Papa Dance nie czują nostalgii
Zespół Papa Dance odnosił największe sukcesy w latach 80. Ich piosenki takie jak "Ocean Wspomnień" czy "Nietykalni" znała cała Polska. Powrócili w 2003 roku po 15 latach nieobecności na rynku muzycznym. Teraz opowiadają, czy ciężko było przebić się zespołowi w nowych warunkach rynkowych i czy fanki wciąż szaleją na ich widok.
Zespół Papa Dance odnosił największe sukcesy w latach 80. Ich piosenki takie jak "Ocean Wspomnień" czy "Nietykalni" znała cała Polska. Powrócili w 2003 roku po 15 latach nieobecności na rynku muzycznym. Teraz opowiadają, czy ciężko było przebić się zespołowi w nowych warunkach rynkowych i czy fanki wciąż szaleją na ich widok.
Papa Dance jako zespół powrócił po 15 latach w 2003 roku, czy ciężko było przebić się zespołowi w nowych warunkach rynkowych?
Paweł Stasiak: To nie była łatwa operacja, bo trudno złożyć zespół, który nie istnieje od wielu lat. Każdy z nas zajmował się muzycznie zupełnie czym innym, nie pracowaliśmy razem od dawna. Musieliśmy się spotkać i krok po kroku zaplanować, co jest do zrobienia. Mieliśmy również do uregulowania wcześniejsze zobowiązania. Nie wiedzieliśmy czy są szanse, by zespół znów zaistniał, czy ludzie chcieliby słuchać naszych piosenek, czy ktoś pamięta grupę z lat 80. Zastanawialiśmy się, czy istnieje możliwość zdobycia nowego słuchacza.
W 2003 roku wydaliśmy składankę w ramach serii „Złota kolekcja”, na której ukazały się największe przeboje zespołu Papa Dance. Od tamtej pory zaczęliśmy promocję wokół nazwy, wydarzenia jakim jest Papa Dance. Orientowaliśmy się, jakie są możliwości na zamówienia koncertowe. W miarę upływu czasu, okazało się, że koncertów jest coraz więcej. Reakcje publiczności były bardzo dobre, wręcz nadspodziewanie dobre. Do 2003 roku nie było naszych nagrań na nośniku CD, więc radia nie grały naszych piosenek, przecież z winyli dziś muzyki się nie puszcza. Dopiero koncerty pokazały, że ludzie pamiętają nasze piosenki i to w całości! Po pewnym czasie rozpoczęliśmy nagrania nowej płyty, musieliśmy jeszcze znaleźć wytwórnię, z którą moglibyśmy się związać.
W warunkach panujących obecnie na rynku, zespołowi potrzeba jest podpora w postaci dużej wytwórni, która ma swoje drogi promocyjne. Udało nam się podpisać kontrakt z Warner Music Poland i nasza płyta ukazała się w marcu zeszłego roku. Bardzo dobrze się sprzedała. Z osiągniętego pułapu sprzedaży jesteśmy bardzo zadowoleni zarówno my, jak i wytwórnia. (śmiech) Na tyle jesteśmy zadowoleni, że w tej chwili jesteśmy w trakcie pracy nad nową płytą.
Czy mogliby Panowie więcej powiedzieć o tym nowym projekcie?
P. S.: Myślę, że trochę na to za wcześnie, bo nawet piosenki, które już zostały zarejestrowane, nie mają ustalonych tytułów. Będzie to na pewno Papa Dance. Dla nas jako zespołu najważniejsze jest, by być rozpoznawalnym, by ludzie wiedzieli, że to gra Papa Dance, a nie jakaś inna formacja. Na pewno nie będzie żadnych elementów hiphopowych czy wstawek z jakiegoś kompletnie innego gatunku muzycznego. Cały czas będzie to muzyka popowa, do śpiewania, przy której będzie można potańczyć na imprezach. Na płycie znajdą się też dyskotekowe remiksy utworów w sam raz do klubów. Wciąż będziemy walczyć o publiczność, która zna nas z lat 80., nie będzie diametralnej zmiany stylu. Po drugie dalej będziemy zachęcać publiczność, która przekonała się do nas w ciągu ostatnich 2 lat i kupuje nasze nowe płyty.
