Opowiadanie ma moc przemiany
Jako dziecko zaczytywał się w baśniach, jako dorosły pisał scenariusze do filmów animowanych. W swoim domu w podwarszawskim Konstancinie Michał Malinowski stworzył Muzeum Bajek, Baśni i Opowieści.
16.11.2009 | aktual.: 28.06.2010 09:09
Zawsze lubił dobrą opowieść
Jako dziecko zaczytywał się w baśniach, jako dorosły pisał scenariusze do filmów animowanych. W swoim domu w podwarszawskim Konstancinie Michał Malinowski stworzył Muzeum Bajek, Baśni i Opowieści. Zaprasza do niego storytellerów z całego świata, uczy, jak opowiadać historie, ratuje od zapomnienia podania i przekazy Tekst Anna Kamińska
Odkrył, czym jest sztuka opowiadania, w 1997 roku na jednej z wysp Papui-Nowej Gwinei. – Tubylcy zaprosili mnie na ucztę z żółwia morskiego. Po zmroku cała wioska, około 150 osób, zebrała się wokół ogniska i dwóch starców do białego rana opowiadało różne historie. Jedną z nich pamiętam do dziś: o dwóch chłopcach, którzy nie posłuchali rodziców i wypłynęli w morze, a po powrocie zostali zamienieni w orzech kokosowy i palmę. Wszyscy Papuasi uczestniczyli w tym opowiadaniu. Wstawali, śpiewali, niektórzy zaczęli grać na instrumentach, inni tańczyć.
Michał znalazł się w Papui-Nowej Gwinei, gdy poszukiwał inspiracji do filmu animowanego dla dzieci, którego akcja zaczynała się na rajskiej wyspie. Musiał ją zaprojektować, dlatego jeździł po świecie i oglądał różne wyspy. Pracował wtedy po ukończeniu w Szwajcarii studiów malarskich i graficznych jako asystent w Pracowni Grafiki Komputerowej na Politechnice w Tokio. Jego autorski scenariusz spodobał się kilku producentom i jeden z nich zaproponował mu realizację filmu.
Słuchając opowieści Papuasów, uświadomił sobie, że w Polsce na wsi też był popularny zwyczaj wspólnego opowiadania przy zajęciach gospodarskich, np. przy darciu pierza. Pomyślał, że można by stworzyć muzeum, które gromadziłoby opowieści z całego świata. – Dlaczego muzeum? Jako student uczelni plastycznej odwiedzałem je na całym świecie. Zawsze je kochałem. Spotykałem jednak często muzea pełne martwych przedmiotów w gablotach. Pomyślałem, że byłoby ciekawie stworzyć żywe muzeum historii. Takie, w którym gościliby opowiadacze. Opowieści nie można przecież zamknąć w gablocie…
Storytelling w autobusie
Po powrocie z Papui Michał nadal pracował w Tokio nad animacjami. Ale kiedy znalazł w Internecie informację o Wydziale Folkloru i Mitologii na Uniwersytecie Harvarda, postanowił pojechać do Stanów. – W Japonii od rana do nocy pracowałem w małym pomieszczeniu, gdzie wszyscy siedzieli sobie na głowie. Byłem wręcz zrośnięty z komputerem. Przejadła mi się taka praca z maszyną – mówi. To była jednak trudna decyzja. Miał bardzo dobrze płatną pracę – zarabiał ponad 7 tys. dolarów miesięcznie – i wiele osób dziwiło się, że postanowił ją rzucić. – Nie bałem się. Lubiłem pracować w animacji, ale zawsze była we mnie otwartość na zmiany. Nie chciałem być zniewolony tym, co robię.
Na Harvardzie spędził rok jako wolny słuchacz. Żył z oszczędności zgromadzonych w Japonii. Podczas tego roku spotykał się z badaczami bajek, uczył się, jak zbierać ustne opowieści, jak je badać i porównywać. – Uczestniczyłem m.in. w zajęciach z afrykańskiej tradycji ustnej, gdzie przekazywanie mądrości i wiedzy o świecie przez opowiadaczy jest bardzo żywe. W Afryce od kilku tysięcy lat istnieje nawet specjalna kasta opowiadaczy, ludzi wyjątkowo szanowanych.
Podczas wizyty w Waszyngtonie w Centrum Badań nad Folklorem Biblioteki Kongresu Michał zetknął się z bardzo popularnym w USA storytellingiem, czyli sztuką opowiadania. Storytelling od ponad 30 lat przeżywa swój renesans w wielu krajach świata, zwłaszcza w USA i Francji. W USA działa około 6–7 tys. zawodowych opowiadaczy. Sztuka opowiadania została włączona do programu szkolnego. Storytellerzy działają w bibliotekach, domach starców, więzieniach, prowadzą warsztaty dla biznesmenów, goszczą w teatrach. We Francji prezentują swoje historie nawet w autobusach miejskich! W zeszłym roku odbyło się w tym kraju około 1000 festiwali storytellingu. W hiszpańskiej bibliotece miejskiej w Guadalajarze odbywa się maraton opowieści trwający 48 godzin. Rozpoczyna go swoją historią burmistrz, kolejne prezentują mieszkańcy miasta.
