Żyła wśród świadków Jehowy. Przed ślubem usłyszała krępujące pytanie

– Dziś, patrząc na tamte doświadczenia, widzę, że największym wyzwaniem nie było tylko odejście z organizacji, ale odzyskanie siebie, własnego głosu, wolności i prawa do decydowania o swoim życiu, także tym romantycznym – mówi Tulia Topa, autorka książki "Jak rozbiłam szkło. Moje dorastanie wśród świadków Jehowy".

Tulia Topa po 27 latach odeszła ze wspólnoty Świadków JehowyTulia Topa była świadkinią Jehowy, fot. Weronika Kuźma
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Sara Przepióra

Sara Przepióra, Wirtualna Polska: Przyznajesz w książce, że nigdy nie brałaś pod uwagę tego, że zostaniesz odstępczynią. Kiedy zrozumiałaś, że chcesz odejść z organizacji?

Tulia Topa: Pierwszy raz dotarło do mnie, że negatywne informacje na temat świadków Jehowy mogą być prawdziwe, gdy dowiedziałam się o aferze pedofilskiej w Australii, która obiegła wtedy świat. Przeczytałam streszczenie opinii komisji, popartej udokumentowanymi przypadkami. Po tej lekturze po raz pierwszy zaświtała w mojej głowie myśl, że coś tu nie gra.

Poruszyłam ten temat w rozmowie z lokalnymi starszymi. Byłam pewna, że Ciało Kierownicze ustosunkuje się w jakiś sposób do afery. Cierpliwie czekałam na wyjaśnienie i przyznanie się do błędu. Zresztą taka narracja funkcjonuje wśród świadków. Gdy okaże się, że coś jest niewłaściwe lub nie służy organizacji, zasady wiary są aktualizowane.

Konsekwencje odejścia od świadków Jehowy

Podasz przykład na taką "aktualizację dogmatów wiary"?

Jedną z najnowszych zmian jest zezwolenie kobietom na noszenie spodni czy mężczyznom na zapuszczanie brody. Nowelizacje wprowadzono zaledwie w zeszłym roku. Pamiętam, że ciągle coś modyfikowano i przedstawiano to jako dowód szczerości. Mówiono nam: "przyznajemy się do błędów i je naprawiamy. Żadne inne wyznanie tego nie robi". Gdy wbrew górnolotnym zapewnieniom, organizacja przemilczała sprawę molestowania 1800 dzieci, zamiast dać wiernym wyjaśnienia i ustosunkować się do doniesień, coś we mnie pękło. Zaczęłam być bardziej uważna na informacje z zewnątrz.

Co zaczęło do ciebie docierać?

Zaczęłam zauważać, że manipulują informacjami na swoją korzyść. Sporego zaskoczenia doświadczyłam po powrocie do Polski ze służby misjonarskiej w Indonezji. Tuż przed spotkaniem zboru przekazałam starszemu, że rezygnuję z pełnienia służby pionierskiej. Zbagatelizował tę wiadomość słowami: "przesadzasz, pogadamy po zebraniu", a potem wyszedł na mównicę i publicznie oznajmił, że do naszego zboru dołączyli nowi pionierzy. Chociaż nie wymienił mnie i mojego męża z imienia, to każdy wiedział, że chodziło o nas. To był bardzo malutki zbór.

Zrozumiałam wtedy, że zrobił to tylko po to, żeby w statystykach wyglądało, że zbór się rozwija i dobrze prosperuje. Od tamtej pory przez kilka miesięcy udawałam, że wszystko jest w porządku. Wyprowadziłam się do Warszawy. Zaczęłam coraz rzadziej pojawiać się na spotkaniach zboru. Zrezygnowałam z głoszenia i budowałam systematycznie drogę wyjścia ze społeczności.

Twoi rodzice zauważyli, że zaczynasz oddalać się od wiary?

Kiedy przeprowadziłam się do Warszawy, moi rodzice mieszkali prawie 300 km dalej, więc odwiedziny zdarzały się rzadko. Miałam przestrzeń, aby odwlekać kolejną wizytę i udawać, że nadal chodzę na zebrania. W końcu zaczęli coś podejrzewać. Zauważyli, że coraz bardziej wspieram Gosię, moją siostrę, która opuściła organizację niedługo przede mną. Zdziwili się, kiedy zaprosiłam ją do siebie. Dla rodziców było to nietypowe, ponieważ wcześniej nasze siostrzane relacje nie układały się najlepiej.

Domyślili się, że chcesz pójść w jej ślady?

Zaczęli być wobec mnie podejrzliwi. Pewnego razu, podczas wizyty w rodzinnym domu, tata zapytał mnie, czy naprawdę chcę odejść ze społeczności i stracić wszystkich przyjaciół. Zagrał na moich emocjach i strachu przed wykluczeniem. Jego słowa uświadomiły mi, że nie mam co liczyć na zrozumienie. Wiedziałam też, że gdybym zaczęła tłumaczyć rodzicom, że świadkowie Jehowy to według mnie sekta, sprawiłabym tylko, że szybciej by się ode mnie odcięli. Dlatego unikałam tematu odstąpienia od wiary. Rodzice odcięli się ode mnie na dobre, gdy zaczęłam rozmawiać z mediami o swoim życiu w społeczności. Od roku nie mam z nimi kontaktu.