Jaka to publiczność?
P. S.: Na naszych koncertach bardzo często pierwsze rzędy to dzieci w wieku 8-9 lat.
Waldemar Kuleczka: Po tylu latach nieobecności okazało się, że młoda publiczność zna nasze piosenki, śpiewa razem z nami stare przeboje Papa Dance. Bardzo nas to zaskoczyło, bo skąd młodzież je zna? Pozostaje to dla nas zagadką. Być może wyssali naszą muzykę z mlekiem matki (śmiech). Kiedy gramy koncert do późnych godzinach wieczornych, ci młodzi ludzie nam towarzyszą. To bardzo miłe, że mogą dla nas dotrwać do późnej nocy, kiedy teoretycznie powinni spać.
Kiedyś fanki rzucały się pod autobus, by Panów choć trochę dłużej zatrzymać, teraz też zdarzają się takie sytuacje?
P. S.: Fanki mają dzisiaj zupełnie inne wyobrażenie o tym, co robimy i większą świadomość realiów rynku muzycznego. Są zupełnie inne czasy. Spotykamy się z licznymi dowodami sympatii dla zespołu. Cześć naszej publiczności z sentymentem wspomina Papa Dance z lat 80. i dziś przychodzi posłuchać dawnych piosenek. Nasze młode fanki z kolei często jeżdżą z nami od miasta do miasta, są bardzo oddane. Zdarza się, że dostajemy sernik upieczony specjalnie dla nas, czy inne wypieki z domu. To bardzo miłe.
Nie czują Panowie nostalgii za dawnymi czasami, dawnymi fankami?
P. S.: Nostalgię moglibyśmy czuć gdybyśmy siedzieli w domu. Tymczasem jesteśmy na scenie, dostaliśmy szansę od życia, bo nie zawsze powrót po wielu latach nieobecności jest możliwy. Cieszymy się, że mogliśmy ponownie wyjść na scenę i spotkaliśmy się z tak wspaniałą reakcją publiczności. A dawne czasy? Fajnie, że były, bo pokazały publiczności kim jesteśmy. A dzisiaj możemy pokazać kolejny etap rozwoju Papa Dance.
Czy myślą Panowie, że tę możliwość powrotu Papa Dance zawdzięcza modzie na lata 80.?
P. S.: Na pewno tak, w dużym stopniu. Gdyby wszyscy słuchali punk rocka i nowej fali, nie byłoby sensu przebijać się z naszą muzyką. Oczywiście może się okazać, że dusza punkowca drzemie w każdym z nas - zresztą mamy punkowca w naszym składzie, jednak my mieliśmy pomysł, by wyjść pod nazwą Papa Dance. Zależało nam na tym, by kontynuować rozwój zespołu, który ma określoną tożsamość muzyczną.
W. K.: Oprócz mody, my mamy coś do powiedzenia. To słychać w naszej muzyce. Świadczy o tym sprzedaż naszej płyty, to, że nasze piosenki się przyjęły. Okazuje się, że udało nam się złapać kontakt z nową publicznością.
P. S.: Najważniejszy był pomysł. Jak się spotkaliśmy, wiedzieliśmy, jak ma wyglądać nowe Papa Dance. Koncepcja od początku była spójna, czuliśmy się w tym dobrze, wychodząc na scenę nie myślimy o tym, jakie przyjęliśmy zasady, tylko zawsze działamy w zgodzie ze sobą. To jest najważniejsze.
Papa Dance 2006 to kontynuacja dawnego Papa Dance czy raczej coś zupełnie nowego?
W. K.: Zdecydowanie Papa Dance. Tyle, że gramy o wiele lepiej niż kiedyś, rozwinęliśmy się. To widać i słychać. Zapraszamy na koncerty!
A czy Panowie prywatnie słuchają takiej muzyki, wracają Panowie do muzyki lat 80.?
