Blisko ludziPiękna królowa narkobiznesu

Piękna królowa narkobiznesu

W Meksyku, gdzie handel narkotykami to sprawa mężczyzn, jej historia stała się legendą. Mówili o niej różnie. Jedni nazywali „Aniołem Śmierci”, inni „La Reina del Pacifico” – Królowa Pacyfiku. Przez lata była liderką kilku karteli, a jej życie mogłoby stanowić scenariusz na film, którego nie powstydziłby się nawet Quentin Tarantino.

Piękna królowa narkobiznesu
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons CC0
Magdalena Drozdek

21.07.2016 | aktual.: 07.06.2018 15:08

Sandra Avila Beltran na policyjnych zdjęciach z aresztowania nie wygląda na zmartwioną, a wręcz przeciwnie – uśmiechniętą. Patrzy nawet zalotnie w kierunku obiektywu. Tego dnia meksykańska policja triumfowała. Był dokładnie 28 sierpnia 2007 roku, kiedy do kawiarni, w której popijała kawę, wkroczyli funkcjonariusze. Nagranie z jej przesłuchania stało się szybko hitem w sieci. Policjantom tłumaczyła, że jest tylko kurą domową, która zarabia drobne pieniądze na sprzedawaniu ciuchów i wynajmowaniu domów. Trzeba przyznać, na handlu znała się jak mało kto.

Księżniczka

Choć wydaje się, że świat narkotykowych karteli należy do mężczyzn, to i panie znajdują sobie w nim miejsce. Jedne zaczynały nacinając główki makowe, zbierały sok, transportowały towar, prały brudne pieniądze. Innym udało się wejść na sam szczyt. Tak było w przypadku Sandry.

Avila miała łatwy start w ten światek. Należy do rodziny, która od lat zajmuje się przemysłem narkotykowym. Podobno nielegalnymi substancjami handluje już trzecie pokolenie. Słynny boss, który często nazywany jest „ojcem chrzestnym” amerykańskiego narkobiznesu – Miguel Angel Felix Gallardo, jest jej wujkiem. Był najpotężniejszym capo w kraju w latach 80. Matka Sandry od lat poszukiwana jest listem gończym przez Stany Zjednoczone, a i rodzeństwo wcale nie myślało o tym, by zająć się legalną działalnością.

Sandra wychowywana była jak księżniczka. Miała zapewnione wszystko, czego pragnęła. Uczyła się w domu, chodziła na prywatne zajęcia baletu i gry na pianinie, czyli niemal tak, jak przystało na prawdziwą arystokratkę. Ojciec, który pracował dla nieistniejącego już kartelu z Guadalajary, nauczył ją podobno liczyć na pieniądzach. Jako 13-letnia dziewczyna była świadkiem swojej pierwszej strzelaniny.

Kiedy jej przyjaciele, z którymi dorastała w kartelu, wyrośli na liderów poszczególnych gangów, ona postanowiła iść zupełnie inną drogą. Miała 17 lat i marzyło się jej dziennikarstwo. Jeden z jej kolegów wspominał w wywiadzie dla BBC, że przez te trzy lata na uczelni z nikim praktycznie nie rozmawiała. Zawsze jednak zwracała na siebie uwagę. Podwożono ją luksusowymi samochodami, nigdy nie zapominała obwiesić się złotą biżuterią. Każdy domyślał się, że należy do narcos. Nie zbliżali się do niej ze strachu.

Kariera w mediach szybko się jednak skończyła. Trudno było żyć z dala od narkotykowych bossów. Mimo to jeszcze przez jakiś czas chciała zachować pozory normalnego życia. Wyszła nawet za mąż za policjanta. Zamordowano go na jej oczach, podobnie jak i drugiego męża. Dopiero wtedy wzięła sprawy w swoje ręce. Najpierw zajmowała się handlem detalicznym, ale nie miała zamiaru zostać na samym dole hierarchii kartelu. Sandra bardzo szybko udowodniła, że potrafi odnaleźć się w tym biznesie. Była piękna i umiała to wykorzystać.
Jako 21-latka poznała Amado Carrillo Feuntesa, znanego w Meksyku też jako Pana Niebios. Zaimponowała mu. Odwrotu od przestępczej działalności już nie było. Niedługo i ona miała poprowadzić gangi.

- Nie mogę zaprzeczyć, że należę do tego świata. W nim się urodziłam, wychowałam, ale też obracałam się w towarzystwie osób, które nie mają nic wspólnego z przestępczością - zwierzała się mistrzowi meksykańskiego dziennikarstwa Julio Schererowi w 2007 r.

