Otwarty związek najlepszym sposobem na uniknięcie zdrady? Sex coach nie ma wątpliwości
Maja od trzech lat jest w otwartym związku. Ze swoim chłopakiem zapraszają nowe osoby do wspólnej sypialni. - Jestem straszną zazdrośnicą, więc zasady są takie, że nie umawiamy się sam na sam. Dla mnie to byłaby zdrada. Jeśli jestem uczestniczką zabawy, to nie mam z tym problemu – mówi dziewczyna
"Zjeść ciastko i mieć ciastko" – w tej metaforze można zamknąć większość problemów dzisiejszych społeczeństw. Chcielibyśmy mniej pracować, ale więcej zarabiać, być zdrowszymi, ale bez pozbywania się niezdrowych nawyków, mieć więcej czasu, ale robić coraz więcej ciekawych rzeczy.
Na podobnych dualizmach opierają się marzenia o otwartym związku. Erotyczne przygody i ekscytujące randki trwają w najlepsze, ale zamiast do pustego domu, wraca się w ciepłe ramiona. Partner opiekuje się nami w chorobie, pamięta o urodzinach, zaś "skoki w bok" zapewniają dużo emocji. Nie ma też mowy o wyrzutach sumienia, które nie dają spać zdradzającym w sekrecie. Przecież wszystko dzieje się za przyzwoleniem obu stron. Jak to zazwyczaj bywa, problemy zaczynają się na etapie wcielania idei w życie.
Zdaniem sex coacha, Piotra Cywińskiego, otwarte związki są z perspektywy antropologicznej znacznie bardziej naturalne niż te monogamiczne. Przez lata seks nie wiązał się ze swoiście pojętym "prawem własności" do danej osoby.
- Monogamia przynosi dziś większe korzyści społeczne, ale nie jest w stanie uszczęśliwić każdej jednostki. Weźmy pod uwagę choćby liczbę rozwodów. W Polsce kończy się w ten sposób niemal połowa małżeństw, w Stanach – już 60 proc. Rozwód to nie tylko formalne zakończenie relacji, ale też co najmniej dwie nieszczęśliwe osoby, które mają wrażenie, że coś im się w życiu nie udało. Że była obietnica jakiegoś "na zawsze", która nie została spełniona. Częstą przyczyną rozwodów są zdrady, do których w związkach otwartych teoretycznie powinno dochodzić znacznie rzadziej. Związek monogamiczny zakłada, że nawet, jeśli mamy ochotę uprawiać seks z kimś innym, nie powinniśmy o tym mówić partnerowi, tylko trenować "siłę woli", która najczęściej nie wytrzymuje tej próby. Związki otwarte w swoim założeniu polegają na większej szczerości w mówieniu o swoich potrzebach i realizacji tych z nich, które nikogo nie ranią – wyjaśnia swoje stanowisko Cywiński.
Gap year dla par
Tak miało być w związku Marty i Bartka. Byli ze sobą od liceum. Myśleli o ślubie, ale jednocześnie ciążyło im, że trzydziestka za pasem, a na dobrą sprawę nigdy nie spotykali się z nikim innym, o seksie nie wspominając. Postanowili otworzyć swój związek na pół roku. Chcieli upewnić się, że decyzja o małżeństwie nie będzie wynikała z zasiedzenia i z presji, żeby po tylu latach wejść na "kolejny etap".
Wydawało się im też, że to może ożywić ich kulejące życie seksualne. Zasady były proste – zakładają konta na jednej z aplikacji randkowych i patrzą, co z tego wyniknie. Bez udawania przed poznanymi tam osobami, że są wolni. Pełna szczerość w każdą stronę.
- To nie tak, że taką decyzję podejmuje się w jeden wieczór. Osób, które nie mają absolutnie żadnych oporów przed otworzeniem związku jest bardzo niewiele. Taka postawa może wynikać z wielu czynników. Mogą to być nawet zaburzenia psychiczne, aż do psycho- lub socjopatii. U zdrowej osoby obawy powinny pojawić się właściwie zawsze. Moim zdaniem płyną nie tyle z naszej – nazwijmy to - duszy, co z lęku przed przekraczaniem norm społecznych. Oczywiście otwarty związek nie jest formułą dla wszystkich, ale często z miejsca odrzucają ją też osoby, które mogłyby się w niej odnaleźć lepiej niż w monogamii – mówi Piotr Cywiński.
Szybko okazało się, że Bartek nie jest typem internetowego podrywacza. Za to jego dziewczyna odnalazła się w niezobowiązujących randkach aż za dobrze. Cieszyły ją same emocje związane z szykowaniem się na spotkania, na seks nie miała większej ochoty. Minęło pół roku, a Marta zaręczyła się z Bartkiem. Nadal spotykała się z facetami poznanymi przez internet. Stara gwardia jej kolegów w ostatnich latach zdążyła się wykruszyć, a dzięki aplikacji poznała kilku facetów, którzy zajęli ich miejsce. Ona była narzeczoną Bartka, a oni dalej szukali dziewczyny online.
Synonim do "zdrada"?
No a potem Marta poznała Kacpra. Nie był to grom z jasnegonieba, raczej facet, który z każdym spotkaniem zaskakiwał ją coraz bardziej. Widziała się z nim, a potem cała w skowronkach wracała do domu, gdzie trzeba było sprzątnąć kuwetę, zapłacić rachunki i ustalić, kto umyje wannę. Z "wysokiego emocjonalnego C", przeskakiwała w związek kohabitacyjny, w którym przeważało "przywiązanie".
