Polka i Francuz, czyli rowerowe love story
Polka i Francuz. Marta i Jean-Nicholas. Zakochują się w sobie w Sarajewie. On przeprowadza się dla niej do Polski, o której nie wie prawie nic. Ona zmienia swoje dotychczasowe życie – rzuca pracę w korporacji, by spełnić największe marzenie. W pierwszą rocznicę związku wyruszyli w rowerową podróż, która zajmie im aż pół roku. Przejadą m.in. przez Litwę, Łotwę, Estonię. Zwiedzą Skandynawię, a na dłużej, bo aż na miesiąc, zatrzymają się na Islandii. Swoją niemal 200-dniową podróż zakończą we Francji. Na każdy dzień mają po 10 euro na głowę. „Ani z nas wielcy sportowcy, ani super zamożne osoby. Chcemy się tym wszystkim bawić, po prostu pooglądać świat” – mówią. Oto Rowelovers, czyli historia miłosna z rowerami w tle.
Pomysł podróży dłuższej niż tradycyjny urlop od dawna kiełkował w głowie Marty Hopfer, choć na co dzień była specjalistką od PR-u i marketingu. W ubiegłym roku przez trzy tygodnie zwiedzała Bałkany z plecakiem. Jean-Nicholas Gilles był wtedy w trakcie w swojej podróży rowerowej. Dorabiał, opiekując się hostelem w Sarajewie, w którym zatrzymała się Marta. - Spędziliśmy razem zaledwie dwa dni, ale zostaliśmy silnie ugodzeni strzałą Amora - śmieje się Marta. Gdy wracała do Polski, pomyślała, że byłoby miło jeszcze się spotkać. Jean-Nicholas też nie mógł się na niczym innym skupić. Po trzech tygodniach przyjechał do Warszawy. Od tej spontanicznej decyzji, której nigdy nie pożałowali, minął rok.
- To było łatwe, zdecydowałem, że chcę być tam, gdzie ona. Choć moi dziadkowie ze strony mamy mieszkali przed wojną w Polsce, moja wiedza o tym kraju była bliska zeru. Na lekcjach historii mówiliśmy tylko o "wschodnim bloku", więc myślałem, że Polska była częścią ZSRR. Marta do tej pory mi to wypomina – przyznaje Jean-Nicholas.
Żeby wyruszyć ze swoim ukochanym, rzuciła pracę w korporacji. Na szczęście miała dobry nawyk i odkładała pieniądze.
- Nie mam żadnych kokosów, nie przeżyłabym dziesięciu lat w podróży. Będziemy musieli kombinować, oszczędzać. Raz, że odpadają nam płatne środki transportu. Dwa: na pewno skorzystamy z dobrodziejstw Warm Showers. To taki couchsurfing dla osób na dwóch kółkach – tłumaczy.
Warm Showers jest międzynarodową społecznością oferującą darmową gościnę dla rowerzystów. Ludzie, którzy chcą gościć turystów podróżujących na rowerach, tworzą na stronie swój profil i podają informacje kontaktowe.
Na każdy dzień mają przeznaczone po 10 euro na osobę. - Staram się nie skupiać na pieniądzach, minimalny budżet rozbudza kreatywność, pomaga znajdować alternatywne rozwiązania w kwestii jedzenia i noclegów, jak freeganizm, couchsurfing i Warmshowers. Myślę, że wydawałem nie więcej niż 20 złotych dziennie – opowiada Jean-Nicholas na bazie swoich doświadczeń.
Trzy: mają zamiar oszczędzać na jedzeniu. Ceny żywności w Skandynawii są porażająco wysokie. Hamburger z popularnej sieci fast food może kosztować nawet ok. 20 zł. Jean-Nicholas ma za sobą doświadczenia freeganizmu. Ruch ten obejmuje zarówno poszukiwanie żywności już wyrzuconej do śmieci, ale także proszenie o niepotrzebne towary, zanim zostaną one wyrzucone przez restauracje, sprzedawców z targowisk lub hipermarkety.
- Zacząłem w Paryżu. Ale w zasadzie powinienem coś najpierw wyjaśnić - jestem raczej tak zwanym dumpster diverem niż freeganinem. Freeganie szukają tylko nieotwartych produktów wegańskich, tymczasem ja biorę wszystko, co znajdę – mówi Jean-Nicholas. - Nie robię tego oczywiście na każdym rogu ulicy, zwłaszcza w wielkich miastach. W Paryżu nauczyłem się skupiać na piekarniach i sklepach spożywczych. We Włoszech łatwo było znaleźć nietknięty chleb czy nawet pizzę. Część piekarni wystawia na koniec dnia nieotwarte produkty w specjalnych zabezpieczonych pudełkach. Nauczyłem się także nie być zachłannym i zostawiać coś dla innych ludzi. W Polsce tego nie próbowałem, czasem jednak widzę coś, co można by spokojnie użyć i żartuję o tym z Martą. Jak na razie nie daje się przekonać, ale niedługo te żarty staną się częścią naszej przygody – odgraża się mężczyzna. - Jak mnie przyciśnie, to pewnie zmienię zdanie – deklaruje Marta.
