"Szkoła z TVP". Nauczycielka Małgorzata Kutrzeba: "Nie prowadzimy tych lekcji dla sławy czy pieniędzy"
O programie "Szkoła z TVP" mówią niemal wszyscy. W niezbyt przychylny sposób. Małgorzata Kutrzeba prowadzi na antenie lekcje historii i choć sama nie została skrytykowana, jest rozgoryczona, gdy czyta przykre komentarze na temat koleżanek po fachu. – Przecież one muszą wrócić do codzienności, do szkół, w których uczą. To będzie bolesny powrót z tak nadszarpniętą reputacją – mówi.
01.04.2020 | aktual.: 04.04.2020 14:20
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Największe poruszenie wywołały panie prowadzące lekcje matematyki dla najmłodszych. Fragmenty z ich nietypowymi sposobami wyjaśnienia uczniom, w jaki sposób rozróżnić liczby parzyste od nieparzystych, stały się już viralem.
Internauci wytykają im nie tylko nieznajomość podstawowych definicji, ale również infantylność i brak polotu w trakcie prowadzenia lekcji. W komentarzach nie brakuje głosów osób, które twierdzą, że nauczyciele zza szklanego ekranu to podstawieni aktorzy specjalizujący się w statystowaniu bądź występowaniu w paradokumentach.
Oczywiście nauczyciele, którzy zostają wybrani do przekazywania wiedzy uczniom za pośrednictwem ogólnopolskiej telewizji, powinni być charyzmatyczni, kreatywni i wzbudzać sympatię wśród odbiorców. Jednak musimy pamiętać, że wprowadzenie zdalnego nauczania jest sytuacją nadzwyczajną i z pewnością pomysłodawcy programu "Szkoła z TVP" pośpiesznie szukali chętnych pedagogów, którzy zgodziliby się stanąć przed telewizyjną kamerą.
Trudno wyplewić błędy
Niedopuszczalne jest natomiast emitowanie programu, w którym nauczyciel popełnia błędy merytoryczne i wprowadza dzieci w błąd. Jeśli uczeń ma oglądać program, w którym twierdzi się, że obwód koła jest średnicą, to lepiej żeby w ogóle nie włączał telewizora.
Podobnego zdania jest dr Karol Dudek-Różycki, pracownik Uniwersytetu Jagiellońskiego i Przewodniczący Polskiego Towarzystwa Nauczycieli Przyrodniczych. – Obejrzałem lekcję chemii dla klasy siódmej i byłem zszokowany. Wykład był przesycony błędami, z którymi na co dzień walczą recenzenci podręczników szkolnych – mówi w rozmowie z WP Kobieta. – W materiale wielokrotnie padło sformułowanie "tlen" zamiast "atom tlenu" – wylicza niektóre z zaobserwowanych błędów.
Przewodniczący PTNP zdaje sobie sprawę z tego, że stres czy świadomość występu przed kamerą mogą sprzyjać przejęzyczeniom, jednak to nie może być usprawiedliwieniem. – Proszę zauważyć, że chemia pojawia się dopiero w siódmej klasie, więc jeśli już na samym początku błędnie nauczymy, to później następny nauczyciel będzie miał ogromną trudność, żeby wyplewić ten błąd, który został już silnie zakorzeniony – wyjaśnia dr Karol Dudek-Różycki.
– Może dla laika niektóre przeinaczenia na lekcjach chemii nie będą wydawać się szczególnie istotne, jednak ci uczniowie, którzy wiążą swoją przyszłość z tą dziedziną, zostają pokrzywdzeni, słuchając lekcji niezgodnych z prawdą. Przecież od 2022 roku będzie można wybrać chemię na egzaminie ósmoklasisty, dlatego tym bardziej nie można zakładać, że jeśli jakiś nauczyciel wprowadza uczniów w błąd, to nie będzie to miało żadnych poważnych konsekwencji – tłumaczy ekspert.
Dudek-Różycki wysłał list do ministra edukacji narodowej oraz prezesa Telewizji Polskiej, w którym zaapelował o nadzór nad realizacją programu. – Skoro MEN objęło patronatem ten projekt, to powinno przede wszystkim zadbać, aby każdy z odcinków był konsultowany z ekspertami. "Szkoła z TVP" nie jest nadawana na żywo, więc z pewnością istnieje możliwość wprowadzenia usprawnień, dzięki którym finalnie uczniowie nie będą przyswajali treści z błędami merytorycznymi – tłumaczy.
Ekspert uważa również, że nauczyciele zostali pozostawieni sami sobie przed kamerami. – Jeśli ktoś pisze podręcznik, to ma wsparcie merytoryczne dwóch recenzentów merytorycznych i jednego językowego – podkreśla.
Na ostatnią chwilę
Jego przypuszczenia potwierdza Małgorzata Kutrzeba, nauczycielka historii, która w ramach programu "Szkoła z TVP" prowadzi lekcje dla klasy piątej. – Miałam zaledwie dobę na samodzielne przygotowanie się do pierwszego nagrania, później nie dostałam materiału do sprawdzenia przed emisją. Ktoś tam zdecydował, który wycinek będzie pokazany jako podsumowanie lekcji, chociaż osobiście uważam, że powinien zostać wybrany inny fragment. Chciałabym mieć możliwość obejrzenia lekcji przed emisją – przyznaje w rozmowie z WP Kobieta.
