Blisko ludziPaulina Smaszcz-Kurzajewska: nie znoszę określenia „rycząca czterdziestka”!

Paulina Smaszcz-Kurzajewska: nie znoszę określenia „rycząca czterdziestka”!

Paulina Smaszcz-Kurzajewska: nie znoszę określenia „rycząca czterdziestka”!
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Aleksandra Kisiel
12.05.2016 08:44, aktualizacja: 25.11.2016 16:08

Ma energię i ciało dwudziestolatki, ale zachwyca mądrością i doświadczeniem dojrzałej kobiety, która w życiu zrobiła mnóstwo rzeczy. Media rozpisują się przede wszystkim o jej spektakularnej metamorfozie. I mało kto wie, że Paulina Smaszcz-Kurzajewska jest mistrzynią public relations. W tej dziedzinie pracuje już 23 lata. I dlatego tak wkurza ją, gdy inni myślą, że w rodzinie jej rola to siedzieć i pachnieć. A jeszcze bardziej denerwuje ją, że kobiety dojrzałe stają się w naszym kraju przezroczyste.

Aleksandra Kisiel: Wyglądasz fantastycznie. Twoja metamorfoza, a raczej jej rezultaty, była szeroko komentowana w mediach. A mnie zastanawiają przyczyny. Co sprawiło, że tak się zmieniłaś?
Paulina Smaszcz-Kurzajewska: Przypadek! Bartek Janusz zrobił mi włosy. Bartek Indyka zajął się garderobą, wyrzucił prawie wszystko, co w niej było. Nie pytaj ile mnie to kosztowało. Doszłam do takiego momentu, że wiedziałam, że muszę coś zmienić. Dzieci podrosły, mam czas. Poszłam na kolejne studia, zaczęłam myśleć o nowej pracy, rozwoju. Pragnę więcej i mocniej! Ten aspekt wizerunkowy był trochę z boku, choć jest najbardziej widoczny.
Ta zmiana to nieustanny proces. 3 razy w tygodniu ćwiczę z trenerem, pływam, gram w tenisa, jeżdżę konno, jeżdżę na rowerze. Moja dieta to warzywa i kasze. Piję ciepłą wodę, nie piję zimnych napojów. Nie jem makaronu, pieczywa, unikam węglowodanów jak ognia. Nie jem w ogóle słodyczy. Restrykcyjnie, ale na pewne rzeczy po 35 roku życia już sobie pozwolić nie mogę. Jak słyszę kobiety, które twierdzą, że jedzą wszystko i świetnie spalają to mnie bierze na śmiech. Ja mam 43 lata i na moje ciało muszę ciężko pracować, a z czasem praca jest bardziej intensywna i ciężka.
AK: Żeby wyglądać tak jak ty, trzeba mieć nie tylko czas. *
*
PS-K:
Z pewnością trzeba mieć i czas ( mam go po 21ej), i pieniądze. Ale nie chodzi o to, żeby wydawać, tylko żeby inwestować. W moim przypadku nie jest to puste słowo. W mojej pracy bardzo ważne jest to, jak wyglądam. Jak kupuję nowe ubranie, to ono jest kompatybilne z moją szafą. Zabiegi medycyny estetycznej też nie należą do tanich, dlatego planuję je z wyprzedzeniem. Na całe szczęście, żeby mieć wysportowane ciało nie potrzeba wiele. Wystarczą buty do biegania, a miasto staje się twoją darmową siłownią. Dieta też nie jest kwestią dużych wydatków, choć te ekologiczne produkty potrafią być drogie. Nie oszukujmy kobiet, że dobry wygląd nic nie kosztuje. I nie porównujmy się do 20-letnich modelek, które na sesjach wyglądają doskonale, ale w prawdziwym życiu przecież nie chodzą po ulicach sfotoshopowane!

