Mężczyźni przestają chcieć związków. Tak tłumaczą to seksuolodzy
W ostatnich latach świat mężczyzn stanął na głowie i oni sami nie potrafią się w nim odnaleźć, sprostać niepisanym zasadom, których nikt im nawet nie umie przekazać. - Nie wiedzą, co robić w seksie, boją się być niekompetentni - mówi Aga Kozak, współautorka książki "Sztuka męskości. Jak nie być ch*jem".
Aleksandra Zaprutko-Janicka, Wirtualna Polska: Czy w Polsce męskość jest przywilejem?
Aga Kozak: Pod pewnymi względami na pewno, jednak na tle europejskich męskości mimo wszystko jest mniej uprzywilejowana. W naszej książce "Sztuka męskości. Jak nie być ch*jem", która jest zbiorem rozmów z mądrymi mężczyznami, których pytaliśmy o różne aspekty męskości, o tym przywileju doskonale opowiada psychiatra, psychoterapeuta i historyk idei prof. Andrzej Leder.
Wyjaśnia, że polska męskość historycznie nie miała takich warunków rozwoju, jak inne męskości w Europie, które się dorabiały, miały poczucie jakiejś stabilności, były wolne i silne. Nasza była cały czas szargana przez zabory, wzniecana co jakiś czas powstaniami, a potem stłamszona wojną i zniewolona czasami PRL.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Pasja jest kobietą". Wiktoria Nowak ma 23 lata, a już szkoli menadżerów. "To łamanie stereotypów"
Więc w historycznym ujęciu czy epigenetycznie polscy mężczyźni nie mieli statusu "hegemona". Problem jest taki, że - co wiemy z historii idei - im dłużej nim nie jesteś, a świat ci mówi, ze mógłbyś, a nawet powinieneś - tym bardziej chcesz nim być. Często więc mężczyźni w tych krajach czy grupach społecznych które miały "gorzej", chcą sobie "odbić", pojawia się tam męskość, która premiuje zachowania np. agresywne, czy mocno mitomańskie, irracjonalne, na pewno konserwatywne. I to kreuje straszną presję, bo wymagania mitycznej męskości są absolutnie nie do wypełnienia przez zwykłego człowieka.
Choć można też stwierdzić, że ten przywilej jednak istnieje. Wszystkie wiemy, jak zostali wychowani nasi bracia, ojcowie, partnerzy - mieli jednak często więcej do powiedzenia, a mniej obowiązków, wiemy, jak wygląda luka płacowa, prawa reprodukcyjne etc. Jednak pisząc książkę odkrywaliśmy, że mężczyźni mają bardzo dużo niewidzialnych obowiązków, praw, którym muszą hołdować, że jest bardzo dużo wymagań wobec nich.
Mężczyzna nie powinien płakać?
Według ostatnich badań CBOS 41 proc. Polaków wciąż uważa, że mężczyzna nie powinien płakać i okazywać uczuć. Dramat. To doprowadza do sytuacji, które opisywał mi ostatnio Filip Tarachowicz, prezes fundacji Panda Team zajmującej się żałobą, który mówi, że przez to np. mężczyźni nie mogą płakać po śmierci swoich dzieci. Rozdzierające.
A z drugiej strony mówi się, że świat jest ułożony pod mężczyzn...
Z jednej strony tak - opisuje to na wielu przypadkach badaczka Carolina Criado Perez w książce "Niewidzialne kobiety". Na przykład jak procedury medyczne są ułożone pod mężczyzn: u obu płci objawy zawału są różne, jednak większość osób diagnozuje się wedle książek "po męsku", co sprawia, że czasem nie rozpoznaje się zawału u pacjentek na czas. Jednak kiedy kobiety, które przez wiele lat nie miały głosu, ten głos emancypując się zyskały, zaczęły mówić o tym, jakie są ich prawdziwe potrzeby, również systemowo. Mężczyźni nie przeszli podobnego procesu, a raczej odwrotny: nie zyskali, a stracili przywileje. Jeszcze nie do końca wiedzą kim są, czego naprawdę potrzebują, na razie mogą być zagubieni lub źli na ten proces nieodwracalnych zmian.
Może dlatego, gdy zaczyna się dyskusja o męskości, uważają ją za rzecz podejrzaną. Taką, która może zachwiać statusem quo. Dlatego też bronią tego, co jest, nawet jeśli ich uwiera, bo zawsze może być gorzej, coś może im zostać odebrane, albo trzeba będzie się zmienić, a przecież zmiana zazwyczaj nie jest wygodna, trzeba się przyzwyczajać, narobić.
Czytając waszą książkę doszłam do wniosku, że często mężczyźni boją się samego strachu.
