Polka z Cambridge zapisywała każdą aktywność. Dziś jest o niej głośno
Alicja Szałapak - świeżo upieczona absolwentka biochemii na Uniwersytecie w Cambridge - w styczniu ubiegłego roku zaczęła zapisywać każdą swoją aktywność co 15 minut. Po 12 miesiącach podzieliła się wynikami projektu na blogu. Jej wpis zainteresował internautów z całego świata.
Katarzyna Pawlicka, WP Kobieta: Skąd pomysł, by zapisywać codziennie czas trwania każdej aktywności?
Alicja Szałapak: W styczniu 2020 byłam na ostatnim roku studiów: dużo czasu poświęcałam na naukę, pisanie pracy magisterskiej, szukanie pracy, zaangażowałam się w kilka dodatkowych projektów. Żonglowanie tymi wszystkimi obowiązkami zaczęło mnie stresować, więc postanowiłam upewnić się, że nie zaniedbuję żadnego z obszarów. Powodem była też naukowa ciekawość – wcześniej zdarzało mi się zbierać dane o swoim życiu. Wówczas szukałam odpowiedzi na mniej ważne pytania, np. czy śpię krócej, kiedy jestem na uniwersytecie, czy pracuję więcej, kiedy jestem w domu itp. Na to wszystko nałożył się czas postanowień noworocznych, więc podjęłam decyzję, by spróbować.
Przystępowałaś do tego zadania z jakimiś założeniami?
Jednym z nich była walka z prokrastynacją. Chyba wszyscy mamy problem z przerywaniem pracy i patrzeniem na Facebooka. Zauważyłam, że czas poświęcany intensywnej pracy zazwyczaj mija dość wolno, natomiast ten spędzany na głupotach, przeglądaniu mediów społecznościowych dosłownie mknie. Spodziewałam się, że pracuję więcej i śpię mniej – to właściwie jedyne czynności, do których mamy jakiś punkt odniesienia, zwyczajowe 8 godzin. Nie ma przecież danych na temat tego, ile czasu dziennie powinniśmy przeznaczać na prysznic czy gotowanie. Dzięki temu doświadczeniu stałam się bardziej świadoma, na czym mija mi czas. Uważam, że to bardzo wartościowe.
Notowałaś aktywności z dokładnością do 15 minut. W jaki sposób monitorowałaś sen?
Nie uzupełniałam tabeli co 15 minut: to byłoby uciążliwe i nie wiem, czy wykonalne. Starałam się wprowadzać dane, gdy tylko zmieniałam czynność. Np. jeżeli robiłam przerwę w pracy, by odpisać na maila, od razu uzupełniałam to w tabeli. Podobnie ze snem, który raportowałam krótko po przebudzeniu. Musiałam wyrobić nawyk patrzenia na zegarek i zapamiętywania, o której zaczynałam i kończyłam daną aktywność. Na szczęście wyodrębniłam dość pojemne kategorie i byłam w stanie podołać temu zadaniu. Czasem cały wieczór spędzony ze znajomymi mogłam zapisać jako jeden blok aktywności. I całe szczęście, bo nie miałam zamiaru zerkać cały czas w telefon, zamiast cieszyć się obecnością innych ludzi.
Notowanie aktywności przeszkadzało Ci w normalnym funkcjonowaniu? Co było najbardziej uciążliwe?
Nie, wpisywanie do tabeli bardzo szybko weszło mi w nawyk. Natomiast największą przeszkodą w regularnym uzupełnianiu danych okazał się brak dostępu do komputera podczas podróży. Zmianę aktywności oraz ich godziny zapisywałam w notatkach w telefonie, by po powrocie wprowadzić wszystko do tabeli. W konsekwencji pojawiło się kilka dziur, które starałam się jak najlepiej i zgodnie z tym, co udało mi się zapamiętać, zrekonstruować. To był jedyny moment, kiedy byłam bliska porzucenia projektu.
W trakcie roku, mając już częściowe dane, starałaś się pod ich wpływem poświęcić więcej czasu "zaniedbanym" obszarom?
Tak, największym zaskoczeniem była praca. Zawsze myślałam, że pracuję dość dużo, co najmniej 8 godzin dziennie, a okazało się, że poświęcam pracy średnio 5 godzin w ciągu dnia. Reszta czasu schodzi na stereotypowe, biurowe czynności: picie herbaty, pogaduszki. A przecież pracuję głównie z domu, a do tego naukowo!