Obraz
© AKPA

AK: Do zmiany potrzebny jest jeszcze dobry moment.
PS-K: Psychologowie dzielą życie na 8 etapów. I wszyscy mówią, że ten etap po czterdziestce to moment, gdy kobieta zdaje sobie sprawę, że jeszcze wiele może. Bo nie martwi się o dom, pracę, dzieci. Ma stabilność życiową i czas dla siebie. Właśnie dlatego nie zgadzam się, że czterdziestka to nowa dwudziestka! Czterdziestka jest lepsza! Jest lepsza pod względem dojrzałości i emocjonalności. Nie mamy już w sobie tyle naiwności. Wiemy, że nie warto wchodzić we wszystkie drzwi, które są otwarte. Jak się ma dwadzieścia lat, wydaje nam się, że do każdych drzwi trzeba zapukać, że każde są szansą. Po czterdziestce robimy się dużo bardziej selektywne i wychodzi nam to na dobre! Ja już nie przepływam morza dla ludzi, którzy nie są w stanie przepłynąć dla mnie kałuży.
Mało kto wie, że ja od 23 lat pracuję w korporacjach. Wszystkim wydaje się, że naszej rodzinie to Maciek zarabia pieniądze, a ja w różowych pantofelkach z pomponikiem siedzę i pachnę. Tak nie jest. To, że otworzyły się przede mną drzwi gabinetu Dyrektora Komunikacji i Public Relations w nc+ wynika przede wszystkim z mojego doświadczenia i sposobu prowadzenia kariery. To miejsce fantastycznie połączyło wszystkie moje doświadczenia. Czekałam na taki moment i takie miejsce ciężko pracując. Dostałam od życia i moich szefów wspaniałą szansę! Pracowałam kiedyś w telewizji, byłam szefem PR-u w różnych firmach, pracowałam w firmach technologicznych, pracowałam w telewizji sportowej, więc przez całe życie nazbierałam klucze i teraz mam je w ręce jako zbiór i ze wszystkich korzystam w mojej codziennej pracy. Pracuję tu od rana do nocy, ale dla kobiety w moim wieku jest to szalenie ciekawe, bo jeszcze przynajmniej przez 10 lat mogę się intensywnie rozwijać.

AK: Dlaczego tylko przez 10? 53 rok życia to jakiś moment graniczny szans na rozwój?
PS-K: By odpowiedzieć na to pytanie, trzeba by podzwonić po headhunterach, których trochę znam, i zapytać, ile mają ofert pracy dla kobiet 50+. I każdy odpowie to samo: żadnych. W tym kraju kobieta po pięćdziesiątce staje się przezroczysta. Nikt jej nie widzi, mimo iż ma ogromny potencjał. Kobieta dojrzała jest pracownikiem idealnym. Ma już ogarnięty dom, dzieci. Ma już jakieś życiowe doświadczenia i wie, co chce osiągnąć. Młode dziewczyny jeszcze nie umieją ustawiać priorytetów, strasznie się wszystkim przejmują. Bywa, że gdy mój (młody) zespół wpada w panikę, bo coś im nie wychodzi, muszę zapytać: „Czy ktoś przez to umrze? Czy ty umrzesz? Nie! W takim razie to nie jest takie ważne.”