Królowa

Miała swoje zasady. Otwarcie przyznaje, że nigdy nie brała narkotyków. – Jeśli zrobisz to, mężczyźni będą mieli cię za kolejną dziewczynę na posyłki. Nikt nie będzie cię szanował – mówi w pierwszym od lat wywiadzie dla „Guardiana”.

Według niej w tym męskim świecie narkotykowych baronów kobiety nie mają za wiele do powiedzenia. Mogą być tylko ozdobą, jak te złote łańcuchy, które noszą członkowie kartelów. Ona nie miała zamiaru tak skończyć. Nie chciała być tylko zapraszana na ich imprezy. Zdobycie uznania wśród handlarzy zajęło jej mniej niż 10 lat. Najpierw mówili o niej jako o „Królowej Kokainy”.

Sandra miała wielu kochanków. Jednym z nich był słynny „El Chapo” i Juan Ramirez, znany też jako Tygrys. Związek z nim przyniósł jej największy sukces. Tak połączyły się dwa potężne kartele – meksykański i kolumbijski. Piękna brunetka stała się najważniejszym pośrednikiem we wszystkich operacjach kartelu Sinaloa, który wysyłał do USA 25 proc. konsumowanej tam kokainy. To właśnie wtedy zyskała przydomek „Królowej Pacyfiku”.

Obraz
© Wikimedia Commons CC0

- To bardzo interesująca postać. Jest pierwszym naprawdę seksownym narkotykowym capo, jaki przyciągnął uwagę mediów. Była urzekająca i próżna. Budzi fascynację, ponieważ jest kobietą – pisał o niej Howard Campbell z Uniwersytetu Teksańskiego w El Paso.

Przez lata była nie do ruszenia. Żaden prokurator nie potrafił przedstawić jej zarzutów. Wpadła przez własną nieuwagę. Była zdesperowana i nie pilnowała się. W 2002 roku porwano jej syna. Chłopaka rozpieszczała jak tylko mogła. Na 15. urodziny dostał od niej luksusowego hummera i zapewnienie, że co miesiąc na jego koncie będzie pojawiało się kolejne 40 tys. dolarów. A to tylko ułamek jej hojności.

Gdy dostała informację, że syna porwali kolumbijczycy, zgłosiła to na policję. Od razu zdziwił ich fakt, że ktoś żąda od prostej właścicielki salonów piękności 5 milionów dolarów w gotówce. Pomogli odzyskać jej syna, ale przy okazji zaczęli dokładnie sprawdzać jej interesy. Podczas śledztwa jeden z policjantów podsłuchał jej rozmowę z liderem kartelu.

Przez 4 lata próbowało ją złapać 30 agentów. Kiedy Sandra dowiedziała się, że to prawdopodobnie jej kochanek stał za porwaniem jej syna, uciekła. Gdy trafiła w ręce policji, oskarżono ją o pranie brudnych pieniędzy i handlowanie narkotykami wartymi ponad 20 miliardów dolarów.

>

- Uciekałam przez tyle lat. Cieszyłam się, że mnie złapali. Już nie musiałam się więcej ukrywać i to było dobre. Czy czegoś żałuję? Spotkania z Kolumbijczykami. Rozdzielili mnie i syna i tak zaczęły się moje koszmary. Czy mam wyrzuty sumienia? Nie, bo nigdy nikogo nie skrzywdziłam. Coś zrobiłabym inaczej? Też nie, bo nic złego nie zrobiłam. Ale czuję ból, bo straciłam wielu bliskich i przyjaciół – mówi w rozmowie z brytyjskim dziennikiem.
Sandra Avila Beltran

Sandra traktowana jest dziś w kraju jak celebrytka. Zespół Los Tucanes del Norte nagrał o niej nawet piosenkę. Narcocorrido to tradycyjny utwór, w którym wychwala się władzę i bogactwo mafiosów. – Im piękniejsza róża, tym ostrzejsze kolce – śpiewają.

Beltran wyróżniała się nawet w więzieniu. Narzekała na brud i robactwo. Nie podobało jej się, że nie może zamówić jedzenia z okolicznej restauracji, co według niej było naruszeniem praw człowieka. Podobno regularnie odwiedzał ją za kratami jej chirurg plastyczny, który podczas wizyty robił jej zastrzyki z botoksu. Avila po zaledwie kilku latach spędzonych za kratami wyszła na wolność. Mieszka dziś w swojej rezydencji w Guadalajarze. Do biznesu szybko nie wróci. Już zastąpiła ją jej kuzynka.

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (14)