Naga kobieta w warsztacie samochodowym? „Ale oczywiście, proszę pani, każdy musi sobie dogodzić”
Czy erotyczne kalendarze to tylko przyzwyczajenie z ostatniej dekady, czy może element, bez którego mężczyźni z niektórych środowisk nie wyobrażają sobie pracy?
Decyzją Komendanta Głównego Policji z publicznej przestrzeni komisariatów znikną kalendarze erotyczne. O ile w latach 90. cieszyły się popularnością w każdym domu i nikogo nie szokowały, dziś uznane zostają za niestosowne. A to za sprawą skargi pewnej kobiety, która - jak podaje Polsat News - gdy składała zeznania na temat przemocy domowej, musiała wpatrywać się w zdjęcie roznegliżowanej kobiety, wiszące za plecami policjanta.
Budzi niesmak? Ewidentnie. W kobiecie wzgardzanej w swoim własnym domu tkwi wstyd, upokorzenie i poczucie winy. Opowiedzenie o tym, co przeżywa zupełnie obcej osobie to akt niewiarygodnej odwagi. Pomóc może w nim jedynie nadzieja, że osoba przyjmująca zeznanie okaże zrozumienie wobec doznanej krzywdy. A jak w rozmowie z „Wprost” zauważył psycholog Czesław Michalczyk - taki obrazek na ścianie może poważnie nadszarpnąć zaufanie do funkcjonariuszy publicznych. Co poczułaby kobieta, kiedy w tych okolicznościach miałaby chociażby zgłaszać gwałt?
Komendant postanowił jednak nie ingerować w prywatne upodobania policjantów i erotyczne kalendarzyki pozwolił wieszać w szafkach, niedostępnych dla oka osób postronnych.
W świetle tej informacji zastanawia popularność tego typu elementów w innych miejscach pracy, gdzie liczbą przeważają mężczyźni (albo kobiety, które to dla rozrywki wieszać miałyby zdjęcia nie do końca ubranych facetów). Popyt na kalendarze jest na siłowni, gdzie pracuje mój znajomy, czy w warsztacie mechanika samochodowego koleżanki. Postanowiliśmy sprawdzić też, jak się mają ściany w warszawskich oddziałach Straży Miejskiej. Żeby jednak uzyskać wiarygodną odpowiedź, zadzwoniliśmy do jednego z nich, podając się za sprzedawcę kalendarzy.
- Dziękujemy, nie potrzebujemy ich… na razie - odparł śmiejąc się nerwowo męski głos, który odezwał się w słuchawce. Zapytany, czy po prostu się spóźniłam, bo zamówienie zdążył już złożyć gdzie indziej, wyjaśnił, że strażnicy mogą takie rzeczy kupować jedynie w prywatnym zakresie.
Nieco mniej zakłopotany w rozmowie na ten sam temat był mechanik samochodowy pan Rafał.
- Oczywiście, że coś takiego u nas wisi! - odparł z dumą - I nie wyobrażam sobie, żeby nie wisiało. Klienci, kiedy przyjeżdżają, podziwiają razem z nami. Jak to, pyta pani, co podziwiają? Każdy mężczyzna lubi się otaczać kobiecym pięknem. Niektóre z pań są bardziej rozebrane, niektóre mniej. To od miesiąca zależy. Nie, proszę pani, nie kierują mną tradycja, ani przyzwyczajenie. Ja uważam, że pracy nie mam sobie jak inaczej umilić. A klientki co mówią, jak przychodzą? No komentują, ale zacytować z pamięci nie potrafię. Ja tam myślę, że są zadowolone. Że je doceniam jako kobiety, nie? Oburzenia w każdym razie nie było. Zresztą to wisi w takim miejscu, że patrzy ten, kto chce - i jego sprawa.
Straż pożarna odpowiada enigmatycznie:
- To problemy pierwszego świata.
I gdy myślę, że trzeba już będzie odłożyć słuchawkę, niespodziewanie dodaje (choć zastrzega, że nie poda imienia i nazwiska):
- Szanujmy kobiety. Nie traktujmy ich jedynie jako obiektów seksualnego pobudzenia. Kiedy jedziemy do pożaru, nie ratujemy z niego pociągającego ciała, ale jednostkę ludzką.