Pies uratował mu życie. Dziś obaj potrzebują pomocy
– Pochyliłem się, żeby włożyć skarpety i zorientowałem się, że nie czuję nóg. W ułamku sekundy straciłem połowę siebie – wspomina Michał Drzewucki. Przez 10 lat nie wychodził z domu. Uratował go… pies. Dziś Troll i jego pan proszą o pomoc. Nie potrzebują wiele.
22.10.2020 | aktual.: 01.03.2022 14:14
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Agnieszka Mazur-Puchała, WP Kobieta: Zacznijmy od początku, czyli od tego, co się stało.
Michał Drzewucki: Był początek czerwca 2009 roku, miałem 31 lat, za chwilę miałem lecieć do Norwegii, by stawiać rusztowania na platformach wiertniczych. Wcześniej pracowałem już na kontraktach w całej Europie. Tego dnia wstałem rano i jak zwykle miałem wyjść po bułki do sklepu. Pochyliłem się, żeby założyć skarpety i zorientowałem się, że nie czuję nóg. Nie mogłem nimi ruszyć. W ułamku sekundy straciłem połowę siebie. Dalej karetka, szpital i diagnoza: naczyniopochodne uszkodzenie rdzenia kręgowego. Zator tętnicy Adamkiewicza zatrzymał dopływ krwi do rdzenia, który obumarł na odcinku 15 cm. Nic się nie da zrobić. Najgorsze było to, że nic nie zapowiadało tragedii: byłem młody, zdrowy, nie chorowałem.
Poddałeś się?
Nie. Po urazie doszedłem do siebie, chciałem żyć, pracować, walczyć. Druga runda rozegrała się dwa lata później. Pojawiły się odleżyny. Wtedy nie miałem pojęcia, czym właściwie są, jak mogą być groźne, co robić, a czego nie. Jedna z nich doprowadziła do zakażenia kości. Aby ratować mi życie, lekarze musieli amputować lewą nogę w całości. Została wyłuszczona ze stawu biodrowego.
Strach o życie i brak akceptacji sprawiły, że po amputacji zamknąłem się w sobie i czterech ścianach, przestałem wstawać z łóżka. Moja rodzina starała się mnie chronić przed wszystkim, co mogłoby mnie zdenerwować czy zmartwić. Czyli przed normalnym życiem. Chcieli dobrze, ale to, co robili, sprawiało, że jeszcze bardziej odsuwałem się od świata i ludzi. Przestałem podejmować jakiekolwiek decyzje, mierzyć się z tym, co mnie spotkało. Oddałem całą kontrolę innym. Tak spędziłem 10 lat: w łóżku, w lęku przed samym sobą i swoją niepełnosprawnością.
Aż nastąpił punkt zwrotny.
W czerwcu 2019 roku straciłem dom i opiekę. Zamieszkałem w schronisku dla osób bezdomnych. To straszne wydarzenie sprawiło, że musiałem zacząć żyć. Pracownicy schroniska okazali mi duże zrozumienie, jednocześnie jasno mówiąc, że już czas, żebym zaczął sam o siebie dbać i nauczył się sobą zajmować. Bo mogę. Pokazali mi, jak się przesiadać, ubierać, wysłali mnie na obóz aktywizujący organizowany przez Fundację Aktywnej Rehabilitacji, otrzymałem pomoc fizjoterapeuty i psychologa. Zaczęłam mierzyć się z życiem, rozwiązywać własne problemy, walczyć. I dało mi to ogromną satysfakcję. Poczułem, że żyję. Po pół roku pracy nad sobą byłem gotowy opuścić schronisko. Wyprowadzałem się w styczniu.
Zobacz także
I pojawił się Troll.
Zawsze chciałem mieć psa. Przyjaciela i towarzysza na dobre i złe. Pomyślałem też, że pies zmotywuje mnie do codziennej aktywności. Pierwszą myślą była adopcja. Po własnych doświadczeniach schroniskowych chciałem dać normalne życie jakiemuś psiakowi. Skontaktowaliśmy się nawet z fundacją, pozytywnie przeszedłem formalności adopcyjne. Chcąc jak najaktywniej żyć, wybrałem do adopcji łajkę. Mieliśmy po nią jechać na drugi koniec Polski, ale plany pokrzyżowała jednak pandemia i wiosenny lockdown.