Trudno powstrzymać się od stwierdzenia, że producenci telewizyjni skazują nauczycieli na ośmieszenie poprzez bezrefleksyjne akceptowanie nagrań. Można nawet stwierdzić, że nie każdy odcinek został przez nich w całości obejrzany. Świadczy o tym wideo z lekcją nr 1 dla klasy ósmej. W jedenastej minucie nauczycielka orientuje się, że popełniła błąd: "Przepraszam. Stop. Źle powiedziałam. Złe słowo" – mówi zestresowana. W odpowiedzi słychać głos z reżyserki, który uspokaja i mówi, żeby zacząć jeszcze raz. Błąd skorygowano, jednak cała wpadka nie zostaje wycięta na montażu.
Nie ma chętnych
Małgorzata Kutrzeba wspomina, w jaki sposób została rekrutowana i tym samym rozwiewa krążące po sieci plotki. – Nie wygrałam castingu, nie planowałam rozpoczynać kariery w telewizji. Skontaktował się ze mną pracownik kuratorium, któremu podlegam, i zwrócił się z prośbą o przygotowanie lekcji "na już", bo jest taka potrzeba w tej nadzwyczajnej sytuacji.
Nauczycielka na początku nawet nie wiedziała, że program będzie nadawany na całą Polskę. – Myślałam, że to tylko dla telewizji regionalnej – dodaje historyczka z Błażowej i jednocześnie przypuszcza, że dobrowolnie mało który nauczyciel podejmie się takiego wyzwania. – W szczególności teraz, gdy tak wiele osób wyśmiało pomyłki kilku nauczycielek – dopowiada.
Kobieta ma rację. Obecnie osoby odpowiedzialne za realizację programu szukają chętnych nauczycieli m.in. za pośrednictwem facebookowych grup. Jednak pedagodzy, do których została skierowana oferta, wątpią w jej atrakcyjność. "Normalnie ogłoszenie o pracę dla nauczyciela tak nie wygląda. Tak wygląda ogłoszenie dla roznosiciela ulotek albo rozwoziciela pizzy" – wytknął jeden z nich.
Małgorzata Kutrzeba przyznaje, że i jej towarzyszył stres w trakcie nagrań. – Jestem nie tylko nauczycielem, ale również i metodykiem oraz doktorem nauk humanistycznych. Jestem autorką książek, moi uczniowie są laureatami konkursów, pracuję z uczniami od ponad trzydziestu lat. Pomimo tego podczas pierwszego nagrania, gdy miałam napisać na tablicy: "Polska Bolesława Chrobrego", stres wziął górę i po literce "o" nie wiedziałam, co dalej robić – wspomina.
Historyczka podejrzewa, że większość nauczycieli zaangażowanych w projekt doświadczyła podobnych emocji podczas debiutu przed kamerą i nie rozumie hejtu, który wylał się na kilku jej kolegów po fachu. – Jestem rozgoryczona, czytając komentarze i oglądając memy. Nie chciałabym być w skórze tamtych pań. Przecież one muszą wrócić do codzienności, do szkół, w których uczą. To będzie bolesny powrót z tak nadszarpniętą reputacją – uważa.
Zobacz także
Nauczycielka zwraca uwagę na nadzwyczajne okoliczności produkcji programu. – Kilka dni temu okazało się, że nauczanie online jest trudne do realizacji. Społeczeństwo krytykowało nauczycieli i MEN, więc ministerstwo postanowiło jak najszybciej rozwiązać problem – mówi historyczka. – Po pierwszych nagraniach widać, że jest sporo do poprawienia, ale myślę, że z każdą kolejną lekcją będzie coraz lepiej – dodaje.
Pod koniec rozmowy nauczycielka porusza wątek wynagrodzenia. – Jest niewielkie w porównaniu z nakładem pracy. Na co dzień prowadzę lekcje online, poprawiam prace uczniów, przygotowuję dla nich materiał. Dodatkowo jutro mam kolejne nagranie i zarwę noc, żeby doszlifować materiał do prezentacji. Zapewniam: my nie prowadzimy tych lekcji dla sławy czy pieniędzy. Chcemy pomóc naszym uczniom i ich rodzicom, bo to na nich teraz spoczął ciężar edukacji domowej przy wsparciu szkoły online – puentuje.
Telewizja Polska również stanęła w obronie osób prowadzących lekcje przed telewizyjną kamerą. "Poniżanie i dyskredytowanie nauczycieli, którzy realizując swoją misję zdecydowali się zaangażować w projekt edukacyjny, którego celem jest zapewnienie ciągłości nauczania, świadczy o niedostrzeganiu powagi sytuacji i wyzwań, które stoją przed naszym społeczeństwem w tej trudnej chwili. Pedagodzy z wieloletnim doświadczeniem, na co dzień uczący nasze dzieci w szkołach publicznych, dziś, kiedy poświęcają się i angażują w przedsięwzięcia służące dobru ogółu, stają się obiektem drwin i ataków" – stwierdzili w oficjalnym oświadczeniu.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl