Nostalgia za pewnym marzeniem
Rok 2009 aż uginał się pod ciężarem znamiennych rocznic. 20 lat temu upadł berliński mur – dla niektórych również symbol ostatecznego końca nowoczesności. Setna rocznica „Manifestu futurystycznego” oraz 90-lecie powstania Bauhausu były dla nowoczesności nie mniej doniosłe.
18.12.2009 | aktual.: 23.06.2010 10:00
Rok 2009 aż uginał się pod ciężarem znamiennych rocznic. 20 lat temu upadł berliński mur – dla niektórych również symbol ostatecznego końca nowoczesności. Setna rocznica „Manifestu futurystycznego” oraz 90-lecie powstania Bauhausu były dla nowoczesności nie mniej doniosłe. Futuryści chcieli zburzyć stary świat.
Futurystyczne manifesty to perły poetyki walczącego modernizmu. 20 lutego 1909 r. włoski poeta Filippo Tommaso Marinetti opublikował na łamach „Le Figaro” tekst, w którym przyznawał się w imieniu swoich zwolenników: „Chcemy zniszczyć muzea, biblioteki […]. Będziemy wyśpiewywać na cześć wielkich tłumów wzburzonych pracą, przyjemnością lub buntem, […] arsenałów i fabryk wibrujących nocą pod gwałtownie rozświetlonym blaskiem elektrycznych księżyców, na cześć żarłocznych dworców, wężów, które kopcą, […] awanturniczych parowców węszących po horyzontach, żelaznych koni zaprzęgniętych do długich rur i na cześć szybowcowego lotu aeroplanów […]”.
SAMOCHÓD ZAMIAST NIKE Z SAMOTRAKI
Rok wcześniej Marinetti rozbił się w Mediolanie pędzącym automobilem. Przeżył cudem, ale wypadek zamiast ostudzić miłość poety do Maszyny i Ruchu, tylko te afekty wzmocnił. „Oświadczamy, że wspaniałość świata wzbogaciła się o piękno prędkości – grzmiał Marinetti. – Samochód wyścigowy […] rozgrzany do czerwoności, który wygląda jak pędzący pocisk, piękniejszy jest niż Nike z Samotraki”.
W rok po publikacji „Manifestu” Marinetti i jego futuryści byli w Wenecji, usiłując zakłócić Biennale Sztuki. Futurystyczna drużyna rozrzuciła po mieście 800 tys. ulotek, w których dawała upust nienawiści do tego, co jest, i wyrażała marzenie o nowym wspaniałym świecie: „Odżegnujemy się od prastarej Wenecji. […] Pozwólcie nam wybetonować śmierdzące kanały gruzem zgniłych starych pałaców. Pozwólcie nam spalić gondole, kołyszące się krzesła dla idiotów, aby wznieść ku niebu majestatyczną geometrię metalowych mostów [...]”.
ORNAMENT JEST ZBRODNIĄ
Fabryka będąca przedmiotem marzeń futurystów była także kamieniem węgielnym Bauhausu. Zbudował ją Walter Gropius, młody niemiecki architekt, członek Werkbundu – ruchu skupiającego architektów, inżynierów i artystów pragnących krzewić w konserwatywnych wilhelmiańskich Niemczech nowe, racjonalne estetyki. Gropius był żonaty z Almą Mahler, wdową po wielkim kompozytorze, słynną pięknością i legendą findesieclowej kulturalnej Europy. Sam nie miał jednak nic wspólnego z afektacją przełomu wieków. Modelowa fabryka Fagus, którą przed I wojną światową zbudował w Alfeld, była fizycznym manifestem funkcjonalizmu, racjonalizmu, wiary w to, że „ornament jest zbrodnią”, a technologia powinna być tożsama z estetyką.
