Po dziewięciu latach rzuciła pracę w korporacji. Nie żałuje
Cztery lata temu postanowiła rozwinąć skrzydła i "stanąć po swojej stronie". Rzuciła pracę w korporacji, by od zera zbudować własną markę modową "Mucha Nie Siada". - Najtrudniejsze było dla mnie pierwsze pół roku. Wszystko było nowe i wielu rzeczy musiałam się nauczyć - opowiada Kaśka Mucha.
16.05.2023 | aktual.: 28.06.2023 08:50
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Kiedy drukarka wypluła dokument, poczuła, że już nie ma odwrotu. Dlatego na pytanie przełożonej: "Co mogę zrobić, żebyś została?", odpowiedziała bez wahania, że nic.
- Po dziewięciu latach pracy w korporacji poczułam, że chcę rozwinąć skrzydła. Mimo że były to małe, kruche skrzydła muchy i nie spodziewałam się lotu orła, chciałam je wysuszyć i polecieć - wspomina Kaśka Mucha, która od czterech lat tworzy markę damskich torebek "Mucha Nie Siada".
Czy to dobry krok? Wątpliwości nie brakowało: - Decyzja o rozstaniu się z korporacją i podjęciu pracy na własny rachunek przesiąknięta była wieloma obawami. Przecież tam miałam ciepełko i pewną pensję. Ale w środku czułam tak duży niedosyt, że potrzeba, by stanąć po swojej stronie zwyciężyła - dodaje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Sen o jaskini
Do myślenia dał jej pewien sen, któremu nie można odmówić metaforycznego znaczenia: - Jaskinia, wąska ścieżka tuż nad przepaścią. Pierwszy idzie mój mąż, Karol, a ja za nim. On przechodzi, ja zaś zostaję, bo boję się oderwać stopę, by robić krok.
- Oczywiście to nie jest tak, że po przebudzeniu pomyślałam: "Rzucam wszystko i zakładam markę modową". Długo dojrzewałam do swojej decyzji - to był proces. Ale ten sen zmusił mnie do zastanowienia się, co mnie powstrzymuje przed zrobieniem tego symbolicznego kroku w przód - przyznaje Kaśka Mucha.
Droga do własnej marki modowej
Potrzeba zmiany zaczęła się tlić w Kaśce cztery lata przed podjęciem decyzji o złożeniu wypowiedzenia. Sprawy przyspieszyły, gdy pod choinkę dostała do męża maszynę do szycia. - Nigdy wcześniej nie szyłam na maszynie, więc pierwsze próby okraszone były wieloma wulgaryzmami – wspomina ze śmiechem.
W 2016 r. poszła na kurs szycia do szkoły zawodowej. Zdała egzamin i dziś może tytułować się krawcową. Ale nie szycie ubrań, skracanie spodni czy obszywanie firanek było jej w głowie. Na pierwszy ogień poszedł projekt nerko-torebki.
- Prototyp uszyłam z ekoskóry. Ale ona przecież wcale nie jest taka eko – szybko się niszczy i generuje górę śmieci. I mimo że sama nie jem mięsa od 20 lat, kolejna nerko-torebka uszyta była już ze skóry naturalnej. Wtedy poczułam, że to jest to - tłumaczy Kaśka.
Z nerko-torebką chodziła do pracy, gdzie wzbudziła zainteresowanie. - Kilku dziewczynom tak się spodobała, że chciały mieć taką samą. Pojawiły się pierwsze zamówienia - opowiada.
- Wiadomo, że na początku kupują znajomi, potem znajomi znajomych. Do dziś czuję wdzięczność za to, że docenili moje "muchy". Dopiero później pojawili się klienci "z zewnątrz". Do dziś pamiętam, jak w listopadzie 2019 r. aż krzyknęłam z radości, gdy przyszedł mail z potwierdzeniem, że pierwsza klientka złożyła zamówienie w moim sklepie internetowym – relacjonuje Mucha.
Mucha nie siada
Kaśka przyznaje, że kurs szycia zrobiła bardziej z myślą o sobie niż o działalności na większą skalę. Ale podczas jednej z kaw pitych podczas przerwy w korporacji z ust koleżanki padło zdanie, które przybliżyło ją do własnej marki modowej: - Mucha, jakie ty masz fajne nazwisko na metkę.
Inna znajoma, która zajmuje się grafiką komputerową, zaprojektowała pierwszą metkę z muchą. Początkowo zdobiła prezenty wręczane znajomym i rodzinie, by potem na dobre zagościć na torebkach i nerkach.