Wiecie, a u nas na wsi…
Muzeum Bajek, Baśni i Opowieści (najpierw pod nazwą Muzeum Opowiadaczy Historii) powstało w 2002 roku w domu Michała w Konstancinie. – Miało ożywić w Polsce zanikający zwyczaj opowiadania oraz gromadzić opowieści z całego świata. Pierwszym gościem muzeum był afrykański storyteller, który wśród gołych jeszcze ścian opowiadał (po francusku, opowieści były tłumaczone na polski), śpiewał i tańczył. Wrażenie było piorunujące – Polacy nie zdawali sobie sprawy, jakim spektaklem może być opowiadanie.
Usłyszane opowieści z całego świata – od Afryki po Kaszuby – Michał zapisuje, nagrywa na wideo i płyty. Kiedy współpracował z Mazowieckim Centrum Kultury i Sztuki przy projekcie „Bajki znad Wisły, Bugu i Narwi. Baśnie, podania i legendy z Mazowsza”, pytał mieszkańców wiosek pod Wyszkowem o miejscowych bajarzy.
– Ludzie odpowiadali: „U nas ich nie ma”. Zacząłem więc pytać o najstarsze osoby we wsi. To był świetny pomysł! Starsi ludzie zapraszali mnie do domów. Ja rzucałem jakieś zasłyszane hasło, np.: „Mówią, że w sąsiedniej wiosce pod mostem straszy”. A oni: „Tak? U nas też, tylko nie pod mostem, a pod wierzbą”. I zaczynali opowiadać z pasją swoją historię. Zmieniali głos. Gestykulowali. Tworzyli niesamowitą atmosferę. Zebrałem w ten sposób aż 200 baśniowych motywów z Mazowsza.
Sztuka opowiadania to domena przede wszystkim ludzi starszych, którzy przekazywali w ten sposób wiedzę o świecie, swoje doświadczenia i mądrość. Często o bajarzach informują go miłośnicy muzeum i znajomi, niektórzy przynoszą już spisane opowieści. – Polska niestety nie przystąpiła do Konwencji UNESCO z 2003 roku dotyczącej ochrony niematerialnego dziedzictwa kulturowego, choć podpisała ją większość krajów europejskich – ubolewa Michał. – Utrudnia to uruchomienie rządowych programów wspierających zachowanie kultury niematerialnej, tego, co nieuchwytne. Tymczasem ludzie chcą opowiadać, dzielić się tradycją, w jakiej wyrośli. Chcą zapisywać historie i legendy ze swojego regionu, ratować od zapomnienia tradycyjne stroje i ludowe instrumenty, ale mają niewiele możliwości, by to robić. Nie podpisując tej konwencji, Polska skazuje na zapomnienie wielką część własnej kultury. Michał już nie zajmuje się grafiką komputerową (po powrocie do Polski uczył także języków obcych) – poświęcił się bez reszty storytellingowi.
– To mój sposób na życie. Daje mi poczucie, że robię coś ważnego. Chodzi przecież o to, by zostawić po sobie coś wartościowego. Interesującego. Każda opowieść tego uczy. „Kiedy umiera starzec, umiera cała biblioteka” – powiedział malijski etnolog Amadou Hampâté Bâ. Sztuka opowiadania otworzyła mi drzwi do wielu domów. Spotykam różnych ludzi. Poznaję ich historie, widzę, jak wiele jest w nich dobrych rzeczy. Ile zrobili dla innych. To zupełnie inne historie niż w mediach, które bombardują nas informacjami o tym, co ludzie robią złego innym.
Jest taka przypowieść o człowieku, który chciał opowieściami zmieniać świat. Wokół niego gromadziło się coraz mniej ludzi i w końcu został sam. Podeszło do niego dziecko i zapytało, dlaczego cały czas opowiada, mimo że nikt go nie słucha. Odrzekł, że przedtem opowiadał po to, by zmienić świat, a teraz opowiada po to, by świat nie zmienił jego. Dzięki podróżom i zbieranym podczas nich historiom poznaję inną rzeczywistość. Lepszą, mądrzejszą. Żyję ciągle w świecie jakiejś bajki.
