Na teorii "pozwól im" dorobiła się fortuny. Tak ocenia to psycholożka
Miliony sprzedanych egzemplarzy książek na całym świecie i własny podcast, który świeci prawdziwe triumfy - Mel Robbins to gwiazda w świecie rozwoju osobistego. - Hasła typu "pozwól im" usypiają czujność i bagatelizują złożoność procesów psychicznych - mówi psycholożka Amanda Staniszewska-Celer.
- Jeśli chcą odejść, pozwól im. Jeśli wybiorą kogoś innego, pozwól im. Jeśli cię nie wspierają, pozwól im. Jeśli cię nie zaproszą, pozwól im. Przestań marnować swoją energię, próbując kontrolować lub zmieniać innych ludzi. Pozwól im pokazać ci, kim naprawdę są. A potem pozwól mi wybrać, co zrobię dalej - przekonuje na oficjalnym profilu na Instagramie Mel Robbins, autorka poradnika "Pozwól im". Dlaczego teoria o tym samym tytule bije rekordy popularności na całym świecie?
Na czym polega teoria "pozwól im"?
Miliony sprzedanych egzemplarzy książek na całym świecie i własny podcast, który świeci prawdziwe triumfy - Mel Robbins to gwiazda w świecie rozwoju osobistego. Amerykańska autorka i mówczyni motywacyjna podbiła serca swoimi praktycznymi wskazówkami, jak sama przekonuje, na lepsze życie. Ale jak to jednak wszystko zaczęło? Okazuje się, że przełomem był bal z okazji zakończenia szkoły średniej jej syna.
Psychologia międzykulturowa
- Chciałam kontrolować każdy szczegół, nawet uśmiechy na zdjęciach. W pewnym momencie moja córka nie wytrzymała i powiedziała: "Mamo! Stajesz się niesamowicie irytująca. Pozwól im robić, co chcą. Chcą biegać po deszczu? Niech biegają, najwyżej pójdą na bal przemoczeni. (...) Poczułam się, jakby ktoś wyrwał mnie z amoku uderzeniem w twarz. Podziałało! W tej chwili totalnego stresu dotarło do mnie, jak wielką siłę mają słowa, które wypowiadałam w swoim życiu bezrefleksyjnie prawdopodobnie tysiące razy: pozwól im. Od tego momentu zaczęłam to sobie powtarzać za każdym razem, gdy czułam się napięta, zestresowana lub sfrustrowana - przyznała w rozmowie ze "Zwierciadłem".
Jej teoria "pozwól im" stała się hitem właśnie dlatego, że jest prosta, a do tego dostępna dla każdego. O co w niej chodzi? To nic innego jak świadome puszczenie mimo uszu tego, co inni o nas myślą czy mówią. Zamiast się zamartwiać, Mel Robbins zachęca, by pozwolić im myśleć, co chcą i żyć po swojemu.
- Przestań marnować swój czas, energię i szczęście, próbując kontrolować rzeczy, których nie możesz kontrolować - takie jak opinie, nastroje lub działania innych ludzi - i zamiast tego skup się na jednej rzeczy, którą możesz kontrolować: na sobie - przekonuje.
Mel Robbins radzi, by w momentach, gdy spotykamy się z czyimś osądem lub krytyką, po prostu powtarzać w myślach: "pozwól im". To krótkie hasło ma przypominać nam, że nie musimy reagować na każdą uwagę, komentarz lub zachowanie. Zamiast tracić na to swoją energię, warto skupić się na tym, co naprawdę ważne, czyli przede wszystkim na własnych celach i wartościach.
Psycholożka o teorii "Pozwól mi"
- Hasło "pozwól im" bywa przedstawiane jako sposób na budowanie spokoju psychicznego przez akceptację faktu, że nie kontrolujemy zachowań innych ludzi. To wpisuje się w klasyczne idee psychologii poznawczej: skupienie się na tym, na co mamy wpływ oraz redukcji ruminacji - przyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską psycholożka Amanda Staniszewska-Celer.
To jednak nie oznacza, że teoria ta nie ma wad. - Psychologia nie operuje uniwersalnymi hasłami, tylko indywidualną analizą sytuacji. "Pozwól im" może być narzędziem regulacyjnym, ale nie rozwiązaniem problemu interpersonalnego - podkreśla specjalistka.
- Psychologiczna skuteczność zależy od kontekstu. Jeśli ktoś ma tendencję do nadkontroli lub bierze odpowiedzialność za innych — taka myśl może działać odciążająco. Sprawa wygląda jednak inaczej w przypadku osób, które doświadczyły zaniedbania, przemocy lub nierównych relacji. Jeśli odebrałyby to jako "masz siedzieć cicho, nic z tym nie rób", dla niektórych może to być wręcz retraumatyzujące.
