Polki lubią się rozbierać?
Polki mają coraz mniej oporów przed okazywaniem swej nagości. Zarówno w pięknej, artystycznej oprawie, jak też tej zwyczajnej, np. plażowej, a nawet prostackiej, wulgarnej i ginekologicznej.
12.08.2008 | aktual.: 27.06.2010 22:36
Kiedy niedawno "Super Express" opublikował zdjęcia kompletnie nagiej Justyny Steczkowskiej, którą na odludnej plaży tureckiej podejrzał anonimowy fotoreporter, nie było żadnej sensacji ani skandalu. Dyskusje dotyczyły raczej tego, czy artystka miała świadomość, że jest fotografowana, czy nie. "Wczoraj nie było chyba Polaka, który by nie zachwycał się pięknem nagiego ciała Justyny Steczkowskiej (36 l.). »Super Express« pokazał zdjęcia z jej rajskich wakacji na tureckiej riwierze nad Morzem Śródziemnym", dyskontowała dumnie gazeta następnego dnia.
Specjaliści z rozbieranej branży (szeroko pojętej) mówią, że w ostatnich 10 latach jest lepiej, ale do ideału - zero pruderii, wszystko na pokaz - jeszcze wciąż daleko. Mimo wszystko Polki mają jednak coraz mniej oporów przed okazywaniem swej nagości, zarówno w pięknej, artystycznej oprawie, jak też tej zwyczajnej, np. plażowej, a nawet prostackiej, wulgarnej i ginekologicznej. Nie są to jednak zmiany rewolucyjne, tylko proces dosyć powolny, nierzadko pełen załamań i prób zahamowania.
Nagość zawodowa
Pionierkami rozbierania się dla innych były rzecz jasna te Polki, które traktują swe ciało jako narzędzie pracy czy nawet warsztat, a więc modelki, aktorki, tancerki, gwiazdy i gwiazdeczki wszelkiej maści obecne w mediach. Ale im też z początku nie było łatwo, bo obawiały się zarówno opinii środowiskowej, jak też miały czysto prywatne opory.
Proces ten dobrze obrazują kolejne wydania miesięcznika "Playboy", w jego polskiej edycji ukazującej się od 1992 r. Redaktorzy i fotograficy tego czasopisma w początkowych latach musieli nierzadko przechodzić drogę przez mękę, aby zrealizować sesję zdjęciową ze znanymi kobietami, a następnie opublikować jej starannie wyselekcjonowane rezultaty. Namawiania i negocjacje ciągnęły się w nieskończoność, a ich efektem były zdjęcia, które tylko pozornie coś pokazywały, a właściwie udawały nagość. Tylko na takie zawoalowane akty zgodziły się tak znane i popularne gwiazdy jak Katarzyna Skrzynecka czy Renata Dancewicz. Dopiero po jakimś czasie redaktorzy "Playboya" powiedzieli dość kobiecym fochom i zdecydowali się bardziej stanowczo naciskać na modelki. Ówczesny redaktor naczelny czasopisma Przemysław Berg nie chciał się już zgadzać na bezpieczne zdjęcia aktorek, tylko umownie rozebranych.
- Nie możemy przecież pokazywać nagości bez nagości, bo to byłoby oszustwo wobec naszych czytelników - mówił w wywiadzie dla "Przeglądu". Żelazną zasadą playboyowych pictoriali stało się więc odsłonięcie biustu. Co do innych szczegółów anatomicznych toczą się jednak nadal ostre boje. Pierwszą polską aktorką, która odważyła się na publikację w miesięczniku swych nagich zdjęć, była Katarzyna Figura. Ona przetarła szlak innym. W kolejnych latach zmieniała się mentalność znanych pań. Generalnie gwiazdy filmu czy piosenki dawały się namówić na gołe fotki przy zmasowanym wsparciu i protekcji np. producentów filmów lub płyt, a i tak zdarzały się falstarty, bo niekiedy piękne panie rezygnowały z publikacji, gdy zobaczyły, jak nieprzyzwoicie wyglądają ich zdjęcia. Dzisiaj podejście do samego problemu jest już na szczęście swobodniejsze. Znana aktorka mówi zwykle - rozbieram się, a wy róbcie ze mną, co chcecie. Rozmowy na temat tego, co się pokazuje i za ile, są prostsze. Wzrosła także społeczna tolerancja wobec
nagości, dzisiejsze gwiazdy zaś wiedzą, że w świecie show-biznesu bez standardowych działań promocyjnych kariera, a więc wymierne zainteresowanie odbiorców, może się załamać.
