Osiągnięcia kobiet wpływały na dzieje świata. Do dziś są pomijane w historii
- Przekaz społeczny jest taki, że bohatersko jest stracić nogę, a nie podnieść się i żyć dalej, po byciu zgwałconą 15 razy - mówi Katarzyna Milewska, jedna z założycielek Fundacji Muzeum Historii Kobiet.
Patrycja Ceglińska-Włodarczyk: W podręcznikach do historii, z których uczymy się o najważniejszych wydarzeniach w dziejach, jest tylko 3-5 proc. wzmianek o kobietach. A przecież miały one ogromne znacznie w wielu dziedzinach życia!
Katarzyna Milewska, jedna z założycielek Fundacji Muzeum Historii Kobiet: Dyskurs nieprzychylny kobietom dzieje się od wieków. Już Arystoteles mówił, że kobieta jest uważana za odgrywającą drugorzędną rolę, nawet w akcie poczęcia, a władza mężczyzny jest prawowita, bo wynika z naturalnej nierówności między istotami ludzkimi.
Do tego dochodzi wyjaśnianie ewolucji, np. dlaczego kobiety mają krągłe pośladki i piersi. Przez lata mówiono, że to podoba się mężczyznom, a nie, że jest im łatwiej siadać na piasku i karmić dzieci w pozycji siedzącej. Cechy kobiet ewaluowały dla pożytku potomstwa, a nie dla partnera, który nie był tarzanem i myśliwym, jak przedstawiają to męskocentryczne podręczniki.
Kolejna sprawa, kto prowadzi narrację? Kto opowiada o historii? Władzę ma ta osoba, która dyktuje przekaz. Od fundacyjnej koleżanki, dr Anny Jankowiak dowiedziałam się, że na nowo są przekopywane groby w Anglii, czym zajmuje się m.in. Leszek Gardeła. Opowiadała o tym, że kiedy znajdowano broń w grobie, od razu zakładano, że to grób mężczyzny. Badania antropologiczne zmieniły ten przekaz, z bronią także chowano kobiety.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Pasja jest kobietą". Magda Łucyan i Katarzyna Górniak otwarcie o endometriozie. Jak choroba niszczy życie Polek?
W tym wszystkim nie należy zapominać o przekazie starotestamentowym.
Cała historia o Adamie i Ewie psuje nam równościowy dyskurs, jest naszpikowana przesądami i przekonaniami. Bóg najpierw stworzył mężczyznę, a potem kobietę, która "ma mu towarzyszyć". Do tego dochodzi wizerunek grzesznej Ewy, która jest kusicielką.
Z kolei w pierwszych przekazach Nowego Testamentu kobiety we wspólnotach chrześcijańskich modliły się i prorokowały w kościołach. Były przewodniczkami wspólnot chrześcijańskich. Dopiero później, kiedy wspólnoty chrześcijańskie zaczęły dyskutować między sobą, co im pasuje, jak mają funkcjonować, kopiści zmieniali teksty, zaczęły pojawiać się błędy w tłumaczeniach.
I tak kobiety miały zostać w domach, a jak chcą czegoś się dowiedzieć, niech zapytają męża. Jezus Chrystus zrobił dużo dla równości kobiet i dzieci, ale jego przekaz zniknął w kolejnych tłumaczeniach, a przywódcy dbali, by tekst pasował do ich przekazu. Kobiety z Biblii wymazano, zmieniano im imiona na męskie. Przestały być przywódczyniami wspólnot.
Kobiety głosu nie miały, a mężczyźni nie chcieli im go dawać, nawet, gdy o niego walczyły.
Tak. Do zmiany jest również dyskurs - mężczyźni dają kobietom prawa, o które mogą poprosić albo muszą walczyć. Dlaczego mężczyzna ma dać prawo kobiecie? Kręcimy się w tym samym miejscu dyskryminacji i nierówności.
W pewnym momencie z tego bardzo trudnego położenia próbował kobiety wyrwać Freud, który zaczął badać kobiecą histerię. Z jego badań wynikało, że co czwarta kobieta jest wykorzystywana i molestowana seksualnie. Gdy przekazał swoje wyniki, podważano z dużą mocą jego pracę. Dlaczego? Bo mówił do sprawców. Finalnie Freud wycofał się z dyskusji. By nie zostać wykluczonym ze środowiska, porzucił swoje badania na rzecz tego, by tłumaczyć kobiece histerie fantazjami.