Amanda Staniszewska-Celer zwraca uwagę, że hasła typu "pozwól im" mogą działać jak psychologiczne placebo, który potrafi uruchomić w nas pokłady motywacji i nadziei –wszystko zależy od naszych oczekiwań i tego, jak patrzymy na daną sytuację. Na pierwszy rzut oka brzmi to niewinnie, ale warto wiedzieć, co się za tym kryje.
Czasem placebo rzeczywiście daje nam kopa do działania albo sprawia, że czujemy się po prostu lepiej. Bywa też, że nie zauważamy żadnej zmiany. Trzeba jednak uważać, by nie wpaść w pułapkę i nie traktować tego typu haseł jako zamiennika prawdziwej pomocy. W poważnych sprawach, jak depresja, sama mantra nie zastąpi rozmowy z terapeutą. - Warto zrozumieć, że efekt placebo to realny efekt psychobiologiczny, ale nie adresuje przyczyny, tylko objawy.
Nie można przy tym zaprzeczyć, że dziś żyjemy w epoce "szybkich rozwiązań". Chcemy błyskawicznej ulgi na trudne emocje, a najlepiej prostych recept na skomplikowane problemy. Psycholożka zauważa, że socjologia i psychologia kultury opisują to zjawisko jako "instant self-help".
Jego źródła są różne: presja, nieustannej produktywności i samowystarczalności, ograniczony dostęp do profesjonalnej pomocy (czasowy, finansowy czy lokalowy), ale też ogromna obecność treści motywacyjnych w mediach społecznościowych, które obiecują iluzję prostych odpowiedzi. - To tworzy środowisko, w którym psychologia sprowadzana jest do kilku cytatów, a prawdziwe cierpienie zamienia się w "wyzwania do przepracowania" - tłumaczy ekspertka.
- Mel Robbins trafia do milionów, bo mówi prostym językiem o rzeczach, które ludzie czują, ale nie umieją nazwać. Trzeba pamiętać, że z perspektywy psychologii nie każdy przekaz masowy jest klinicznie adekwatny. Problem polega na tym, że ludzie często nie wiedzą, że potrzebują czegoś więcej niż tylko motywacji. Hasła typu "pozwól im" usypiają czujność i bagatelizują złożoność procesów psychicznych. Mogą przez to zniechęcać do realnej pracy nad sobą lub relacjami - zaznacza Staniszewska-Celer.
Realna pomoc czy pomysł na biznes?
Robbins na swoim haśle "pozwól im" zbudowała prawdziwe imperium. Ale czy w tym wszystkim chodzi jeszcze o realną chęć pomagania, czy już bardziej o biznes?
- W wielu przypadkach to model oparty na zysku, gdzie "ból psychiczny" jest targetem marketingowym. Użytkownik inwestuje w "kursy samopomocy", podczas gdy osoba publiczna zarabia na samej uwadze, a nie realnych rozwiązaniach. Sama komercjalizacja nie jest zła, jeśli idzie w parze z odpowiedzialnością. Sygnałem ostrzegawczym powinny być dla nas jednak m.in. brak weryfikacji treści, fałszywe obietnice w stylu "uzdrowisz swoje traumy w 7 dni" oraz sytuacje, gdy zarabianie staje się ważniejsze niż zdrowie odbiorcy - mówi Amanda Staniszewska-Celer.
Popularność motywujących treści sama w sobie nie musi być więc traktowana jako zagrożenie, jednak należy pamiętać, że świat psychologicznych haseł w social mediach rządzi się zupełnie innymi zasadami niż gabinet terapeuty. - Influencerzy nie są objęci kodeksem etycznym psychologów, zatem nie muszą mieć superwizji, czyli zewnętrznego nadzoru nad swoją praktyką. Mogą więc promować szkodliwe uproszczenia lub metody oparte tylko na osobistym doświadczeniu, a nie dowodach - tłumaczy psycholożka.
W efekcie osobom zmagającym się z kryzysem, lękiem, traumą lub depresją, takie szybkie rozwiązania często nie pomagają, a szkodzą. - Odpowiedzialność leży tu także po stronie odbiorcy, ale to trudne, bo emocjonalne treści zmniejszają zdolność krytycznego myślenia.
Wraz z rosnącą popularnością tego typu treści w internecie można mówić o swego rodzaju "prywatyzacji psychologii", gdzie zamiast realnej terapii dostajemy sprzedawane w sieci proste hasła. - Dziś mamy kursy online, zamknięte społeczności na Discordzie czy "mentoring emocjonalny" bez kwalifikacji. To może być wartościowe jako uzupełnienie, ale nie zastąpi psychoterapii. Psychoterapia to z kolei proces terapeutyczny, relacja oparta na zaufaniu i kontrakcie, badania, interwencje, mierzalne efekty - mówi psycholożka.
Paulina Żmudzińska, dziennikarka Wirtualnej Polski