Pociąg do nagród
Nadchodzi sezon nagród literackich. W październiku dowiemy się, kto dostał literackiego Nobla, Man Booker Prize, polskie nagrody Nike i Fundacji im. Kościelskich. W listopadzie poznamy laureatów nagród Goncourtów i Mackiewicza, a także nowej rodzimej nagrody - miasta Gdynia. I zapewne po raz kolejny usłyszymy, że nagrody są sterowane, polityczne, niesprawiedliwe i że ich ranga spada.
09.10.2006 11:06
Nadchodzi sezon nagród literackich. W październiku dowiemy się, kto dostał literackiego Nobla, Man Booker Prize, polskie nagrody Nike i Fundacji im. Kościelskich. W listopadzie poznamy laureatów nagród Goncourtów i Mackiewicza, a także nowej rodzimej nagrody - miasta Gdynia. I zapewne po raz kolejny usłyszymy, że nagrody są sterowane, polityczne, niesprawiedliwe i że ich ranga spada. Ale jak co roku będziemy się kłócić o literaturę! A nakłady nagrodzonych książek gwałtownie wzrosną.
Nagrody literackie i skandale zawsze szły w parze. Przyciągały się jak magnes i lodówka. I to od początku, od pierwszego rozdania literackiego Nobla w 1901 roku, który powędrował do rąk poety Sully'ego Proudhomme'a zamiast do Lwa Tołstoja lub co najmniej Emila Zoli. Nowa nagroda spotkała się więc od razu z ostrą krytyką. Awantury i oskarżenia o koniunkturalizm i polityczne podteksty towarzyszyły jej przez całe stulecie. Toteż incydent sprzed roku, kiedy to członek Akademii Szwedzkiej Knut Anhlund uznał, że Nobel dla Elfriede Jelinek nie jest stricte literacki, i w związku z tym sam wycofał się z szacownego gremium, nie był specjalnym ewenementem.
„Potrzebujemy nagród po to, żeby móc narzekać, jak są głupie" - pisał niedawno „New Yorker". I tak zewsząd słychać było narzekania na laureatów z ostatnich lat: na José Saramago, Dario Fo, a nawet zeszłorocznego laureata Harolda Pintera, który - jak plotkowano - zasłużył na nagrodę nie tyle dramatami sprzed lat, ile antyamerykańską publicystyką. Jakie są rzeczywiste przesłanki akademików, trudno dociec. Za to wiadomo, że od pewnego momentu Nagroda Nobla z założenia miała promować nieznanych szerzej autorów: przecież przyjemniej kogoś odkryć, niż dołożyć kolejny kwiatek do bukietu honorów. Za to niepodważalnym warunkiem nominacji jest to, czy dany autor został przełożony na szwedzki i czy znajduje się w bibliotece Akademii. Ponoć goście odwiedzający ją próbują to na własną rękę dyskretnie sprawdzić.
Salon odrzuconych
Zaszczyt dostać Nobla, ale nie dostać go - też nieźle, gdyż grono nigdy nienagrodzonych przedstawia się bardzo szacownie: nie otrzymali Nobla Franz Kafka, James Joyce, Marcel Proust czy Władimir Nabokow. Za to przeglądając listy nagrodzonych, natkniemy się na całe rzesze nieznanych nazwisk. Widać więc jasno, że ani Nobel, ani tym bardziej żadna nagroda narodowa nie kształtuje kanonu literackiego i nie ocala nikogo od zapomnienia. Jedynym sprawdzianem wielkości dzieła i pisarza jest czas. A nagrody służą nie tyle literaturze samej, ile czytelnikom i rynkowi księgarskiemu - nakręcają koniunkturę i stymulują życie literackie.
