Paulina Przybysz: Dbanie o siebie jest uwarunkowane myśleniem o celu
Mięsa nie je od dzieciństwa, na zakupy chodzi z siatkami zrobionymi z materiału, stara się jak najwięcej jeździć na rowerze i spacerować – popularna wokalistka, Paulina Przybysz opowiada o swoim pomyśle na zdrowe życie.
Przemek Gulda: Jak ważne jest w twoim codziennym życiu zwracanie uwagi na to, żeby było ono zdrowe?
Paulina Przybysz: Myślę, że jest we mnie taki mały strażnik, zaprogramowany przez naturę, której genialne rozwiązania, dalej nie do końca rozszyfrowane przez człowieka, wzbudzają we mnie zaufanie. Mam w tyle głowy, a może raczej intuicyjnie wiem, że mądrzej zjeść rzodkiewkę niż bułkę i założyć ciepłą skarpetkę na kostkę i ciepły waciak, niż jakże pięknie skrojony acz nieszczęśliwie przewiewny płaszczyk.
W czym się to przede wszystkim wyraża w praktyce?
Myślę, że tak na serio muszę ciągle przypominać sobie o tym, że to "bycie dobrym" nie przejawia się tylko w byciu użytecznym społecznie czy pomocnym, ale także w szanowaniu samego siebie, swojego organizmu, swojej psychiki i potrzeb. Jest to potwornie trudne, bo mocno już rozszalały kapitalizm doprowadził nas do miejsca, w którym zdrowsze wydają nam się produkty oznaczone wielokrotnym słowem "bez": bez soli, bez laktozy, bez cukru, bez glutenu, bez pestycydów czy bez gmo, niż te pełne z opisem: multiwitamina, pełnowartościowe itd. Nie wierzymy już w dbałość producenta o nasze zdrowie. I wcale mnie to nie dziwi.
Jak od tego uciekasz?
Największą radość kupowania przeżywam na bazarze w Otwocku. Mam wrażenie, że sprzedawcy - zapewne różne są tego przyczyny - mają dobre, energiczne ukrwienie, są żywotni, po prostu żywi. Przychodzę tam z własnymi workami, stworzonymi przez koleżankę ze starych firanek, nie biorę foliowych torebek. Odczuwam zastrzyk energii między pomidorami, kiszonkami, a fasolą na wagę. Zupełnie inna aura towarzyszy mi w supermarkecie, w którym zrobienie zakupów bez szkodliwych dla środowiska opakowań zupełnie nie jest już dziś możliwe.
Od dawna wspominałaś o bezmięsnej diecie. Kiedy to się zaczęło i dlaczego jest dla ciebie istotne?
Nie jem mięsa od dzieciństwa, przestałam w zasadzie już w trzeciej klasie podstawówki. Oznajmiłam to w stołówce, podczas "zielonej szkoły" w Mielnie. I tak zostało do dziś. Oprócz wiedzy o tym, z jakim okrutnym i wielkoformatowym cierpieniem zwierząt, a przy okazji - odczulaniem ludzkiej wrażliwości, wiąże się ten przemysł, nie wspomniawszy już o wpływie masowych hodowli zwierząt ubojnych na środowisko, mam w sobie uczucie, że jedzenie mięsa nie jest dla nas naturalne. Najbliższe nam gatunkowo są chyba szympansy. Przyjrzyjmy się ich diecie: liście, orzechy, banany, gałązki... Zwierzęta mają chyba trochę mniej zaburzoną intuicję, nie czytają wiadomości, nie używają mediów społecznościowych i nie powtarzają głupot. I może dlatego zachowują swój naturalny instynkt. Bez naszej ingerencji radzą sobie dość zdrowo. Pewnie byłoby im lepiej, gdybyśmy zajęli się tworzeniem dla nich przestrzeni i podziwiali ich piękno z nieinwazyjnej odległości.
Gotujesz sama? Jakich zasad przestrzegasz w kuchni?
Zanim coś ugotuję muszę mieć porządek w kuchni. Poza tym moją główną zasadą jest to, żeby jedzenie przynosiło radość i poczucie, że ono robi nam dobrze. Przemycam rodzinie jak najwięcej surowych owoców i warzyw, orzechów i ziaren. Pewnie idealnie byłoby poprzestać tylko na tym, ale jestem też fanką ryżu, kaszy jaglanej i gryczanej, a także pieczonych ziemniaków, więc te uszczęśliwiające węglowodany też są z nami. Staram się unikać cukru, nabiału i białej mąki, ale nie zawsze się to udaje, bo życie jest pełne okazji do łamania zasad.
