Nowa stolica mody
Mediolan, Paryż, Nowy Jork to nie jedyne stolice mody na świecie. Coraz większego znaczenia nabiera Hongkong. Tam trzeba bywać...
19.06.2007 | aktual.: 29.05.2010 23:10
Mediolan, Paryż, Nowy Jork to nie jedyne stolice mody na świecie. Coraz większego znaczenia nabiera Hongkong. Tam trzeba bywać...
Metka „Made in China” kojarzy ci się tylko z produkcją słabej jakości masówki, której nigdy nie kupujesz? Lepiej porzuć ten stereotyp. Inaczej może pominąć największą sensację ostatnich lat – kreacje projektantów mody z Dalekiego Wschodu. Świat już się na nich poznał. Dla młodych menedżerów z Londynu ubieranie się u krawców z Hongkongu to obecnie największy snobizm. Kiedy przeciętnemu Polakowi moda z Chin wciąż kojarzy się tylko ze Stadionem Dziesięciolecia, w najlepszych lokalizacjach metropolii Europy Zachodniej i Stanów Zjednoczonych otwierane są firmowe butiki azjatyckich marek.
Ciuchy z metką Barneya Chenga sprzedają najbardziej prestiżowe nowojorskie domy Henri Bendel i Bergorf Goodman oraz Giorgio Beverly Hills na zachodnim wybrzeżu USA. Z kolei William Tang – inny pochodzący z Hongkongu projektant, nazywany często niegrzecznym chłopcem chińskiej mody – z powodzeniem sprzedaje swe kreacje w paryskim Presence II. Sukcesy na Zachodzie odnoszą też Peter Lau, Walter Ma, Pacino Wan. Warto ich zapamiętać, bo niedługo ich nazwiska mogą się stać najgorętszymi w branży. Wraz z podbojem Zachodu przez azjatyckich kreatorów, w siłę rośnie Hongkong, jako światowa stolica mody. Organizowane tam dwa razy do roku Hongkong Fashion Week uważane są za najważniejsze wydarzenie już nie tylko w regionie. Co ciekawe, mieszkańcy Hongkongu mniej życzliwie patrzą na swoich rodzimych projektanów, niż reszta świata. Ale na punkcie mody oszaleli wszyscy bez wyjątku. Dlatego ta była brytyjska kolonia, która w 1997 roku wróciła do Chin, to coraz częstszy cel podróży poszukiwaczy nowych doznać modowych.
Na Causeway Bay w Hongkongu – głównej alei handlowej tego miasta – ulokowali się niemal wszyscy możni w tej branży. Tak jak rosło uznanie dla tamtejszych projektantów, wzrastały też czynsze w ich butikach. Dzisiaj Causeway należy do najdroższych ulic świata (za wynajem 90-100 metrowego sklepu zapłacimy rocznie około 1,13 miliona dolarów). Pod względem cen bije ją tylko Piąta Aleja w Nowym Jorku. Może niedługo podobnie będzie wyglądała czołówka rankingu światowych stolic mody?
Kontakt Hongkongu z wielką modą zaczął się jeszcze w latach 60-tych poprzedniego wieku. Wtedy to światowy kryzys ekonomiczny zmusił projektantów z Europy do poszukiwania miejsc, gdzie produkcja odzieży byłaby tańsza niż w Paryżu czy Londynie. To był dla nich kolejny cios w stosunkowo krótkim czasie. Niewiele wcześniej kłopoty finansowe spowodowały, że musiały porzucić (lub przynajmniej mocno ograniczyć) produkcję haute couture i przestawić się na seryjne pret-a-porter. Wiele domów domy opierało się temu rozwiązaniu. Szczególnie te najbardziej szacowne, francuskie. Ostatecznie jednak niemal wszystkie uległy i przeniosły sporą część działalności na Daleki Wschód.
W ten sposób mieszkańcy Chin, Korei Południowej czy właśnie Hongkongu (wtedy jeszcze brytyjskiej kolonii) otrzymali niepowtarzalną szansę, by móc uczestniczyć w realizacji kolekcji odzieży dla najznamienitszych krawców świata. Przez kolejne lata cierpliwie szyli według wskazań nadsyłanych z Europy. Podglądali najlepszych, żeby teraz zająć ich miejsce? Znając upór i pracowitość Azjatów, a z drugiej strony ogromną kreatywność i dobre wzorce - to bardzo możliwa perspektywa.