- Nagrody są potrzebne, ale powinno się je traktować z większym dystansem - mówiła Beata Stasińska, szefowa wydawnictwa W.A.B., podczas zeszłorocznej debaty w okresie targów książki. Jednak trudno wobec nagród zachować obojętność. Wszystkim - wydawcom, obserwatorom, jurorom, a głównie samym autorom - często puszczają nerwy. Emocje podgrzewa system nominacji, taki jak w Bookerze, na wzór którego stworzono nagrodę Nike. Najpierw publicznie ogłasza się dłuższą listę nominowanych, potem krótszą i wreszcie w ostatnim głosowaniu jury wyłania zwycięzcę. - Nike została pomyślana jako rodzaj igrzysk, by przydać problemowi książki i literatury większej wagi - mówił Jerzy Jarzębski, były juror Nike i obecny członek jury Nagrody Kościelskich. - Dlatego ważne jest, by mogła wygrać tylko jedna książka, bo wtedy emocje, a co za tym idzie - również zainteresowanie, są większe. Na Zachodzie ogłoszenie nazwiska laureata następuje często w trakcie uroczystego obiadu w znanej restauracji.
Tutaj Nike zaczerpnęła wzór nie ze świata literackiego, lecz z gali Oscarów i innych nagród show-biznesu. Zdarzały się więc łzy w kuluarach, Jarosław Marek Rymkiewicz w ogóle nie pojawił się na uroczystości, a Zygmunt Kubiak opuścił ostentacyjnie salę, kiedy wygrał „Piesek przydrożny" Czesława Miłosza. O włos - jak opowiadali ówcześni jurorzy. Czasem decyduje miejsce przy stole obrad. - Być może Pilch nie dostałby nagrody za „Pod Mocnym Aniołem" - opowiadał Jarzębski - gdyby głosowanie biegło nie w zgodzie z ruchem wskazówek zegara i pierwsi przemówiliby zwolennicy kontrkandydata, narzucając niezdecydowanym swoje zdanie.
Przyznanie nagrody Nike zazwyczaj rozstrzyga się w ostatnich godzinach przed galą w czasie zażartej dyskusji. Sztuka tkwi w tym, żeby zarazić innych jurorów swoją żarliwością.
Siła Bookera i Pulitzera
Największe światowe nagrody wiążą się z wielkimi pieniędzmi, ale - co ciekawe - ich ranga nie jest zazwyczaj związana z wymiarem finansowym. Liczy się tradycja, tak jak w przypadku chociażby niewiele młodszej od Nobla Nagrody Goncourtów. Suma nagrody jest symboliczna - 50 franków, za to przebicie rynkowe niebagatelne: nakład wzrasta często do 300 tysięcy egzemplarzy. Ale czy laureaci mogą liczyć na międzynarodową sławę? Paradoksalnie dzisiaj literaturę francuską rozsławiają odrzuceni Michel Houellebecq i Frederic Beigbeder. Dzięki tym autorom (zwłaszcza dzięki Houellebecqowi) znów mówi się o pisarstwie tego kraju. Choć i tak nie ma ona takiego znaczenia jak dawniej. Jeszcze w latach 70. w Polsce literatura francuska kształtowała przecież gust literacki. Dziś trudno byłoby wymienić innych żyjących francuskich pisarzy.
Podobnie rzecz ma się z literaturą i nagrodami niemieckimi. Laureaci prestiżowej Pokojowej Nagrody Księgarzy Niemieckich czy Nagrody Georga Büchnera często nie są w ogóle u nas tłumaczeni. Za to nie ulega wątpliwości, że największy wpływ na polski i światowy rynek mają oprócz Nagrody Nobla nagrody angielskie i amerykańskie. W latach 90. ten wpływ się wyraźnie wykrystalizował i książki, które otrzymały Bookera, są błyskawicznie tłumaczone jeszcze w tym samym roku. Siła Bookera pokazuje, że oprócz tradycji i wysokiej kwoty (50 tysięcy funtów) potrzebne jest jeszcze coś - przełożenie medialne. Ta dość młoda nagroda jest bardzo dobrze nagłośniona nie tylko w mediach brytyjskich, ale i na całym świecie. Jednak nawet w tej szacownej instytucji zdarzają się dość dziwne trafienia, na przykład nagrodzona dwa lata temu powieść niejakiego DBC Pierre'a „Vernon God Little", która oprócz antyamerykańskich wycieczek nie przedstawiała specjalnej wartości literackiej.