Podobnie jak sławiący w swoich manifestach wojnę i przemoc futuryści Gropius trafił na front I wojny światowej. W odróżnieniu od wielu futurystów udało mu się nie zginąć. Po powrocie nowym projektem Gropiusa był jednak nie kolejny budynek-manifest, lecz szkoła. Instytucja, którą powołał w 1919 roku, przetrwała tylko 14 lat, ale okazała się najbardziej wpływową uczelnią artystyczną XX wieku. Gropius nazwał ją Bauhaus; na trwającej w nowojorskim Museum of Modern Art wystawie celebrującej 90-lecie utworzenia tej szkoły jej nazwa jest dookreślona podtytułem „Workshops for Modernity” – Warsztaty Nowoczesności. TRZY RAZY M
Jedną z przypadłości współczesnej kultury jest nieopanowana skłonność do nostalgii, uczucia, które pokoleniu Gropiusa i futurystów było głęboko obce. Sentymentalna ponowoczesność nostalgicznie traktuje więc bezwzględną nowoczesność. Modernizm jest modny, malarstwo Pieta Mondriana inspiruje projektantów T-shirtów, artyści współcześni chętnie flirtują z nowoczesnymi estetykami, tropami i motywami, modernistyczne zabytki architektury stały się przedmiotem czułego uwielbienia wykształconych mieszkańców wielkich miast. Ta moda obejmuje oczywiście również Bauhaus, który postrzegany jest często jako studio designu – będącego na czasie i jednocześnie pokrytego przyjemną patyną retro. Sprawa z Bauhausem wykracza jednak daleko poza wymiar atrakcyjnego projektowania.
Futurystom marzyła się wielka pożoga, która spaliłaby stary świat i oczyściła w ten sposób pole do budowy nowego. Taka katastrofa rzeczywiście się zdarzyła, choć w nieco innej formie, niż wyobrażali to sobie artyści. I wojna światowa przyspieszyła proces, który w europejskiej kulturze trwał już od kilkudziesięciu lat – zmianę miejsca sztuki w świecie wielkiego przemysłu i społeczeństwa masowego. Modernizm był epoką trzech M – Miasta – Masy – Maszyny, jak zręcznie ujął to w swoim manifeście polski poeta futurystyczny Tadeusz Peiper. Jedną z najciekawszych odpowiedzi na wyzwanie trzech M był Bauhaus.
MNISI, ROBOTNICY SZTUKI I WOLNOMULARZE
W swojej 14-letniej historii Bauhaus miał trzech dyrektorów i działał w trzech kolejnych miastach; powstał w Weimarze, rozwinął się w Dessau, kończył się w Berlinie. Wszyscy szefowie Bauhausu, zarówno Gropius, jak i jego następcy Hannes Meyer i Ludwig Mies van der Rohe, byli architektami. W Bauhausie chodziło jednak o coś więcej niż nauczanie wznoszenia budynków. Nazwa szkoły pochodziła od Bauhütte – średniowiecznych gildii wolnych budowniczych. Dokładnie te same bractwa inspirowały kiedyś ruch wolnomularski. Bauhaus również miał charakter konfraterni, w której nauczycieli i uczniów łączyło wspólne życie i zespołowa praca.
W Bauhausie nie było profesorów, lecz mistrzowie. Były to najciekawsze indywidualności epoki, m.in. Paul Klee, Josef Albers, Lyonel Feininger, Oscar Schlemmer, Piet Mondrian. Bauhaus był szkołą rzemiosł, a jednocześnie miejscem poszukiwań filozoficznych i ośrodkiem politycznym. Tę wielozadaniowość świetnie ilustruje zestawienie dwóch fotografii z archiwum Bauhausu. Jedna przedstawia Johannesa Ittena: z ogoloną głową, w osobliwej szacie własnego projektu mistrz Bauhausu wygląda jak wschodni mistyk. Na drugiej widnieje László Moholy-Nagy – w kombinezonie technika jest robotnikiem i inżynierem nowej sztuki. W murach Bauhausu design nigdy nie był więc celem, lecz środkiem do przeprojektowania rzeczywistości i człowieka.
Szkoła Waltera Gropiusa narodziła się w Weimarze podobnie jak międzywojenna republika niemiecka, która w 1933 roku upadła pod naporem faszyzmu. W tym samym roku i z tych samych powodów upadł Bauhaus. Był to paradoksalnie początek triumfu uczelni: absolwenci i mistrzowie Bauhausu uznani w Niemczech za reprezentantów „sztuki zdegenerowanej” rozproszyli się po świecie, a wraz z nimi idee, które nigdy nie spełniły się jako utopia nowoczesności, ale za to posłużyły do budowy świata, w którym dziś żyjemy.