Przełom nastąpił w momencie, gdy żołnierze zaczęli wracać z frontu po pierwszej wojnie światowej. Okazało się, że wielu z nich zmaga się z PTSD, a objawy są bardzo podobne do tych, które przejawiały kobiety badane przez Freuda. I jak to? Kobieca rzeczywistość jest bliska życiu w napięciu i narażaniu życia i zdrowia na wojnie? Okazało się, że tak.
Ważną częścią naszej historii są dwie wojny światowe. Często czytając o tych tragicznych wydarzeniach – nie tylko w Polsce, ale i na świecie - na piedestale stawia się mężczyzn. O kobietach są jedynie krótkie wzmianki.
Nikt nie mówi o tym, że np. za armią napoleońską szła masa kobiet, która ich karmiła. W Polsce są niezwykle ciekawe sylwetki tych, które służyły w wojsku przebrane za mężczyzn. Na przykład Joanna Żubr, która walczyła w bitwach i gdy odkryto, że jest kobietą, pozwolono jej zostać w wojsku, ale nie dostawała racji żywnościowych ani żołdu.
Kolejna - Wanda Gertz, której losy też są niesamowite. Gdy przyszła na komisję lekarską, miała wszystkie dokumenty, ścięte włosy. Wychodząc z badania zaczepił ją inny żołnierz i powiedział: "Sierżant mówi, żeś ty baba przebrana za żołnierza", a ona odpowiedziała: "O tobie sierżant mówi to samo". Mogę wymieniać i wymieniać ich sylwetki.
Kobiety robiły bardzo dużo, żeby przetrwać i móc walczyć. Przekaz społeczny jest jednak taki, że bohatersko jest stracić nogę, a nie podnieść się i żyć dalej, po byciu zgwałconą 15 razy. Bohaterstwem nie było zapewnienia przetrwania rodziny czy podtrzymywania ducha nadziei, patriotyzmu, dbanie o edukację.
Do głowy przychodzi mi też słynny przykład Zofii Stryjeńskiej, która aby dostać się na Akademię Sztuk Pięknych, też musiała przebrać się za mężczyznę.
Bardzo lubię zadawać ludziom pytanie, kiedy według nich kobiety mogły zacząć studiować. I są przeróżne odpowiedzi. Po raz pierwszy dopuszczono kobiety w Polsce jako wolne słuchaczki dopiero w 1894 roku. Były to trzy studentki, które bardzo dobrze przywitali studenci i w wykluczający sposób profesorowie.
Pojawiały się wobec nich komentarze typu: na co wam to studiowanie skoro waszym zadaniem jest rodzić dzieci itd. Edward Clark, lekarz, profesor Uniwersytetu Harvarda, ostrzegał, że "zdarzają się przypadki kobiet i sam miałem z nimi do czynienia, które ukończyły szkołę średnią lub uczelnię wyższą ze znakomitymi wynikami, lecz z niedorozwiniętymi jajnikami". Sugerował też, że "kobieta nie powinna podejmować próby zdobycia wyższego wykształcenia. Naraża bowiem na szwank swoją macicę i rodzi wątłe dzieci".
Z kolei jego kolega Paul Julius Mobius napisał traktat o fizjologicznym niedorozwoju umysłowym kobiet. Mówił o tym, że kobiety mają mniejsze mózgi, są stworzeniem pośrednim między dzieckiem a mężczyzną. Twierdził też, że "kretynizm kobiet objawia się najbardziej na arenie intelektualnej. Jeżeli kobiecie nauka wychodzi, to tylko dlatego, że potrafi bezmyślnie małpować, a przez to robić wrażenie pilnej uczennicy czy studentki, ale duchowo jest bezpłodna". Skłodowską-Curie też nazwał małpiatką.
Przykro się tego słucha. Zwłaszcza, że wiele przełomowych odkryć naukowych dokonały kobiety. Spotkałam się z takim określeniem jak "efekt Matyldy", który dotyczy pomijania udziału naukowczyń w pracy badawczo-naukowej.