Trzeba było poczekać z wyjazdem, dzięki czemu zacząłem się zastanawiać, czy to aby na pewno pies dla mnie. Ochłonąłem i zrozumiałem, że rozsądniejszym wyborem będzie pies spokojniejszej rasy oraz że będzie to szczeniak, którego będę mógł nauczyć, jak to jest mieć opiekuna z niepełnosprawnością. Wybór padł na labradora.
Jak wyglądał moment, kiedy zobaczyliście się po raz pierwszy?
Kiedy pojechaliśmy zobaczyć pieski i wybrać mojego, okazało się, że patrzę na dwutygodniowe "robaki", które ledwo otworzyły oczy, a ich aktywność ogranicza się do jedzenia i spania. Wszystkie takie same. Na szczęście jeden z nich pomógł mi dokonać wyboru: zrobił kupę na głowę brata. Wiedziałam, że ten będzie mój. I że będzie miał na imię Troll.
Pierwszy wspólny dzień. Pan na wózku i pies. Z jakimi trudnościami się to wiązało?
Troll miał sześć tygodni, kiedy został członkiem naszej rodziny. Pamiętam, jak trudno było mi go trzymać na rękach przez godzinę drogi do domu, choć ważył tylko 4,5 kg. Brak jednej nogi nie pomógł, nie mogłem położyć go na kolanach. Trzymałem go więc w ramionach, a on przylgnął do mnie całkowicie i z pełnym zaufaniem. Wtulił malutki łebek w moją brodę i tak zasnął. Byłem jednocześnie szczęśliwy i przerażony. Bałem się, że przez niepełnosprawność nie podołam, że coś zepsuję, że nie dam rady.
Od tego czasu minęło pięć miesięcy. Pomimo tych początkowych obaw wszystko idzie dobrze: Troll waży 27 kg, nauczyłem go podstawowych komend. Trenujemy chodzenie przy wózku, wychodzimy na spacery, integrujemy się ze światem.
Zbierasz na specjalny wózek i przystawkę, potrzebujesz 32 915 zł. Pomagający wpłacili ponad połowę. Co zmieni się w waszym życiu, jeśli się uda?
Troll potrzebuje spacerów po lesie. Uwielbia węszyć, gonić liście, nosić patyki. Kocha plażę, zabawy w piachu, bieganie po trawie. W tej chwili razem możemy poruszać się tylko po płaskich, równych powierzchniach: chodnik, ścieżka rowerowa. Inne są dla nas niedostępne. Wózek, z którego obecnie korzystam, ma cienkie, szosowe opony, które zapadają się w miękkich nawierzchniach (trawa, błoto) i bardzo mocno przenoszą drgania ma mnie – to grozi odleżynami. No i wózek ma już swoje lata – staram się o niego dbać, ale i tak się psuje: łożyska, opony i dętki do wymiany, coś się urwało, coś "dynda".
Przystawka rowerowa to w tej chwili konieczność: stabilizuje mnie, zabezpiecza przed upadkiem, daje poczucie bezpieczeństwa i kontroli nad psem. Manualna, której póki co używam, nie radzi sobie z podjazdami nawet pod małe wzniesienia. Lekki przód roweru podnosi się, koło stoi w miejscu, a ja nie przesuwam się w górę nawet o milimetr. Podobnie dzieje się lesie i na piasku. Gdańsk jest pełen górek. Nawet dojazd do sklepu jest niemożliwy, bo po drodze są dwie górki.
Wózek nowej generacji, bardziej ergonomiczny, z terenowymi kołami oraz przystawką ze wspomaganiem elektrycznym rozwiążą te problemy i sprawią, że stanę się bardziej mobilny i samodzielny. Będę mógł z Trollem biegać po trawie, wziąć udział w szkoleniu dla psów, wyjść na spacer do lasu. Da mi normalność w kontaktach z psem.
Michałowi można pomóc za pośrednictwem zrzutki.