Pandemia miała wpływ na to, jak ostatecznie wyglądał twój rok?
Na pewno! Choć byłam na bardzo uprzywilejowanej pozycji: moja rodzina jest zdrowa, nie mam dzieci, którymi muszę się opiekować, nie straciłam źródła dochodu. Okazało się natomiast, że podczas pracy z domu jestem bardziej produktywna. W trakcie lockdownu zmniejszyła się liczba godzin spędzanych z innymi ludźmi, więcej czasu poświęcałam za to kulturze. Przed pandemią planowałam dużą podróż - w czerwcu skończyłam studia, chciałam odetchnąć przed rozpoczęciem nowego rozdziału w życiu. To się nie udało, ale dzięki systemowi zapisywania aktywności wiem, że dobrze wykorzystałam czas spędzony w domu.
Przeczytaj również: Byli pierwszym takim małżeństwem w Wielkiej Brytanii. Rozdzielił ich koronawirus
Co w trakcie trwania projektu zaskoczyło cię najbardziej?
Uświadomiłam sobie, że dzień ma naprawdę sporo godzin i, przy dobrej organizacji, można znaleźć czas na aktywności, których wcześniej nie mieściliśmy w grafiku. Przy czym nie chcę brzmieć jak robot, który próbuje wszystko zoptymalizować. Uważam, że czas spędzony na patrzeniu w ścianę też może być wartościowy. Zapisywałam też, jak czuję się każdego dnia. Zaczęłam analizować te dane – to będzie prawdopodobnie kolejny wpis na blogu – i doszłam do interesujących wniosków. Zauważyłam, że dni, kiedy czytam więcej książek są jednocześnie dniami, w których mam groszy humor. Mam nadzieję, że takich ciekawych korelacji znajdę więcej.
Jesteś świeżo upieczoną absolwentką Uniwersytetu w Cambridge. To uczelnia rozbudziła twoją naukową ciekawość?
Ciekawość świata towarzyszy mi właściwie od zawsze, ale na uniwersytecie spotkałam ludzi, którzy nie boją się pokazywać, jak bardzo cieszy ich nauka. Mam wielu znajomych inżynierów, którzy podczas spaceru rozmyślają na głos, jak rozkładają się siły w danym budynku. Zawsze mi to bardzo imponowało i świetnie czułam się w takim środowisku. Uczelnia dała mi przyzwolenie i odwagę, by dzielić się rzeczami, które przez niektórych mogą być uznane za dziwne.
Jakie są najważniejsze zalety studiów w takim miejscu?
Na pewno dostęp do światowej klasy naukowców, którzy prowadzą tutaj wykłady. Dość zaskakujące dla moich znajomych w Polsce jest podejście do studenta na takich uczelniach. Każdy student na Cambridge ma dwa, trzy razy w tygodniu spotkania z profesorem (w grupie: dwóch studentów i pracownik naukowy), na którym omawia się eseje lub rozmawia o bieżących problemach, myśli wspólnie, co zmienić, by jeszcze lepiej przyswajać wiedzę.
Zamierzasz kontynuować swój projekt w 2021 roku?
W grudniu skoncentrowałam się na opracowaniu zebranych danych i napisaniu pierwszego postu na blogu. Ale na razie kontynuuję monitorowanie, bo stało się moim nawykiem. Fajnie byłoby zebrać takie dane z kilku lat, by je porównać. Z perspektywy czasu zobaczyć, czy 2020 rok był taki straszny, jak nam się teraz wydaje. Bardzo ciekawe, jak nasze samopoczucie adaptuje się do różnych sytuacji. Spodziewam się, że średnia zadowolenia z 2020 roku nie będzie niższa niż w innych latach.
Przeczytaj również: Co słychać u Małgorzaty Lewińskiej? Na pewien czas zniknęła z ekranów
Masz odzew spoza Polski?
Bardzo duży! Udostępniałam post, myśląc, że dostanę trzydzieści lajków, a całość przeczyta kilku znajomych. Natomiast w statystykach strony widać, że jest bardzo dużo wejść ze Stanów Zjednoczonych, bo mój blog został udostępniony na portalu Hacker News, odwiedzanym głównie przez ludzi interesujących się technologią. Kontaktowali się ze mną też ludzie z Polski i np. z Indii.