Wszystko, co prestiżowe i dobrze płatne było zagarniane przez mężczyzn. Pierwsze programistki to w większości przecież kobiety, dlatego że to była mrówcza praca. Dopiero później, jak pojawiły się tam pieniądze, jak pojawił się prestiż, przejęli tę dziedzinę mężczyźni.
Generalnie to, co zrobiła np. Maria Skłodowska-Curie to dużo więcej niż tylko bycie pierwszą profesorką. Ona zdobyła specjalnie prawo jazdy na ciężarówki, zaprojektowała maszynę do robienia prześwietleń i jeździła na front.
Stworzone przez nią ambulansy rentgenowskie nazywano Le Petit Curie, czyli małe Curie. Zresztą jej córka też otrzymała Nobla, podobnie jak wnuczka. Kobiety zawsze były, działały, dokonywały przeróżnych odkryć, ale nie miały reprezentacji. Czytałam wyniki ankiety. Przy poleceniu: wskaż kobietę odkrywczynię, osoby wpisywały Larę Croft! Stworzyłyśmy w naszej fundacji grę, do której jak miałyśmy wybrać 100 kobiet, to było nam trudno, bo jest o wiele więcej wspaniałych naukowczyń, polityczek, działaczek czy artystek. I odkrywczyń też.
Współcześnie też nie brakuje nam wyzwań.
Nie myślimy krytycznie. Wystarczy przejrzeć gazety o tematyce politycznej czy biznesowej, zobaczyć kogo zaprasza się do programów publicystycznych czy politycznych. Kobiet jest tam do 20 proc. Zachęcam też do tego, żeby każda osoba w swoim mieście sprawdziła, ile nazw ulic nosi imię kobiet, ile jest patronek szkół, ile jest pomników kobiety z imienia i z nazwiska. W Poznaniu jest jeden.
Jak rozwój ruchu feministycznego wpłynął na sposób pisania historii?
Powiedziałabym, że niestety cały czas są powtarzane stereotypy dotyczące kobiet i mężczyzn. Kluczowe jest wprowadzenie krytycznego myślenia, innej soczewki. Musimy dostrzec, ile jest nierówności i w których obszarach, a także nauczyć się, jak na nią reagować w przestrzeniach, gdzie mamy wpływ: rodzina, klasa, wspólnota, zespół…
Nie zgadzajmy się, żeby dziewczynki z okazji dnia dziecka dostały pudełko na biżuterię, a chłopcy kostkę Rubika, nie pozwalajmy, by dziewczynki przygotowywały uroczystości szkolne, gdy oni obok się bawią, nie wołajmy tylko syna do tego, żeby nam coś pomógł w komputerze, a córki by rozłożyła talerze. Płeć to jest jedna z cech.
A co odpowiesz tym, którzy twierdzą, że herstoria to fanaberia kobiet z dużych miast?
To jest właśnie jeden ze sposobów uciszenia głosu kobiet. Zawsze jest coś ważniejszego: "Nie, teraz walczymy o coś większego", "Nie możemy teraz zająć się tematem praw kobiet do głosowania", "Ale dlaczego mówicie teraz o feminatywach, kiedy tyle kobiet doświadcza przemocy?". Gdy z moimi koleżankami opowiadamy o herstorii, pierwsze pytanie z sali brzmi: dlaczego zajmujecie się tym, a nie tamtym?
Zachęcam, żeby kobiety nie działały w taki sposób, żeby przypadkiem nie narazić się na krytykę. To jest pułapka, jesteśmy często zamknięte w przekonaniu, że musimy działać perfekcyjnie, bezbłędnie. Zawsze będzie ktoś, kto wie lepiej, czym mamy się zająć. Może właśnie dlatego jest opór, bo to jest takie ważne? Może faktycznie zagraża androcentrycznej wizji świata? Tym bardziej warto tam dać energię i wprowadzać codzienne działania mające na celu zadbanie o świat, który będzie służył i dziewczętom i chłopcom. Więc jak ktoś mówi, że teraz powinnam zająć się czymś innym, odpowiadam: świetny pomysł, zrób to.
Rozmawiała Patrycja Ceglińska-Włodarczyk, dziennikarka Wirtualnej Polski