Ruszyli 30 kwietnia – dokładnie w pierwszą rocznicę przyjazdu do Warszawy Jean-Nicholasa. Dotarli do Olsztyna, gdzie na jakiś czas zatrzymała ich choroba.
- On długo podróżował sam. Gdy będziemy we dwoje, stanie się to bardziej skomplikowane. Zwiedzałam świat sama, ale samolotem, pociągiem. Jestem zmarzluchem, nie mam doświadczeń ze spaniem pod namiotem przez pół roku. Wychodzi ze mnie pierdoła miastowa - tłumaczy Marta.
Czego się boją? Marta: zdarza mi się mieć dzień histerii, gdy myślę, jak sobie poradzimy. Boję się, że natychmiast zabraknie nam pieniędzy, że cały czas będzie ulewa. Trochę obawia się też spędzania 24 godzin na dobę razem. – Mamy udany związek, ale cholera wie, jak to będzie. Ja mogę być tak upierdliwa, że on będzie miał ochotę mnie zabić, a on tak spontaniczny, że oszaleję – śmieje się.
Jean-Nicholas: fakt, że będę podróżować z osobą, którą kocham, sprawia, że wszystko będzie wyjątkowe. Jedyną rzeczą, której się obawiałem i obawiam, są urazy fizyczne, ale nawet jeśli coś takiego się stanie, sądzę, że i tak znajdziemy na to rozwiązanie – przyznaje.
Już stworzyli internetowy dziennik swojej podróży pod nazwą * Rowelovers.*
- Nie chcemy ewangelizować, być wybitnymi podróżnikami, którzy opowiadają światu, jak wspaniale jest rzucić wszystko i poznać odpowiedzi na wszystkie pytania. Ani z nas wielcy sportowcy, ani super zamożne osoby - śmieje się Marta. - My chcemy się tym wszystkim bawić, po prostu pooglądać świat - dodaje.
Być może jakieś miejsce zafascynuje ich na tyle, że postanowią tam zostać albo powrócić i pomieszkać po zakończeniu wyprawy. – Nie musimy się spieszyć, donikąd nie wracamy – przyznają. - Według mnie to właśnie jest najfajniejsze w podróżowaniu na rowerze - na wszystko masz czas – tłumaczy Jean-Nicholas.
Jean-Nicholas jest grafikiem komputerowym i planuje nawet pracować „w trasie”, gdy zabraknie im pieniędzy. Wykonanie jakiegoś projektu nie będzie dla niego żadnym problemem. Podczas jednej ze swoich rowerowych wypraw na kilka miesięcy zatrzymał się w Toskanii, by pracować w przepięknej willi - czymś na kształt butikowego hotelu. - Potem ruszyłem przez Słowenię, Chorwację, Serbię, by zakończyć w Sarajewie w Bośni. Podróż przez Bałkany zajęła mi 5 miesięcy. Dość długo, ale należy pamiętać, że to była zima i od czasu do czasu zatrzymywałem się na tydzień, dwa – mówi.
Pierwszym przystankiem wspólnej „ekspedycji” będzie Litwa, potem kolej na Łotwę i Estonię. Marta i jej partner od zawsze marzyli o zwiedzeniu Skandynawii. Najpierw myśleli o tym niezależnie, a potem, gdy połączyli siły, postanowili zrealizować ten cel razem.
Dlatego jednym z przystanków jest Norwegia. – Planujemy zostawić rowery w Oslo i pojechać autostopem na skalisty i piękny Nordkapp – mówi Marta. Przylądek Północny to mekka wielu podróżników. Jednak największym marzeniem jest Islandia. Spędzą tam aż miesiąc. Teren jest bardzo trudny, ale Marta i jej chłopak mają nadzieję, że do czasu, aż przyjadą na wyspę, będą już wytrawnymi cyklistami.
Swoją niemal 200-dniową podróż po pobycie na Wyspach Brytyjskich zakończą we Francji. Zależy im na tym, by zrealizować cel przed nadejściem zimy. Później chcieliby przez rok mieszkać w Kanadzie lub we Francji, choć Jean-Nicholas zachwycił się Polską po roku mieszkania tutaj. Najbardziej zaskoczyła go Warszawa.
- Sądziłem, że będę otoczony historycznymi budynkami. Ale to było, zanim poznałem historię wojennych zniszczeń i Powstania Warszawskiego. Warszawa jest jednym z najbardziej zielonych miast, w jakich byłem, tyle wspaniałych parków i drzew na każdym kroku! W moich oczach to miasto jest perfekcyjnym połączeniem pełnej wydarzeń przeszłości i wspaniałej przyszłości. Byłem także w Trójmieście, Olsztynie, Krakowie, ale chyba najbardziej w oko wpadła mi Łódź. Ale to, co zaskoczyło mnie najbardziej, to sami Polacy. Poznałem masę ludzi o otwartych umysłach, bardzo inteligentnych, chętnych do kontaktu z obcokrajowcami i dalekich od stereotypowego myślenia - przyznał.