P. S.: Słuchamy bardzo dużo różnej muzyki.
Jacek Szewczyk: Ostatnio wróciłem do Howarda Jonesa. Jego płyty to kopalnia wielkiej muzyki tamtych lat.
W. K.: Muzyka jest dziś nagrywana przy pomocy zupełnie innych urządzeń elektronicznych niż miało to miejsce w latach 80. W związku z tym brzmienia są inne, ale same rozwiązania muzyczne już nie, dziś sięga się do tego samego źródła.
P. S.: Jest lepszy dostęp do sprzętu, lepiej się wszystko nagrywa. Dzięki temu nagrań jest więcej, ale mają znacznie krótsze życie na antenie radiowej. Jeśli jakiejś piosence uda się utrzymać na antenie 2-3 miesiące, to już bardzo dobrze. W zasadzie utwory pojawiają się i znikają. Jest ich bardzo duży wybór.
W. K.: Jest dzisiaj wielu świetnie grających młodych ludzi, którzy mają wspaniałą technikę, ale z repertuarem jest już gorzej. Powstaje coraz mniej dobrych piosenek, dobrych kompozycji, co w latach 80. było niemożliwe. Lista przebojów składała się w większości ze znakomitych numerów, a gorszy artysta bardzo szybko spadał.
J. Sz.: O jakości starych kompozycji z lat 80. i 70. świadczą przeróbki, covery, które teraz pojawiają się w tak dużej ilości. To wersje dyskotekowe dawnych hitów.
P. S.: Dzisiejsze utwory nie istnieją bez piosenek z tamtych lat. Trudno jest złapać melodykę z lat 80. Prawdopodobnie z tego względu tak wielu twórców w ogóle sięga do starych hitów.
W. K.: Posłużę się przykładem: numer Police „Every Breath You Take” w nowej wersji okazał się znów wielkim przebojem. Ostatnio pojawił się też najnowszy mix „Message In a Bottle”.
Mówili Panowie o kondycji polskiego rynku muzycznego, a jakie młode zespoły, wokalistów cenią Panowie najbardziej?
P. S., W. K., J. Sz.: Piotra Cugowskiego, Andrzeja Piasecznego „Piaska”, Piotrka Królika z zespołu Sistars, cały zespół Sistars.
P. S.: Jest w tej chwili na polskim rynku wiele charakterystycznych głosów, wokalistów, którzy świetnie sobie radzą. Rynek ten jest szeroki i różnorodny, jest na nim miejsce dla heavymetalowego Vader, który zaistniał również na zagranicznych rynkach, dla r’n’b w wydaniu Sistars, na popowe wykonania Piaska czy rockowe braci Cugowskich. Myślę, że w każdym z tych gatunków można znaleźć osoby, które świetnie śpiewają i dobrze się czują w tym, co robią - są naprawdę dobrymi wykonawcami.
A czy Panowie myślą o tym, by zaistnieć na innych rynkach? Dawne Papa Dance było popularne w Czechosłowacji i ZSRR...
W. K.: Byliśmy wtedy piękni i młodzi, to były inne czasy. W tej chwili pałeczka należy do młodych. Córka mojego kolegi śpiewa w zespole Blog 27, który zdobywa rynki zachodnie, więc widać, że można to zrobić.
Jak Panowie traktują swój występ podczas festiwalu TOPtrendy?
W. K.: To dla nas bardzo miłe wyróżnienie. Graliśmy na wszystkich festiwalach w Polsce, a na Festiwalu TOPtrendy jeszcze nie. To nowy i już bardzo prestiżowy festiwal. Cieszymy się z tego występu, bo to dowód na to, że warto było wracać, że zostaliśmy dostrzeżeni i zaakceptowani przez publiczność. To także efekt naszej działalności. Na pewno będziemy chcieli zaprezentować nasze największe przeboje z lat 80. i aktualne piosenki – to będzie przekrój z Papa Dance.
Informacje na temat innych gwiazd festiwalu TOPtrendy znajdziesz w serwisie TOPtrendy.wp.pl