Po dwóch latach treningu waży dokładnie tyle samo. Ale jej metamorfoza robi wrażenie
Pewna 34-latka nie była zadowolona ze swojego wyglądu – przeszkadzał jej wydatny brzuch, zbyt pełne uda i krągłe ramiona. Kobieta poświęciła dwa lata na regularne treningi i dietę, po czym stwierdziła, że waży dokładnie tyle samo, co na początku. A jednak jej metamorfoza jest niesamowita, a podejście do odchudzania naprawdę zdroworozsądkowe.
04.07.2017 | aktual.: 04.07.2017 10:55
Czy to, ile ważysz, ma jakiekolwiek znaczenie? Okazuje się, że niekoniecznie. Nikki Rees postanowiła udowodnić, że cyferki na wadze to rzecz całkowicie drugorzędna. O wiele ważniejsze jest to, by dobrze czuć się ze swoim ciałem. – Pozwólcie mi coś powiedzieć o mojej diecie, odżywianiu, zdrowym jedzeniu, czy jakkolwiek to nazywacie… – zaczyna swój post na portalu społecznościowym. – Powodem, dlaczego niezbyt często o tym mówię, jest to, że w zasadzie nie ma o czym mówić – kontynuuje.
A jednak, kiedy przyglądamy się jej zdjęciom "przed" i "po", pytania cisną się same na usta. Jak to możliwe, że kobieta po metamorfozie waży dokładnie tyle samo, co w momencie, kiedy podjęła decyzję o zmianie stylu życia?
– Nie trzymam się żadnego planu, nie liczę kalorii, nie wyrzuciłam z diety żadnych grup produktów, ani nawet nie przestałam jeść węglowodanów po piątej po południu. Wciąż jest więcej dni, w których jadam ciasto, niż takich, w których go nie jadam – opowiada. W czym zatem tkwi sekret?
– Różnica pomiędzy tymi dwoma zdjęciami nie leży w tym, co jedzenie robi z moim ciałem, ale co robi z moim umysłem – wyjaśnia kobieta. – Dwa lata temu jedzenie fastfoodów i słodyczy przez cały dzień sprawiłoby, że zaczęłabym źle myśleć o sobie. Przez nie szukałabym wymówek, żeby nie ćwiczyć i dać sobie spokój z szukaniem zdrowszych alternatyw dla przekąsek. Teraz to samo niezdrowe jedzenie, które wciąż uwielbiam, napędza mnie, żeby ćwiczyć samokontrolę – wyznaje trzydziestoczterolatka.
Kobieta opowiada, że teraz zna różnicę między dobrą i złą dietą. Jeśli zdarzy się jej pewnego dnia zjeść kawał ciasta, po prostu przechodzi nad tym do porządku dziennego i nie wpędza siebie w poczucie winy. Teraz wie, że taki wyskok nie zbije jej z tropu i nie sprawi, że porzuci swoje cele.
– Nie ćwiczę z powodu poczucia winy – wyznaje. – Ćwiczę, żeby być od niego wolna. Zdrowe ciało zaczyna się od zdrowego umysłu – dodaje.