Wychowywałaś się w rodzinie głęboko zakorzenionej w doktrynie świadków Jehowy. Opisujesz dzieciństwo po jako części szczęśliwe, po części pełne trudnych momentów. Co uderzyło cię najbardziej, gdy już po odejściu z organizacji wspominałaś tamte chwile?

Kompletnie nie myślałam o dniu mojego chrztu, a przecież był to jeden z najważniejszych dni mojego życia. Wtrącę przy tej okazji słowo wyjaśnienia. Świadkowie Jehowy szczycą się tym, że jako jedyni nie praktykują chrztu niemowląt, dopuszczają do ceremonii dopiero osoby dojrzałe duchowo. Trudno nazwać dojrzałymi wiernymi kilkuletnie dzieci czy nastolatków dorastających i zmanipulowanych przez sektę. Ja byłam jedną z nich.

W pierwszej wersji książki napisałam o moim chrzcie jedno zdanie o tym, że wzięłam w nim udział, gdy miałam 14 lat. Redaktorki zwróciły mi uwagę na zbyt lakoniczny opis. Wtedy po raz pierwszy zaczęłam wspominać, co działo się tego dnia, a łzy płynęły mi po policzku.

Dlaczego do tej pory nie myślałaś o dniu chrztu?

Ponieważ kosztował mnie wiele nerwów. Nie przepadam za byciem w centrum uwagi, a tego dnia stałam się obiektem obserwacji dla ponad tysiąca osób. Pamiętam z tych chwil głównie stres. Jedyny moment szczęścia to wspólna modlitwa. Brat, który prowadził ceremonię, wymienił wszystkie ochrzczone osoby z imienia, także mnie. Wzruszyłam się, że zapamiętał nas wszystkich i przez małą chwilę w ciągu całego dnia poczułam się zauważona.

Co zmieniło się w twoim życiu po chrzcie?

Zniknęły z niego moje trzy przyjaciółki. Rodzicom nigdy nie przyznawałam się, że je mam. Nazywałam je koleżankami. Rok po chrzcie zerwałam z nimi kontakt. Od tamtej chwili nie miałam bliskich osób spoza organizacji.

To była twoja decyzja?

Przekonały mnie do tego siostry z mojego zboru. Zabierały mnie ze sobą na głoszenie i przy okazji strofowały. Wytykały mi, że widziały mnie, jak po szkole spaceruję w towarzystwie koleżanki, która nie należy do naszej społeczności. Zadawały mi pytania o to, czy uważam, że to dobre towarzystwo i czy zachęca mnie do służenia Jehowie. Oczywiście, że tak nie było. Wniosek miałam więc podany na tacy. Po tak intensywnych naciskach podjęłam decyzję o zerwaniu kontaktów z przyjaciółkami.

Dużo miejsca w książce poświęcasz roli kobiet w organizacji. Piszesz wprost, że ich głównym zadaniem jest wspieranie męża.

To prawda, choć świta mi teraz w głowie przykład rodziny, w której to mąż gotował wszystkie posiłki, za co był wychwalany przez cały zbór. Nazywano go bohaterem, a jego żonie gratulowano tego, że partner odciąża ją z obowiązków. Natomiast kobiety, które gotowały, były w zborze porównywane do siebie. Bracia i siostry wyrabiali sobie opinię na temat ich dań. Wskazywali popisowe przepisy, a podczas wspólnych spotkań przy stole prosili gospodynie o przynoszenie tych konkretnych, najlepszych przysmaków.

Poza tym kobiety w organizacji docenia się za głoszenie, udzielanie komentarzy zgodnych z doktrynami podczas cotygodniowych spotkań lub za to, że ich dzieci są przykładne i "dobrze wychowane", czyli też biorą udział w życiu zboru.

"Obowiązkiem kobiety jest posłuszeństwo i przestrzeganie hierarchii" - podkreślasz w książce. Dobra żona powinna być według Świadków Jehowy "asystentką męża". Jak wyglądały twoje relacje z mężem?

Świadkowie Jehowy aktualizują Strażnicę i ogłaszają obecnie, że mąż powinien brać pod uwagę zdanie żony. W praktyce nadal decyzja małżonków leży wyłącznie po stronie mężczyzny. Jeśli nie spodobają mu się sugestie kobiety, to ma prawo ją odrzucić bez tłumaczenia. Moje małżeństwo skupiało się w dużej mierze na rozmowach związanych z wiarą i naukach duchowych. Spędzaliśmy na nich każdy dzień. Oboje staraliśmy się być przykładnymi wiernymi.