Początkowe trudy
Czy zawsze jest różowo? Oczywiście, że nie. Dniówka w pracy na własny rachunek rzadko kiedy kończy się po ośmiu godzinach. Zawsze przecież jest coś ważnego do zrobienia. Nie ułatwia sprawy bycie "od wszystkiego": kontaktów z klientkami, projektowania kolekcji, zdjęć, marketingu i sprzedaży.
- Najtrudniejsze było dla mnie pierwsze pół roku. Wszystko było nowe i wielu rzeczy musiałam się nauczyć. Zawzięłam się jednak, żeby udowodnić całemu światu, że dam radę. Nie chciałam usłyszeć od ludzi, którzy nie wierzyli, że mi się uda: "A nie mówiłem" – mówi Kaśka.
Wiele osób pukało się w czoło. Nie ukrywa, że w niej samej wiary w sukces nie było na początku zbyt wiele. Często słyszała w głowie głos, który podkopywał jej pewność siebie: - Nie masz doświadczenia ani odpowiedniego zaplecza finansowego, a konkurencja jest ogromna.
Wentyl dla kreatywności
Po niemal czterech latach prowadzenia własnej działalności Kaśka Mucha nie ma wątpliwości, że warto było zaryzykować. Praca daje jej nie tylko poczucie wolności i sprawczości, ale jest też wentylem dla kreatywności, która w korporacji zbyt często była tłumiona.
- Kiedy oglądam skóry, wybieram kolory i faktury, projektuję nowe kolekcje i zastanawiam się, jak nazwę poszczególne modele, to czuję niesamowity przypływ energii – wyjaśnia. - Słucham też głosów swoich klientek, biorę pod uwagę ich potrzeby, żeby moje torebki i nerki były nie tylko wyjątkowe, ale i praktyczne.
Właścicielka marki "Mucha nie siada" jest dumna z dwóch rzeczy. Z tego, że się nie poddała, mimo iż po drodze miała kilka "niefajnych podmuchów", jak chociażby pandemię. Wbrew wszystkiemu wciąż stoi "po swojej stronie". Ale największym powodem do dumy jest dla niej fakt, że klientki wracają po kolejne torebki.
- To dla mnie największa satysfakcja i recenzja mojej pracy. Potwierdza, że to, co robię ma sens - podkreśla.
Torebki "Mucha nie siada" kupują i młode dziewczyny, i dojrzałe kobiety. Ale wszystkie grupy wiekowe łączy jedno – zawartość ich koszyków zakupowych zwiastuje nadejście poszczególnych pór roku.
- We wrześniu na targach sprzedałam prawie wszystko, co miałam w kolorze czarnym. Od razu pomyślałam: "Oho, idzie jesień". Podobnie jest, gdy zbliża się wiosna. W klientkach budzi się wtedy ogromna łakomość na kolory – wyjaśnia Kaśka.
Tęsknota za kawą (i nie tylko)
Czego Kaśce najbardziej brakuje "na swoim"? – Biurowej kawy, przy której tak wiele się działo - odpowiada bez zastanowienia.
- Kiedyś odwiozłam męża do pracy i zrobił mi tam kawę. Gdy usłyszałam dźwięk ekspresu i zobaczyłam, że taki sam miałam w poprzedniej pracy, zrobiło mi się smutno. Brakuje mi porannych kaw, tego gwaru i small talków, kiedy rozmawialiśmy dosłownie o wszystkim. Wiele zawodowych rzeczy można też było wtedy przegadać. Kawa w domu już nie smakuje tak samo – przyznaje.
Ale i na to znalazła sposób. - Kiedy odwiedzają mnie klientki, chętnie zapraszam je na kawę lub herbatę. Spotykam się też z nimi na targach, gdzie możemy poznać się lepiej. Mam też taką swoją fanaberię, że chodzę do sklepu, w którym można zamówić kawę. Robię ją sama w ekspresie, a przy okazji ucinam sobie pogawędkę z kasjerką - opowiada ze śmiechem i dodaje, że wszystkich chętnych zaprasza na kawę do domowego showroomu w Krakowie, który nazywa "pokojem torebek".
***
Przy projekcie "Mucha Nie Siada", oprócz Kaśki Muchy, istotną rolę mają: pan Stasiu - kaletnik i kierownik produkcji, pani Ela - kaletniczka oraz mąż Karol - kierownik ds. logistyki i transportu oraz wsparcie codzienne żony.
Zobacz także
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.