Czy starasz się eliminować plastyk i "chemię" z codziennego życia? Jak to wygląda w praktyce?
Staram się podróżować ze swoim kubkiem na kawę. Od kilku lat nie wchodzę do sklepu bez swoich materiałowych torebek. Jeśli to się zdarzy, mam poczucie porażki, unikam siatek foliowych i zamieniam swoje kończyny w możliwie jak najbardziej chwytne, jak małpka. Ale i tak mam poczucie, że zrobienie dziś zakupów bez plastykowych opakowań nie jest do końca niemożliwe. Firmy, idąc za najnowszymi trendami, zmieniają te proporcje i tworzą bardziej ekologiczne opakowania, ale mam wrażenie, że te zmiany przebiegają jednak dość mozolnie. Przeczytałam wczoraj piękne zdanie w wywiadzie z turecką pisarką, Ece Temelkuran: "Kapitalizm to tygrys, którego młodzi postępowcy już złapali za ogon. Jest rozwścieczony, więc ryczy. Ale upada, a jego wściekłość to tylko syndrom upadku".
Jak to rozumiesz?
Mam nadzieję, że to młode, energiczne pokolenie nie zostanie złamane, chociaż widzę jak mu ciężko. Sytuacja wydaje się beznadziejna, ale wychodziliśmy już z wielu impasów i czekam aż rekiny ustąpią i wpuszczą te inteligentne młode ośmiornice za stery nowego, pełnego empatii świata. Słucham dzieci i nastolatków, tam już kiełkują nowe, czyste idee. Moja mama mówi: "wierzę, że Polska będzie pierwszym w pełni wegańskim krajem na świecie". Lubię, kiedy to powtarza. Pamiętam rankingi z 2019 roku, w których to właśnie Warszawa była na wysokim, szóstym miejscu miast vegan friendly na świecie.
A jak wygląda sprawa fizycznej aktywności? Na co znajdujesz czas, co uprawiasz i co sprawia ci największą przyjemność?
Codziennie spacerujemy z moim chłopakiem po lesie z psem, co pozwala nam znaleźć czas na rozmowę, zanim zacznie się szalony dzień. I obudzić ciało, bo często spędzam jednak czas w podróży czy w studiu, co skazuje moje plecy na katusze. Chodzę na koszykówkę, bo najłatwiej mi namówić się na sporty zespołowe, kontaktowe. Takie w których zapominasz, że jesteś na wu-efie, a bardziej czujesz zabawę. I nie masz czasu na myślenie o życiu, bo musisz myśleć o kierunku lotu piłki. To sprawia, że jestem potem dużo spokojniejsza i milsza dla ludzi. Jeżdżę konno, chociaż bardziej lubię raczej te wszystkie zabiegi i relację z koniem. W tym roku miałam zaszczyt pogalopować beztrosko po łąkach Kotliny Kłodzkiej. To dzięki wizycie w przepięknym miejscu "U Lokusza", gdzie konie żyją w bardzo naturalnych warunkach, bez stajni. Powiem szczerze, że czułam się jak bohaterka dobrej powieści. Ten "high" długo ze mnie schodził. Lubię pływać i robię to zdecydowanie za rzadko, latem wszystko, co się da, załatwiam w moim miasteczku na rowerze.
A, idąc jeszcze dalej, czy stosujesz coś jeszcze? Techniki oddechowe? Medytacje? Coś innego?
Bardzo rzadko. Ale już samo rozśpiewanie i koncertowanie robi mi dużo dobrego z oddechem. Myślę, że mam niezłą kontrolę nad mocą wydechu. Taniec, taki w którym robię to czego pragnie ciało, jest też czymś wspaniałym. Taki trans, w którym rozciągasz się i turlasz po nierozmasowanym.
Co radziłabyś tym, którzy chcą choć trochę uczynić swoje życie zdrowszym? Od czego najlepiej zacząć?
Myślę, że dbanie o siebie jest uwarunkowane myśleniem o celu. U mnie przynajmniej tak to działa, że kiedy jestem zmotywowana jakąś wizją świetnych planów na przyszłość, mam energię na pomyślenie o tym, że muszę być w formie, żeby to się udało. Kiedy byłam mała, zupełnie nie rozumiałam, dlaczego ludzie ciągle życzą sobie zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia. Te życzenia wydawały mi się super nudne. Teraz wiem, że na tym świecie, w tym życiu, ciało jest super ważne i daje piękne możliwości przeżyć i doznań.