GotowaniePrzepisyPlacek wchodzi na salony

Placek wchodzi na salony

Placek wchodzi na salony
Źródło zdjęć: © sxc.hu
27.10.2009 15:15, aktualizacja: 23.06.2010 13:38

W czasach komuny placki ziemniaczane były odpowiednikiem dzisiejszego kebabu i pizzy. Potem placki weszły przebojem na salony. Serwować je zaczęły nawet najbardziej eleganckie restauracje z „polskim” jedzeniem.

Placki ziemniaczane nierozerwalnie kojarzą mi się z meczami piłki nożnej. W tamtych czasach nie było jeszcze chipsów, nachos i pizzy na wynos, zamawianej przez telefon. Gdy tylko zaczynał się jakiś ważny mecz w TVP, moja mama brała się do wypiekania przemysłowych ilości placków. Ich zapach dominował w całym domu. Smażyło się je na dwóch patelniach i co chwilę nowa dostawa lądowała na stoliczku przed telewizorem.

Zanim pojawiły się kolejne, to pierwsze znikały już w ustach kibiców. Jedni życzyli sobie placków niewielkich i cienkich, inni grubych i mięsistych, jeszcze inni ciemnych i chrupiących, wreszcie byli też zwolennicy lekko gumiastych i jasnych. Mama robiła je bez mąki, jedynie z dużej ilości tartych ziemniaków, cebuli, pieprzu i soli. Ciasto wylewała bezpośrednio na mocno rozgrzany tłuszcz. Jadło się je na słono. Czasami z keczupem - i to tylko z Włocławka (Kujawskie Zakłady Przemysłu Owocowo-Warzywnego), bo innego nie było. Oczywiście piwo przy okazji było jak najbardziej pożądane. Z ziemniakami był problem, bo szybko ciemniały, poza tym robiły się wodniste i szkliste. Dlatego też uwijaliśmy się w kuchni jak w ukropie.

Dopiero kilka lat po wyprowadzeniu się z domu odkryłem inne wersje placków ziemniaczanych. Na Węgrzech jadłem kawałki grubego, krojonego placka ziemniaczanego podawanego z gulaszem. We Francji – szwajcarskie „roesti” z grubych ziemniaczanych wiórków, w Rosji z kwaśną gęstą śmietaną. Taka wersja ze śmietaną lub mięsem uważana jest np. na Białorusi niemal za narodową potrawę. W końcu pojawiły się w Polsce również placki na słodko, podawane z konfiturami lub musem jabłkowym. W tym wypadku do tartych ziemniaków dodaje się jajka, cukier i eliminuje cebulę.

Placki ziemniaczane dominują oczywiście w kuchni Europy Środkowej i wschodniej. Jada się je również w Skandynawii. Prawie nieznane są w krajach Europy Południowej, gdzie do ziemniaków ma się stosunek na ogół bardziej krytyczny niż w naszej szerokości geograficznej. Jak większość potraw z ziemniaków, również placki mają raczej „ludowe” pochodzenie. Najbiedniejsi robotnicy rolni, którzy otrzymywali zapłatę często w postaci już nadpsutych ziemniaków, robili z nich właśnie „postne” placuszki wypiekane bezpośrednio na blasze rozgrzanego pieca. Przez wiele lat w Polsce placki ziemniaczane można było dostać w rozmaitych budkach na plażach i nad jeziorami.

W czasach komuny były odpowiednikiem dzisiejszego kebabu i pizzy. Potem placki weszły przebojem na salony. Serwować je zaczęły nawet najbardziej eleganckie restauracje z „polskim” jedzeniem, lub „chłopskim jadłem”. Do tej pory utrzymują się wysoko na liście ulubionych potraw Polaków. Współczesne książki kucharskie podają kilkanaście rozmaitych przepisów na placki i sosy do nich. I pomyśleć, że jeszcze przed wojną we wszelkich poradnikach dla „doskonałych kucharek” pełno było kartofli „a la lyonnaise”, „daupine”, lub „a la maitre d’hotel”. O poczciwych plackach z ziemniaków nie można tam znaleźć ani słowa!