Nie jestem upierdliwy
Rozmowa z Paulo Cozza z programu „Europa da się lubić” - prawnikiem, biznesmenem, ulubieńcem publiczności oraz wiernym kibicem Interu Mediolan.
21.04.2006 | aktual.: 21.04.2006 16:16
Rozmowa z Paulo Cozza z programu „Europa da się lubić”
- Jest pan biznesmenem, prawnikiem, a także zajmuje się show biznesem. Jak można połączyć tak odmienne dziedziny?
- Trzeba mieć luz i być bardzo elastycznym. A także ufać ludziom, z którymi się współpracuje. I przede wszystkim być skutecznym.
- Co znaczy być skutecznym?
- To znaczy robić wszystko, co jest istotne, omijając drobiazgi i tzw. bicie piany, które nic nie daje. Ja nie biję piany. Jeżeli zajmuje się biznesem, to z całym zaangażowaniem, a jeżeli występuję w telewizji, to też daję z siebie wszystko. Mam szczęście, że pracuję z ludźmi, którym ufam stuprocentowo. Nie jestem upierdliwy. Jeżeli komuś zaufam, to na całego. Nie jestem też osobą, która ciągle sprawdza swoich współpracowników. Współczuje szefom, którzy na nic nie mają czasu, bo ciągle kontrolują swoich współpracowników. Jeżeli jest jedna drużyna dobrze rozumiejących się ludzi, to wszystko wychodzi.
- Jest pan prawnikiem, czy znajomość prawa pomaga w show biznesie?
- Skończenie studiów prawniczych pomaga w byciu elastycznym. Uważam, że czas studiowania to nie był stracony czas. Nigdy nie myślałem, że będę w Polsce i nigdy nie wiadomo, co będę robił za rok. Zresztą moja obecność w tzw. show biznesie, to dla mnie nie praca, tylko zabawa.
- Ponoć przyjechał pan do Polski, by oglądać żubry, a na dłużej zatrzymała pana … żubrówka?
- Trochę w tym prawdy jest, ale z tą żubrówką, to nie tak do końca, bowiem za mocnymi alkoholami nie przepadam. Zatrzymali mnie… Polacy. Gdy pracowałem we Włoszech, lubiłem podróżować. Nie znałem tej części Europy, bowiem wówczas potrzebne były wizy. Żubry były tylko pretekstem, by wybrać do zwiedzania właśnie Polskę. Nim jeszcze do was przyjechałem, wiedziałem, że to kraj bliski Włochom, także wartościami, które preferujecie. Jesteście podobnie spontaniczni, chociaż nie aż tak mocno jak my. Swej żywiołowości nie manifestujecie tak bardzo, ale pod tym względem jesteście w świecie tuż za nami.
- Ale jakieś różnice dzielące Polaków od Włochów pan zauważył?
- Mężczyźni u was więcej potrafią niż Włosi. Od wymienienie żarówki w samochodzie, do naprawienia kranu. Włosi w ogóle nie mają o tym pojęcia. Nawet za takie rzeczy się nie zabierają, uważając, że od tego są fachowcy. A w Polsce wymaga się tego od mężczyzn. Natomiast od Włochów wymagana jest solidność i zapewnienie bytu rodzinie. To mężczyzna ma pracować i zarabiać na życie rodziny. Z kolei kobiety w Polsce są zdecydowanie mocniejsze, bardziej odpowiedzialne nić Włoszki. Włoszka to przede wszystkim matka i gospodyni, chociaż trudno ocenić, czy ta rola do końca im wystarcza, ale wynika ona z włoskiej tradycji. W Polsce kobiety wychowują dzieci, prowadzą domy i pracują. Są niesamowicie pracowite, odpowiedzialne i bardziej dorosłe. Porównując 20-letnią Polkę i 20-letną Włoszkę, można powiedzieć, że Włoszka w tym wieku jest takim małym dzieckiem, a Polka jest już najczęściej dojrzałą kobietą.
- A jak się to ma do waszego włoskiego temperamentu, z którego słyniecie?
- Temperament pomaga nam bawić się, ale także uciekać, na ile to jest możliwe, od odpowiedzialności i od dorosłego życia. U nas nie ma na przykład studiów zaocznych, nikt by się nie męczył pracując i studiując równocześnie. Po co? Skoro można się tylko bawić. W Polsce ludzie walczą o lepszą przyszłość, zdobycie większej wiedzy. To robi na mnie duże wrażenie. Włoch, gdy się urodzi w biednej rodzinie, to nie walczy o polepszenie bytu, uważając, że i tak „jutro może będzie lepiej”.
- Co pana zaskoczyło, gdy pan przyjechał do Polski 10 lat temu?
- Szokiem była zima. I do tej pory jest. U nas łagodna zima nie przeszkadza, by wspólnie spędzać czas na stadionie czy w plenerze. Tutaj życie dzieli się na życie zimowe i życie letnie.
- A jak pan ocenia polską kuchnię?
- Nigdy nie byłem zwolennikiem zup, ale w Polsce bardzo mi smakują. Żurek, barszcz, grzybowa, to moje ulubione dania. Są lepsze niż nasze zupy. Także wasze mięsne potrawy bardziej mi smakują niż włoskie. Podobnie jak polskie serniki i szarlotki. Gdy w Polsce jem, to zawsze w polskich restauracjach, a nie we włoskich, bo zawsze mnie denerwują włoskie kuchnie za granicą. Nie są tak dobre jak u nas. Kiedy jednak gotuje w domu, to tylko dania kuchni włoskiej. Jestem od niej uzależniony, to taki mój nałóg.
- Startował pan w trzeciej edycji „Tańca z gwiazdami”. Odpadł pan jako pierwszy. Liczył pan na sukces?
- Nie myślałem w takich kategoriach. Najważniejsze, że już na etapie treningów dobrze się bawiłem.
- Treningi były ciężkie?
- Ciężko to mają górnicy. I mój tata, gdy w młodości emigrował z Kanady do Mediolanu w poszukiwaniu pracy. Gdy mu powiedziałem, że ciężko pracuję tańcząc trzy godziny dziennie, to chciał mnie kopnąć w tyłek.
- Jest pan kibicem Interu Mediolan. Jak pan ocenia szanse polskich piłkarzy na MŚ w Niemczech?
- Będzie nieźle, bo wasz trener ma duże szczęście, w waszej lidze zawodnicy grają byle jak, więc nie mają żadnego stresu. Więc na mistrzostwach może być już tylko lepiej i dojdzie do niespodzianki.
PAOLO COZZA. Pochodzi z Mediolanu, z wykształcenia jest prawnikiem. Uwielbia piłkę nożną, jest wiernym kibicem Interu Mediolan. Interesuje się muzyką rozrywkową. Do Polski przyjechał 10 lat temu. Obecnie jest dyrektorem handlowym w firmie zajmującej się importem z Włoch akcesoriów samochodowych.
Władysław Borowiec