AK: Piszesz doktorat o kobietach 40+. Jak oceniasz dojrzałe Polki?
PS-K: Jestem zachwycona polskimi kobietami! Uważam, że siła tego kraju tkwi w kobietach. My jako społeczeństwo jeszcze tego nie widzimy, ale siła sprawcza i motywacja do rozwoju tkwi w kobietach 40+, które mają doświadczenie, są mobilne i się nie poddają. Babki potrafią zakładać własne firmy. Jak im nie idzie - zakładają kolejne, zmieniają branżę, wracają do korporacji, potem znowu próbują na własną rękę. Jest tylko jeden warunek: muszą mieć odchowane dzieci i wsparcie: męża, rodziny, przyjaciół. Każda kobieta, która ma dziecko i zostaje w domu moim zdaniem zasługuje na medal. Bo nikt tego nie docenia. Ale jak już dzieci są odchowane, to kobiety są mobilne, kreatywne, szukają możliwości rozwoju, pracują o wiele ciężej niż faceci. Bo faceci, jak już mają etat, kartę kredytową i służbowy samochód to choćby w byli w skrajnej depresji, nie zrezygnują, nie odpuszczą. Skutki sa tragiczne… Niestety kilku, których znałam, popełniło samobójstwo, kilku się stoczyło, inni są jak zombie, jeszcze inni zamienili się w potwory krzywdzące siebie, rodzinę, innych. A przecież czasem trzeba odpuścić, cofnąć się, spojrzeć na życie z innej perspektywy, zastanowić się, zrobić bilans.
W porównaniu z innymi krajami nasze kobiety są bardzo kreatywne i bardzo zapracowane. Dlaczego? Bo państwo im w żaden sposób nie pomaga. Nie mamy tego luksusu, że praca musi się kończyć o 16, bo tylko do tej godziny są otwarte szkoły i przedszkola. W Polsce matka – przedsiębiorca może co najwyżej liczyć na siatkę znajomych i płatnych, prywatnych opiekunek czy przedszkoli. Właśnie brak rozsądnej polityki prorodzinnej sprawia, że dla młodych kobiet decyzja o założeniu własnej firmy lub rodziny jest ryzykowna, stresująca i dlatego wciąż odkładana na lepsze, pewniejsze czasy. Bo jak nie wyjdzie, zostają na lodzie, a ZUS i tak co miesiąc puka do drzwi i domaga się swojej „działki”.

Obraz
© AKPA

AK: Czy współcześni Polacy mają problem z kobietą – szefem?
PS-K: Spójrz na zarządy dużych firm – kobiet jest niewiele. Firmy nie dają szansy kobietom, a my same wbijamy się w niechciane role. Nadal wydaje nam się, że kobieta – szef to jest babol. Od kilkunastu lat prowadzę warsztaty dla kobiet i widzę, że same wtłaczamy się w tę rolę. Staram się być zaprzeczeniem tego obrazu. Zawsze jestem umalowana, w sukience, noszę obcasy. Moim paniom na warsztatach wydaje się, że jeśli wbiją się w aseksualną garsonkę, będą nieprzyjemne, nieuśmiechnięte, niesympatyczne, pozbawione empatii, pozbędą się kobiecości, to będą bardziej godnym partnerem biznesowym. To nie prawda! Kobiety właśnie dzięki tym miękkim kompetencjom: wyciszenia sporów, złagodzenia tonu dyskusji, mogą więcej wygrać.
Jako szef muszę umieć i zwolnić, i ochrzanić, jak i pochwalić, nagrodzić. O facecie nie powiesz, że mu odbiło, że szaleją hormony. To raczej o kobietach na szczycie mówi się: „Zimna suka!” jak kogoś zwolni. Jasne, że wolę ludzi chwalić, niż ganić. Zarówno w pracy, jak i w życiu rodzinnym, wychowując moich synów staram się bilansować emocje oraz zadania. Jest pochwała i pielęgnowanie wartości, jest nagana i mobilizacja. Proszę rozejrzyj się jak polskim mężczyznom zrobiono krzywdę bo niestety podbijano im wyłącznie bębenek próżności. Wyglądają tragicznie, zaniedbani, brak higieny, intelektu brak, buta i chamstwo, ale matka im wmówiła, że są lepsi od księcia Williama. A dziewczynki wychowuje się zupełnie na odwrót! „Nie możesz się głośno śmiać, dziewczynka się tak nie zachowuje, dziewczynka nie biega” jesteśmy strofowane od najmłodszych lat.