Michał nie ogranicza się do prowadzenia muzeum oraz gromadzenia baśni i opowieści. Zaczął sam opowiadać i zapraszać opowiadaczy z różnych krajów, m.in. z Indii, Afryki, Kanady, a z czasem nawet uczyć sztuki opowiadania. Dziś przy muzeum działa 30-osobowa grupa osób zarażonych przez niego tą sztuką.
Szkoła tworzenia słowem
– Opowiadacz to osoba, która ma przenosić nas do krainy wyobraźni. Dlatego musi umieć nawiązać kontakt ze słuchaczem, odczytać jego oczekiwania. Wiedzieć, jakich gestów użyć. Za każdym razem opowiada się inaczej – bo na przykład dziecko jest zupełnie innym odbiorcą niż dorosły. Ważne, by nie pozostawić żadnego słuchacza obojętnym, by odkrył zawartą w historii mądrość i uwolnił własne emocje. Jeśli storyteller nie nawiąże więzi ze słuchaczem, nie będzie opowieści…
Kto może zostać storytellerem? – Każdy, kto potrafi mówić i odpowiednio się poruszać. Opowieść tworzona jest z ciała i głosu opowiadacza. Zawsze towarzyszy jej gest. Sztuka opowiadania to sztuka życia z drugą osobą. Storyteller wciąga słuchaczy do wspólnego tworzenia opowieści. W 2004 roku Michał zaczął prowadzić w muzeum i poza jego murami warsztaty „Tworzenie słowem” – dla wszystkich, którzy chcą uczyć się sztuki opowiadania.
– Zaczynam zawsze od wprowadzenia teoretycznego, potem uczestnik wybiera sobie opowieść (np. coś ze swojego życia) i razem nad nią pracujemy – jest naszym wspólnym poszukiwaniem. Sugeruję, jak ją przedstawić, by trafiła do słuchacza, jakiej można użyć mimiki, jakiego tempa, by była ekspresyjna. To ważne, bo ludzie często opowiadają dla samych siebie. A przecież opowiada się dla kogoś. W warsztatach uczestniczą osoby w różnym wieku – od przedszkolaków po 80-latki. Pracują nad głosem, mimiką, uczą się, jak utrzymywać kontakt z publicznością i czuć się przed nią bezpiecznie.
– Sztuka opowiadania to sztuka swobody i bycia sobą. Dopiero gdy opowiadacz nauczy się tego, pozna siebie naprawdę, może dzielić się opowieścią. Człowiek zestresowany nie zabierze nikogo do krainy wyobraźni. Podczas jego warsztatów ludzie czasem płaczą. – Są tacy, którzy nie są w stanie wyjść na środek sali i zacząć opowiadać. Kobiety wstydzą się, że źle wyglądają. Kiedyś Michał prowadził warsztaty dla Centralnego Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli. Uczestnicy musieli zbudować opowieść na przysłowiu: Słowo nie ma kości, ale słowo może złamać wiele kości. – Byli tak zestresowani, że nie mogli wykonać tego ćwiczenia. Musiałem im powiedzieć: „zapomnijcie, że jesteście nauczycielami i ktoś was ocenia”. Udało się.
Wśród uczestników warsztatów dla dzieci (VI klasa) był chłopiec z tikami nerwowymi. Gdy zaczynał opowiadać, wszyscy się z niego śmiali. Michał pracował z nim jeden dzień. Drugiego dnia zaczął opowiadać… bez tików. – To było dla niego i dla klasy niesamowite przeżycie. Ja też nie zdawałem sobie sprawy z tego, że opowiadanie może mieć taką moc przemiany!
Statek i wyspa
Michał jest także twórcą zbiorów baśni – właśnie ukazało się amerykańskie wydanie jego książki: „Polish Folktales & Folklore” (z legendami o Panu Twardowskim, Lechu, Czechu i Rusie czy Bazyliszku). Przygotowuje już następną – bajki z Mali. Dzieciom Michał często opowiada bajkę o piratach ukrywających się w starym kufrze na strychu jego domu. Opowiada tak, że wszystkie dzieciaki lecą zaraz na strych. Trudno mu wskazać jego ulubioną historię, bo ciągle poznaje nowe, wspaniałe. –
Wczoraj usłyszałem opowieść o wyspie i statku. Statek zakochał się w wyspie, a ona zaczęła zakwitać. Gdy statek od niej odpłynął, był tak zagubiony, że zabłądził. Dobre wiatry skierowały go jednak w pobliże wyspy. Gdy ją ujrzał, powiedział, że już nigdy jej nie opuści. Wyspa, wiedząc, że statek musi podróżować, odbiła się od dna. Odtąd podróżują razem. – Do ludzi dociera, jak fajnie być razem. I usiąść obok siebie, i podzielić się opowieścią. Nie trzeba do tego skomplikowanych urządzeń. Patrzymy sobie w oczy, uruchamiamy wyobraźnię i razem odlatujemy.