Z czasem coraz więcej czasu spędzała z Kacprem, a coraz mniej z narzeczonym. Przez kilka miesięcy wydawało się jej, że oto znalazła się w idealnym układzie. Związku przyszłości, o którym nie śniło się jej rodzicom. No a potem okazało się, że jej narzeczony nie odnajduje się w tym układzie. Marta nie miała pojęcia, co zrobić, nie wyobrażała sobie zerwania znajomości z Kacprem.
Wolała oddać pierścionek i przekreślić 10 wspólnych lat. Po roku uważa, że być może pomysł na otwieranie związku był podyktowany nie tyle potrzebą spróbowania czegoś nowego, co drogą ucieczki z relacji, która się wypaliła, ale była na tyle wygodna, że nikt nie był w stanie powiedzieć "pas". To, co nazywali "otwartym związkiem" było w istocie zdradą na odchodne.
- Otwarcie związku ma duże szanse na powodzenie, o ile dotychczasowa relacja była stabilna i głęboka. Jeśli to pomysł na ratowanie związku, są spore szanse, że doprowadzi - jeśli nie do zakończenia - to do kolejnych konfliktów. Wiele osób chce w ten sposób podtrzymać erotyczne napięcie, mimo że tak naprawdę nie mają potrzeb dzielenia się partnerem. To będzie banał, ale zawsze w relacji najważniejsza jest rozmowa. Być może problem pary, która chce być w otwartym związku rozwiąże wizyta w sex shopie – tłumaczy sex coach Piotr Cywiński, prowadzący na YouTubie kanał "Salon zmysłów".
To tylko seks
W otwartym związku Maja i Filip są już od trzech lat. Ułożyli to sobie na zupełnie innych zasadach niż Marta i Bartek. Zamiast umawiać się na mieście, zaczęli zapraszać do sypialni nowe osoby. Częściej kobiety, ale zdarzali się też mężczyźni czy inne pary.
- Potrzebowaliśmy urozmaicenia, a wiedziałam, że jakieś przebieranki czy zabawki erotyczne nie wchodzą w grę. Zupełnie nie mój klimat, chyba umarłabym ze śmiechu, gdybym miała przebrać się za pielęgniarkę albo założyć jadalne majtki. Mam wrażenie, że nowa osoba w łóżku zawsze jest podniecająca, o ile przełamie się swoje opory. Jestem straszną zazdrośnicą, więc zasady są takie, że nie umawiamy się sam na sam. Dla mnie to byłaby zdrada. Jeśli jestem uczestniczką zabawy, to nie mam z tym problemu – tłumaczy Maja.
Nie boi się, że jej facet zakocha się w jednej z ich kochanek. Wychodzi z założenia, że gdyby chciał być z inną, to i tak by się z nią rozstał. Jej zdaniem to nie seks z "kimś trzecim" bywa przyczyną rozstania, ale to, że w związku źle się dzieje.
- W byciu z drugą osobą otwartość powinna być ważniejsza niż pilnowanie kto-gdzie-co-i-komu umieszcza. Każdy ma jakieś fantazje seksualne i powinien móc je zrealizować w relacji, to nie XIX wiek - mówi dziewczyna.
Święty węzeł monogamii
Najlepsza przyjaciółka Majki, będąc pod wrażeniem ich erotycznych przygód, zaczęła przekonywać swojego partnera do otworzenia również ich związku. Maja wydaje się być z tego dumna. Zdaniem Piotra Cywińskiego nie tędy droga.
- Przekonywanie ma w sobie zawsze element przemocowy, co prawda zawoalowany, ale w przekonywaniu chodzi przecież o narzucenie swojej woli partnerowi. O otwarciu związku należy rozmawiać i przekazać partnerowi/partnerce obiektywne informacje na ten temat, zaczerpnięte na przykład z literatury. Zaczynając rozmowę o otwieraniu związku powinniśmy skupić się na swoich potrzebach i oczekiwaniach, i jasno komunikować je drugiej stronie. Pamiętajmy, że nad naszymi oczekiwaniami możemy pracować, jeśli druga osoba nie chce ich spełnić, ale z drugiej strony, trudno jest przez dłuższy czas funkcjonować nie mając zaspokojonych potrzeb - mówi Cywiński.
Przeważnie lepiej nie skakać w ten otwarty związek "na główkę". Jeśli ktoś był pięć lat w monogamicznym związku, nie powinien od razu iść z partnerem na imprezę dla swingersów bdsm, tylko otwierać związek powoli, kontrolując czy obie strony czują się dobrze. Wielu osobom wydaje się, że nie są zupełnie zazdrosne, po czym okazuje się, że nie radzą sobie z emocjami.
Seks się "nie wymydla", podobnie jest z miłością. Trudno to przyjąć do wiadomości, skoro kultura i społeczeństwo od dziecka wmawiają nam, że jest inaczej. Nic dziwnego, że się boimy. Dobry związek nie polega na zawłaszczaniu partnera czy partnerki i zwiększaniu nad nim kontroli. Drugiej osobie należy się wolność i zaufanie oparte na przekonaniu, że druga osoba jest z nimi, bo chce, a nie dlatego, że jest spętana węzłami monogami.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl