają, że małżeństwa są trwalsze".
Co powinno się więc zmienić w Polsce? - Myślę tu na przykład o przywróceniu obowiązkowych rozpraw pojednawczych, o większym nacisku na mediacje. Warto byłoby refundować całościowo lub częściowo terapie małżeńskie. Za granicą funkcjonują też specjalne programy szkolne. W obecnym przyśpieszeniu technologicznym mamy problem z nawiązywaniem trwałych relacji międzyludzkich. Młodzi żyją w facebookowej, snapchatowej bajce, gdzie liczą się lajki. A w prawdziwym życiu "lajków" nie ma. I nagle okazuje się, że gdy partnerka "lajków" nie daje, to czujemy rozczarowanie i się rozstajemy - opowiada.
- Czas przeprowadzenia sprawy rozwodowej to 20 minut. Kosztuje to 800 złotych. Rozpad związku 15-, 20-letniego trwa kilka minut. To nieporozumienie. Oczekiwalibyśmy od wymiaru sprawiedliwości większej wrażliwości. Prosto i tanio? Tak nie powinno być, szczególnie że więcej czasu zabiera zawarcie związku - dodaje.
Portal to tylko pomoc. To, co wydaje się najważniejsze, to pokazanie, że są różne drogi radzenia sobie z kryzysem. I choć wydaje się, że rozwody z Polsce są plagą, to nigdy wcześniej tak wiele par nie zgłaszało się na terapie małżeńskie.
- Rzeczywiście jest tak, że Polacy rozwodzą się częściej i to z większą łatwością. U nas jednak widzimy, że pary, które przychodzą na terapie, wychodzą najczęściej razem. Czasem zdarzają się rozwody, to oczywiste. Mam takie poczucie, że te pary, które nie zdecydowały się poprosić o pomoc specjalisty i rozeszły się, często mogłyby uratować swój związek dzięki terapii. Zbyt pochopnie czasem podejmujemy decyzje – przyznaje Monika Dreger, psychoterapeutka prowadząca terapie dla małżeństw.
Jej zdaniem coraz częściej jest tak, że sąd kieruje młode małżeństwa na terapie. - To fajne, szczególnie gdy są w związku już dzieci, bo to też próba uchronienia ich przed krzywdą. Miałam dwie takie pary. Jednym się nie udaje i prawdopodobnie zmierzają ku temu, żeby się rozstać. Ale przynajmniej z mniejszymi emocjami – mówi.
I przyznaje: "Z terapiami małżeńskimi jest tak, że łatwiej jest zapobiegać niż leczyć. Jeżeli mamy ranę to lepiej posmarować ją odpowiednim preparatem niż drapać ją i drapać i w końcu dodrapać się do kości, zainfekować. Im wcześniej zobaczymy u siebie problem, tym łatwiej sobie z nim poradzić".