Na początku małżeństwa pracowaliśmy oboje na pół etatu, co jest dobrze widziane w organizacji. Ważne jest, aby jak najwięcej czasu spędzić na głoszeniu, czyli szerzeniu wiary od drzwi do drzwi. Po pracy głosiliśmy, odwiedzaliśmy braci i siostry w podeszłym wieku, aby dotrzymywać im towarzystwa, chodziliśmy na zebrania i zbiórki do służby. W niektóre weekendy wyjeżdżaliśmy na budowy Sal Królestwa.

Mieliście czas na prywatne życie?

Z czasem go przybywało, ale gdy zaczęliśmy się lepiej poznawać, zrozumieliśmy, że mamy na tyle różne wizje życia, że nie możemy dalej być razem. Po pięciu latach małżeństwa zaczęły pojawiać się między nami poważne problemy, które niedługo później doprowadziły do rozwodu.

Nie wymieniliście się tymi spostrzeżeniami przed ślubem?

Nie mieliśmy takiej możliwości. W organizacji nie uczy się młodych osób o tym, jak budować związki. Narzucano nam wyłącznie kolejne zasady. Wiedziałam, że mąż ma wyznawać tę samą wiarę, być przykładny, silny duchowo i pochodzi z wierzącej rodziny. Najbardziej pilnowano jednak tego, aby przyszli małżonkowie nie poszli ze sobą do łóżka przed ślubem.

Randkowałaś z przyszłym mężem?

Tak, ale byliśmy nieustannie obserwowani. Inni świadkowie pilnowali, żebyśmy nie przekroczyli żadnych fizycznych granic. Nie wspominam tego okresu zbyt dobrze, był bardzo stresujący.

Pamiętasz sytuację, w której poczułaś się szczególnie niekomfortowo, podczas gdy społeczność ingerowała w wasz budujący się związek?

Tak, to było chwilę przed ślubem. Starszy zapytał nas, czy już współżyliśmy. Wszystko dlatego, że chcieliśmy mieć wykład biblijny na Sali Królestwa, który jest nagrodą dla par zachowujących czystość. Starszy przed przyznaniem nam tego przywileju musiał sprawdzić, czy nie mamy nic na sumieniu. Ni stąd, ni zowąd zabrał nas na bok, spojrzał nam prosto w oczy i zapytał o to, czy nie zbliżyliśmy się do siebie fizycznie w narzeczeństwie. Dzisiaj myślę, że to straszne. Obcy mężczyzna bez uprzedzenia ingerował w sferę dla nas bardzo intymną.

Dziś, patrząc na tamte doświadczenia, widzę, że największym wyzwaniem nie było tylko odejście z organizacji, ale odzyskanie siebie, własnego głosu, wolności i prawa do decydowania o swoim życiu, także tym romantycznym.

Dla Wirtualnej Polski rozmawiała Sara Przepióra

Wybrane dla Ciebie

Wspominał, czego żałował najbardziej. "Nie byłem wzorowym ojcem"
Wspominał, czego żałował najbardziej. "Nie byłem wzorowym ojcem"
Zamiast wyrzucać, włóż za kaloryfer. Prosty trik na ciepłe mieszkanie
Zamiast wyrzucać, włóż za kaloryfer. Prosty trik na ciepłe mieszkanie
Jeden z gwałcicieli Gisele Pelicot walczy o wolność. Twierdzi, że nie wiedział
Jeden z gwałcicieli Gisele Pelicot walczy o wolność. Twierdzi, że nie wiedział
Wyjawiła, co spotkało jej syna. "Oprawcy wiedzieli, gdzie są kamery"
Wyjawiła, co spotkało jej syna. "Oprawcy wiedzieli, gdzie są kamery"
Miała raka piersi. Przed operacją złożyła deklarację
Miała raka piersi. Przed operacją złożyła deklarację
Okrzyknięto ją "najpiękniejszą dziewczynką świata". Dziś ma 24 lata
Okrzyknięto ją "najpiękniejszą dziewczynką świata". Dziś ma 24 lata
Chroni matkę przed mediami. Powód nie jest tajemnicą
Chroni matkę przed mediami. Powód nie jest tajemnicą
"Genialne i mocne". Nowa grafika Damięckiej trafia w sedno
"Genialne i mocne". Nowa grafika Damięckiej trafia w sedno
"To było dwuznaczne". Jeździł za nią po całej Polsce
"To było dwuznaczne". Jeździł za nią po całej Polsce
Prowadzi PasjoDzielnię. "Zmiany są zauważalne już po kilku spotkaniach"
Prowadzi PasjoDzielnię. "Zmiany są zauważalne już po kilku spotkaniach"
Po kawie biegiem do WC? Lekarz tłumaczy, co to oznacza
Po kawie biegiem do WC? Lekarz tłumaczy, co to oznacza
Połóż pod maską. Żadna kuna już się nie zbliży
Połóż pod maską. Żadna kuna już się nie zbliży