Piaskownica – świat w pigułce
Zaczęłyśmy uczęszczać na zajęcia fakultatywne do osiedlowej piaskownicy. To niesłychanie ważne miejsce w sercach milionów ludzi. To tu zaczynali swoje społeczne życie. Tu uczyli się, za co mogą dostać po głowie.
Zaczęłyśmy uczęszczać na zajęcia fakultatywne do osiedlowej piaskownicy. Jadźka lubi, choć… nie w pełni rozumie, o co w tym całym piasku chodzi. Na razie skupia się na obserwowaniu dzieci. Ja skupiam się na obserwowaniu Jadzi, dzieci i ich matek. A jest co obserwować.
Zakupiłam na razie jedną jedyną żółtą łopatkę. Chciałam zobaczyć, w jakim stadium piaskownicowego rozwoju znajduje się moja pociecha. Łopatka od razu zrobiła w piaskownicy furorę, bo miała długą rączkę i można nią kopać głęboko (uświadomił mi to trzylatek Kacper). Dzieci rzuciły się jak na swoją, bo moje dziecko wolało rękoma w piasku gmerać. Nie protestowałam. Wręcz przeciwnie.
Uważam, że powinno się ustalić ogólnoświatową zasadę dotyczącą zabawek w piaskownicy: Wszystkie foremki, wiaderka, grabki i inne takie, na czas zalegania w piaskownicy, powinny być dobrem wspólnym. Nie ma co się użerać, że jakieś dziecko podkosiło zielone sitko twojego syna, skoro twój syn już czyha na samochód koleżanki w różowym kapelusiku. Ważne są jednak pewne zasady normujące te wspólne zabawy. Choćby i taka pierwsza z brzegu: nie wyrywaj, pacanie, niczego z ręki bawiącego się dziecka!
Piaskownica to niesłychanie ważne miejsce w sercach milionów ludzi. To tu zaczynali swoje społeczne życie. Tu uczyli się, za co mogą dostać po głowie. Dowiedzieli się też, że równie dobrze można dostać za nic. No, lub prawie za nic. Bo babka była za sypka, na przykład. Jak w życiu.
W piaskownicy Jadźka też zdała sobie sprawę, że słowo „mama” nie jest przypisane wyłącznie do mnie. Ze zdziwieniem skonstatowała, iż nie tylko ona, ale każde dziecko ma matkę, która za nim stoi. Matka jest jego oskarżycielem i adwokatem, zależy czy gagatek coś w piaskownicy przeskrobał, czy stał się ofiarą czyjegoś zbytniego rozhasania. To na matkę patrzy dziecko, kiedy jego ręka zastyga nad czyjąś głową z grabkami w ręce. Iga nauczyła się szybko, kto tak naprawdę rządzi w piwnicy, i to z ławki. Poszłyśmy raz na piaskowe szaleństwa z sąsiadkami, uroczymi dwiema dziewczynami, Jowitą i Lilką. Mała Lilka to niezłe ziółko, bardzo ruchliwy szkrab, starszy od Jadźki o kilka miesięcy. Z racji swojego wieku opanowała sztukę wyrywania dzieciom foremek do perfekcji. Taki wiek.
Jadźka jeszcze nie zrozumiała, że można tak na bezczelniaka i za każdym razem dziwi się przezabawnie, kiedy w jedynej chwili znika jej z rąk coś cennego. Jowita jest odpowiedzialną mamą, więc kiedy Lilka wyszarpała Jadzi łopatę, ta skarciła ją wypowiadając dwa dobrze znane dzieciom słowa: „Nie wolno, nie nie nie!”. Jadźka widocznie dobrze sobie zapamiętała, kto tu rządzi i kto pociąga za sznurki małej Lilki. Następnym razem, kiedy koleżanka próbowała coś jej wydrzeć, Jadźka popatrzyła na Jowitę siedzącą obok mnie i powiedziała: „Nie, nie, nie?”, tym samym dając nam do zrozumienia, że oczekuje stanowczej reakcji matki małej Lilki na zaistniałą sytuację. Dzieci to są cwane bestie.
Jeszcze o matkach, ale tych wyłącznie „ławkowych”. Otóż kobietom wydaje się, że wystarczy dziecku krzyknąć z odległości kilku metrów, co należy zrobić, a co nie, żeby słowo stało się ciałem. I tak siedzimy sobie z Jadźką i lepimy pierogi z piasku, a nad naszymi głowami trwa nieprzerwana tyrada: „Mareczku, nie gryź Pawełka! Kamila, oddaj dziecku smoczek! Nie wolno! Bo do domu pójdziemy! Nie bij go, powiedziałam! Słyszysz co do ciebie mówię?!!! Widzi Pani, ja już nie mam siły z tym dzieciakiem. On mnie się w ogóle nie słucha. A wracając do tego ostatniego odcinka Żyj i nie kochaj…”. I tyłka z ławki nie ruszy, tylko spokój innym zabiera. Podeszłaby, wytłumaczyła dziecku na osobności, albo razem z nim ulepiła piaskowego bałwana, to od razu potwór miałby jakieś zajęcie i przestałby okładać inne potwory. A tu tylko pokrzyczy pro forma i zadowolona.
Sporną kwestią jest oczywiście czystość piaskowych przybytków. Niektórzy rodzice z obawy przed zarazkami nawet nie próbują zaznajamiać dziecka z osiedlową królową gier i zabaw. Siedziałyśmy ostatnio we cztery baby w piaskownicy pod domem. Dziewczyny bawiły się na całego, a my rozprawiałyśmy o nich, co jakiś czas „wypiekając” im jakąś babkę z piasku. Nagle pojawia się przed nami orszak składający się z córki, matki i babki. Matka zwróciła się do nas przepełniona matczyną mądrością i zakomunikowała: „Na miejscu pań nie bawiłabym się tu z dziećmi. Widziałam na własne oczy, jak wczoraj załatwiał się tutaj kot!”.
Podziękowałyśmy za informację i wróciłyśmy do przerwanej konwersacji. W końcu piaskownica uczy nasze dzieci także niebezpieczeństwa wliczonego w życie na tym cudnym świecie, w którym nigdy nie wiesz, gdzie odlewał się kot, a gdzie nie. Popatrzyłyśmy dookoła piaskownicy: odchody psów, pety, opakowanie po danonku. Cały świat to jedno wielkie niebezpieczeństwo. Dlaczego w piaskownicy miałoby być inaczej?