Obecny dorobek polskiego wydania "Playboya" w pokazywaniu nagich i znanych pań jest ogromny. Łatwiej wskazać te, które mimo wszystko nie zgodziły się na rozbieraną sesję, niż te, które przystały na takie zdjęcia z ochotą albo wręcz same się o to ubiegały.
Nagość powszednia
W ślad za zachowaniami celebrytów postępuje również stopniowa zmiana w nastawieniu do publicznego rozbierania się zwykłych, przeciętnych kobiet w Polsce. Coraz częściej słyszymy, że firmy realizujące reportaże wideo z uroczystości weselnych muszą uczestniczyć także w nocy poślubnej i rejestrować wdzięki panny młodej już bez welonu i... reszty.
Także zawodowi fotograficy otrzymują zlecenia na wykonanie ładnych aktów na prywatny użytek rodziny i znajomych. Zamawiającymi są nierzadko sami mężowie lub też niezależne i wyzwolone kobiety, które wieszają później swoje akty w biurze lub salonie. Pewna część pań z mniejszymi ambicjami artystycznymi zadowala się własnymi gołymi fotkami wykonanymi prostym cyfrowym kompaktem albo nawet telefonem komórkowym, które następnie umieszcza w internecie albo wysyła do tzw. różowej prasy w celu opublikowania. I nie jest to wcale stręczycielstwo, bo paniom tym nie chodzi o znalezienie sponsora, fotografują się nierzadko w niewyszukanych pozach wraz z partnerami. Najwidoczniej chcą się tylko bezinteresownie pochwalić swoim ciałem i swobodą obyczajową. Z erupcji kobiecego ekshibicjonizmu korzystają też niektóre kanały telewizyjne emitujące późną nocą zdjęcia różnych pań z sąsiedztwa, zwykłych gospodyń wyginających się nago w domowych pieleszach. Z pewnością nie jest to nic pięknego ani godnego promocji, świadczy jednak o
przemianie następującej w naszych obyczajach. I o potrzebie oglądania golizny powszedniej.
Próby upowszechnienia nagości w społeczeństwie, przynajmniej tam, gdzie wydaje się ona naturalna, np. na plażach, napotykają jednak rozmaite opory. Z jednej strony, wydaje się, że nagie ciało przestało być tabu, czymś, co od stuleci wiązało się u nas tylko z grzechem i karą. Z drugiej strony, opinia ta silniej odnosi się do dużych miast, choć w małych ośrodkach i na wsi, nawet jeśli uważa się tam jeszcze nagość za coś grzesznego, kara nie musi być straszna, a grzech nie jest już śmiertelny. Środowiska bardziej pruderyjne i tradycjonalistyczne mogą jednak nadal powstrzymywać, utrudniać zmiany obyczajowe.
Można to zaobserwować na przykładzie dość niewinnej z pozoru inicjatywy wypromowania letniego uzdrowiska nadmorskiego Ustka, która w swoim herbie ma syrenkę, tak jak Warszawa, a więc pół rybę pół kobietę z odsłoniętym biustem.
Jeszcze w 2005 r. ustecka radna Dorota Paściak zgłosiła wniosek, aby poprawić oficjalny herb miasta i powiększyć piersi syrence, dzięki czemu zwrócono uwagę, że ten element anatomiczny będzie miał kluczowe znaczenie dla miasta. Następnie pojawił się pomysł Regionalnej Organizacji Turystycznej w Ustce, który zakładał postawienie w mieście pomnika syrenki. Na otwarcie każdego sezonu letniego miała się tutaj odbywać uroczysta ceremonia zdejmowania stanika. Scenariusz tej nowej świeckiej tradycji przewidywał również, że plażowiczki i wczasowiczki, które idąc za przykładem syrenki, uczynią to samo, byłyby nagradzane drobnymi upominkami. Mimo że od ogłoszenia pomysłu minęło już pół roku, wciąż pozostaje on na papierze. Budowa pomnika syrenki nadal jest tylko projektem. Polki, owszem, zdobywają się na odwagę oswobodzenia piersi, ale na plażach zagranicznych, w kraju jednak z reguły wolą nie zadzierać z naszą zaściankową, pełną hipokryzji i parafialną opinio communis.
Jakby komentarzem do tej historii jest konkurencyjny pomysł, który pojawił się w Ustce "całkiem przypadkowo". Miejscowy aktyw przykościelny zamierza zebrać środki na budowę wielkiego pomnika Chrystusa, który podobnie jak w Rio de Janeiro górowałby nad miastem i... jego mieszkankami. Komitety budowy pomnika syrenki i pomnika Chrystusa nie rozmawiają ze sobą, a władze miasta na razie nie próbują rozstrzygnąć dylematu.
Co zatem jest z nagością Polek? (...)