AK: W świecie public relations zaszłaś bardzo daleko. Czy po drodze zdarzyło ci się uderzyć głową w szklany sufit?
PS-K: W przeszłości bywało tak, że mój szef potrafił mniej niż ja. Nie dość, że facet miał metr pięćdziesiąt w kapeluszu, nazywam to wyglądem „siedzącego psa”, to jeszcze mniej potrafił niż otaczającego go kobiety. A że podwładną była kobieta, która miała większą wiedzę i umiejętności, to należało ją natychmiast zniszczyć. Nie pozwalać na odbieranie dziecka z przedszkola, nie dawać urlopu w czasie szkolnych wakacji, umniejszać jej rolę w projektach, etc. To bardzo mnie bolało. I wówczas jedynym rozwiązaniem było odejście. Bo firma zawsze stanie po stronie faceta. Szefowe HR (kobiety) mówią źle o innych kobietach pracownicach tylko po to, by schlebić dyrektorowi mężczyźnie. I to jest ten szklany sufit. Mało kobiet decyduje się na procesy o mobbing, bo obawiają się, że nie znajdą już dobrej pracy.
Uważam, że kobiety nie mogą dać się wpędzić w akceptację wrogości, poniżania, umniejszania. Bo jeśli się na to zgadzamy, to znaczy, że uważamy, że zasługujemy na to poniżanie. Na warsztatach, które prowadzę widzę, że kobiety mają skłonność do zamiatania siebie pod dywan. Kasia Miller mówi, że „ mieszkania mamy takie malutkie, a dywany takie wielkie”. My same sobie umniejszamy. Nie widzimy tego, co robimy. Nie doceniamy naszych maleńkich sukcesów, a już tym bardziej tych dużych. A ja przecież wychowałam dwójkę dzieci, mam superpracę, męża, przyjaciół, kocham i jestem kochana. To są moje sukcesy! Moje! Tylko się cieszyć!

AK: Czy Maciek oraz twoi synowie: Franek i Julek cieszyli się, gdy tak szybko i intensywnie zaczęłaś się zmieniać?
PS-K: Chłopcy się przyglądali temu na zasadzie: „Coś jej odbiło, ale na wszelki wypadek stoimy z boku i nie wcinamy się.” Do dziś nie powiedzieli, czy im się ta zmiana podoba czy nie. Oszczędzili mnie w tych komentarzach. Ale jak gdzieś wychodzę i oni mi mówią: „Mamo, jak ty super wyglądasz!”, to wiem, że jest ok. Więcej mi nie trzeba. Na początku byli trochę podejrzliwi, bo który facet lubi, jak jego kobieta się zmienia i nie daj bóg zaczynają się nią interesować inni faceci? To nie podoba się ani synowi, ani mężowi. Gdyby mój mąż schudł 15 kilo, zmienił całą garderobę to też nie byłabym zachwycona. Bałabym się, co ta zmiana przyniesie. Na szczęście ja nie potrzebowałam zmiany otoczenia, potrzebowałam zmiany siebie!

Obraz
© AKPA

AK: Czy jest jakaś granica zmian, tych kosmetycznych, jakiej nie chcesz przekroczyć?
PS-K: Ależ oczywiście! Jestem ambasadorką kliniki medycyny estetycznej ESTELL. Więc choćby z racji tego, nie mogę się zmienić w kobietę – kota. A co ważniejsze – nie chcę! Nie robię inwazyjnych zabiegów. Dla mnie pielęgnacja skóry i twarzy jest jak pielęgnacja zębów – konieczna, bo tym też pracuję. Więc raczej uzupełniam braki: kolagen, mezoterapia, mocne nawilżanie. Nie staram się zmienić. Przerażają mnie zabiegi, które zmieniają twarz czy ciało. Nie zrobiłabym sobie policzków – chomiczków czy ust karpia. Nie podniosłabym sobie powiek do granicy efektu Mefisto. Nie zrobiłabym sobie odsysania tłuszczu, przecież to koszmarnie wygląda! Po pierwsze jestem tchórzem i boję się bólu, a po drugie wolę uzupełniać niż zmieniać. Lubię dobrze wyglądać, taki efekt jak ” po urlopie” jest najbardziej pożądany. W przeciwieństwie do innych gwiazd nie powiem ci, że najpiękniejsza czuję się w dresie i bez makijażu. Czuję się najpiękniejsza jak jestem w wystrzałowych butach na obcasie, mam wysportowane ciało, bo zasuwam z trenerem, mam świetny ciuch (który nie musi być drogi) i widzę uznanie w oczach mężczyzn. Lubię facetów, choć bywają aroganccy, ale bez nich nasze życie byłoby potwornie nudne i pozbawione kolorów. Mam taka dewizję: Bez uśmiechu dziecka nie ma świata. Bez kobiet nie ma piekła i nieba. Bez mężczyzn nie ma kobiecego spełnienia.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (30)
Zobacz także