Place zamiast galerii!
18.03.2015 12:22, aktual.: 18.03.2015 12:33
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Marzę o jakimś fajnym placu zabaw. O miejscu, gdzie mogłabym wyskoczyć z dzieciakami i poszaleć na jakiejś wieeelkiej zjeżdżalni czy fajnej huśtawce. Marzę sobie, że wychodzę razem ze swoją 10-latką i 5-latkiem i dokazujemy przez dwie godziny.
Świat pędzi do przodu, otaczają nas coraz to nowsze gadżety, dzieciaki dzielą swój czas pomiędzy smartphony, tablety, laptopy, a PlayStation. Rodzice starają się je dogonić, ale to bywa trudne, szczególnie kiedy pięciolatek w tabletowej grze leje nas niemiłosiernie i to grając jedną ręką, bo w drugiej gniecie kanapkę. Trochę to frustrujące i zniechęcające. I wiecie o czym marzę w takich momentach? Szczególnie teraz, kiedy coraz cieplej, coraz bardziej wiosennie i wszelkie te nowinki techniczne jakoś tracą na atrakcyjności, kiedy słonko przyjemnie nawala nam w szyby?
Marzę o jakimś fajnym placu zabaw. O miejscu, gdzie mogłabym wyskoczyć z dzieciakami i poszaleć na jakiejś wieeelkiej zjeżdżalni czy fajnej huśtawce. Marzę sobie, że wychodzę razem ze swoją 10-latką i 5-latkiem i dokazujemy przez dwie godziny.
A potem się budzę i przypominam sobie, że jestem w Polsce, w której zezwala się w parku budować wieżowce (przykład z mojego trójmiejskiego podwórka), obok jednego centrum handlowego buduje się dwa następne, żeby szybciej się wydawało pieniądze. Likwiduje się przejścia dla pieszych, żeby wygodniej było kierowcom pędzić na kolejne zakupy, a centra miast zamieniają się w wielkie handlowe getta, gdzie pomiędzy sklepami, budami z kiepskim żarciem lub kolejnymi sieciówkami mordowana jest na naszych oczach przestrzeń.
Miejska przestrzeń, która przeznaczona powinna być dla nas, a nie tylko dla sklepów-molochów i tras przelotówek. We współczesnych miastach coraz mniej miejsca na tereny zielone, na parki, na skwery. I na place zabaw.
Na nowoczesnych osiedlach czasami pojawiają się jakieś twory placopodobne: zjeżdżalnia, huśtawka i trochę piachu. Ale to jednak nie to. Place zabaw z pomysłem, takie, które zatrzymają i dwu- i pięcio- i dziesięciolatków to rzadkość. Jest ich niewiele, a zapotrzebowanie na takie miejsca jest ogromne. Na place, na których każdy znajdzie coś dla siebie, a rodzic nie zwariuje, bo jedno z dzieci bawi się, a drugie ostentacyjnie się nudzi i do tego marudzi. Jakieś rodzinne miejsca by się przydały - takie, które by nam urozmaiciły codzienność weekendową.
Nie może być tak, że moje dzieci lubują się w wizytach w pewnym centrum handlowym, bo tam są takie fajne drabinki i fontanna! Musi być jakaś alternatywa, miejsce, które nam coś zaoferuje nie wyciągając jednocześnie od nas kasy.
Tymczasem mamy polski standard. Plac zabaw to zasłużona w bojach huśtawka wahadłowa, czasami z dwie bujane, zjeżdżalnia i od wielkiego dzwonu jakaś piaskownica. Czasami widzę samotne piaskownice, pozostałości po jakimś zapomnianym placu uciech, które bardziej przypominają teraz wielkie kuwety. Zdarzały się i takie place, które nie wiadomo już do kogo należą i tak sobie stoją i niszczeją , strasząc rodziców popsutymi drabinkami, sterczącymi gwoździami, pourywanymi łańcuchami.
Często słyszy się, że współczesne dzieciaki to jakieś dziwne, bo wolą siedzieć przy komputerze, zamiast bawić się na dworze. Wolą gry komputerowe od kopania piłki i w ogóle jakieś takie dziwne są. Ale to nie do końca ich wina. Po pierwsze: ktoś ich tymi technologicznymi nowinkami zasypuje (pamiętam powrót mojego dziecka ze szkoły w poniedziałek tuż po Pierwszej Komunii – opowieściom o prezentach koleżanek nie było końca...). Po drugie, jaką oni mają alternatywę?
Kiedyś też wydawało mi się, że to nowe pokolenie jest do kitu, bo nie bawią się na trzepaku. Ale widzę, że czasami dzieciaki spragnione są dobrej zabawy, wypatrują ciekawych miejsc, są pomysłowe, żądne nowych wrażeń. Są tak zdesperowane, że czasami to i te wiekowe wahadłowe huśtawki im nie przeszkadzają, chociaż podskakiwali pewnie na nich pierwsi Piastowie. I już wtedy były używane.
Kiedyś czytałam wspaniałą i niezwykle przygnębiającą książkę PD James „Ludzkie dzieci”, o świecie w którym dzieci się nie rodzą. I wiecie co z tej futurystycznej historii najbardziej utkwiło mi w pamięci? Że jednym z najbardziej dołujących widoków na tym padole jest opuszczony, zapomniany, nieużywany plac zabaw.
Niestety, takich smutnych widoków mamy dookoła mnóstwo, chociaż dzieciaków nam nie brakuje.