Podobnie nagłośniona jest również nagroda Pulitzera dobrze kojarząca się mediom na całym świecie, bo większość spośród jej wielu kategorii służy wyróżnianiu dziennikarzy. Nagród jest cała masa. Najwięcej oczywiście w Ameryce, gdzie rekordzistami w tej dziedzinie są poeta John Ashbery, który otrzymał dotąd, bagatela, 45 nagród, i prozaik John Updike - dostał ich niewiele mniej, bo 39. Brzmi imponująco, ale i w Polsce liczba przyznawanych w ciągu roku nagród, jak ktoś zliczył, przekracza 100. Są wśród nich: Nagroda Fundacji Kultury, Nagroda im. Kazimiery Iłłakowiczówny, Nagroda PEN-Clubu im. Jana Parandowskiego, Nagroda Wydawców, Nagroda im. Księdza Józefa Baki, Nagroda „Odry" czy silny medialnie Paszport „Polityki" w dziedzinie literatury. Kłopot tylko z tym, że w większości mają minimalne znaczenie. I właściwie jak dotąd tylko Nagroda Literacka „Nike" wpływa znacząco na życie książki, bo wielokrotnie zwiększa jej sprzedaż, i na życie laureata, bo dzięki niej staje się powszechnie rozpoznawalną postacią.
Łączyć obiegi
Życie literackie w Polsce jest spolaryzowane i zamknięte w nieprzenikających się obiegach. System nagród literackich odbija tę sytuację. Nagrody są w większości określone i przewidywalne. Najstarsza ważna polska Nagroda Fundacji im. Kościelskich, która nazywana jest „polskim Noblem dla pisarzy przed czterdziestką", ma wyraźne zabarwienie konserwatywne. Trudno sobie wyobrazić, żeby w tym roku otrzymał ją na przykład Michał Witkowski piszący o świecie homoseksualistów. Jeszcze wyraźniejszy jest polityczny, prawicowy charakter Nagrody im. Józefa Mackiewicza. Tutaj zwycięzca otrzymuje medal ze zdaniem patrona: „Jedynie prawda jest ciekawa". Wielokrotnie zarzucano przyznającym Nike, że nagroda jest wyrazicielką opcji politycznej „Gazety Wyborczej" (która jest w części jej fundatorem), choć przecież laury przyznano też niechętnemu „Gazecie" Jarosławowi Markowi Rymkiewiczowi.
Chodzi jednak nie tylko o podziały polityczne. Często się zdarza, że książki ważne w obiegu poetyckim nie mają szans znaleźć się chociażby w nominacjach do Nike, bo wymagają trochę innej, bardziej świadomej lektury. Przydałyby się więc nagrody, które stawiałyby sobie za zadanie łączyć osobne obiegi literackie. Może taka będzie nowa ogólnopolska nagroda Gdynia, która w tym roku zostanie przyznana po raz pierwszy? Nie jest pomyślana jako konkurentka Nike, nie ma ani takiego wymiaru finansowego, ani medialnego, ma za to jury złożone z wybitnych speców od literatury. W jury Nike z kolei mały procent stanowią literaturoznawcy, za co ją słusznie krytykowano. Specyfiką tego wyróżnienia jest też wielość gatunków, które ze sobą rywalizują - jak porównać powieść, tom poetycki oraz esej i wybrać spośród nich „najlepszą książkę"? Każdy tego typu osąd jest kompromisem. „Nie ma czegoś takiego jak nagroda dla najlepszego dzieła literackiego, bo najlepsze nie istnieje" - napisał jeden z jurorów Pulitzera. Nie dowiemy się
więc, kto z siódemki jest najlepszy (może najlepszego tam wcale nie ma?).
We wszystkich nagrodach oprócz radości laureatów z profitów pieniężnych chodzi o ten sam mechanizm - o wywołanie zdrowego snobizmu na czytanie. Chodzi o witrynę księgarni lub stojak w empiku czy Trafficu, na którym wyłożone są książki z opaskami „laureat Nike". Sięgają po nie ci, którzy w innym przypadku nawet by na nie nie spojrzeli. Pewien mój znajomy Anglik, ekonomista, czyta tylko brytyjskie książki nagrodzone w danym roku, a potem się o nie kłóci. O to właśnie chodzi. A kto dostanie Nike? Z wiarygodnych przecieków wynika, że będzie to znów nie ten, kogo się najbardziej spodziewacie.