Dzisiejszy świat bardzo wpędza nas wszystkich w lęk. Chodzi jednak o to, jak na ten lęk się reaguje. W większości starają się go nie zobaczyć, bo byliby "tchórzami" - tylko idą w klasyczne reakcje obronne: zamrożenia i wycofania lub ataku, złości. Widzimy mężczyzn, którzy są wkurzeni, mamy do czynienia z sytuacją tzw. backlashu, nie myślenia: "Ok, świat się zmienia, może do tej pory nie był spoko, muszę coś z tym zrobić, odnaleźć się w tym, dogadać", lecz myślenia: "Co one złe nam zabrały? Trzeba się zemścić, odzyskać". A tymczasem myśmy nic nie zabrały - chciałyśmy tylko równości.
Mężczyźni, co wspaniale opisuje badacz masculinity studies prof. Wojciech Śmieja, chcą powrotu do tzw. retroutopii, czyli do "starych dobrych czasów", gdy "facet był facetem, a baba babą". Kobiety też trochę tego chcą, co widać na przykład na podstawie wyników wyborów prezydenckich. My też jesteśmy zmęczone, kapitalizm nas wykańcza: pracujemy na dwóch etatach - tym służbowym i tym domowym, bo mężczyźni, jak chcą przejąć władzę, to nie nad pralką i zmywarką. Nic dziwnego, że niektóre kobiety myślą sobie: "no dobra, to już lepiej będę tylko żoną, zajmującą się domem i dziećmi, a on niech zarabia i będzie jakoś łatwiej".
Co jeszcze cię martwi?
To, co mnie jednak naprawdę martwi, to ta reakcja na lęk, którą nazywamy zamrożeniem. Czyli wycofywanie się mężczyzn z życia. To może mieć formę depresji, nawet zakończonej samobójstwem, to może być wycofanie z życia społecznego na rzecz kanapy i telewizora, albo wycofywanie się z życia intymnego. Seksuolodzy mówią nam, że mężczyźni przestają chcieć wchodzić w relacje, bo im się wydaje, że wszystko jest za trudne, bo "podrywać już nawet nie można".
Nie wiedzą, co robić w seksie, boją się być niekompetentni. A kobiety wymagają teraz coraz więcej, na przykład komunikatywności. I kiedy to nie jest łatwe, mężczyźni łatwo rezygnują i albo idą w celibat, albo w porno, sekslalki. To wycofanie objawia się też tym, że mężczyźni nie mają przyjaciela. Dawniej funkcjonowały różne bractwa, grupy, panowie chodzili gdzieś z kolegami na piwo, na piłkę. Teraz najwyżej można pójść w obronę granicy.
A co ze zdrowiem? Mówiłaś o tym, że seksuolodzy widzą niepokojące sygnały. Jak skłonić mężczyzn, by o siebie zadbali?
Informować, edukować. Ale warto zerwać z wzorcem męskości, który mówi, że mężczyzna nie może przyznać się do słabości. Nasza rozmowa z andrologiem Pawłem Piotrem Świniarskim była jedną z najważniejszych w tej książce - i on, i inni lekarze mówili nam, że trafiają do nich panowie w końcowym stadium raka, którzy się chwalą, że "ostatni raz u doktora byli 40 lat temu". To są sytuacje absolutnie tragiczne, które czasem wynikają właśnie z tej postawy "twardziela", a tak naprawdę chyba z lęku, że "jak pójdę, to coś mi wykryją".
Co ty wyciągnęłaś jako kobieta z tych wszystkich rozmów? Czy w jakiś sposób zmieniły twoje postrzeganie?
Zorientowałam się, że zrobiła nam się gigantyczna przepaść pomiędzy kobietami i mężczyznami - rozwojowa, komunikacyjna, pojawiły się brak wspólnych wartości i zapiekłość. Mam ojca, braci, byłam w związkach, jednak zorientowałam się, że nie mam kontaktu z męskością. To doświadczenie wielu kobiet nie tylko w dużych miastach, ale też np. seniorek w mniejszych ośrodkach miejskich i wiejskich. My coś robimy, wychodzimy i nagle nie ma tam mężczyzn, nie robią z nami rzeczy, nie działają wspólnie, nie bawią się, jakby się obrazili, że zabieramy im te przestrzenie, jakby nie było już "razem", za którym my tęsknimy…
Rozmowy zebrane w tej książce dały mi o wiele więcej empatii i miękkości w podejściu do mężczyzn, pozwoliły dostrzec też, jak im trudno. Bo kobiety czasem bywają też okrutne w egzekwowaniu męskości od mężczyzn. Nie myślimy "człowiek", tylko "facet". A tak po ludzku - poprawiły mi się bardzo relacje z moim tatą. Powiedziałabym, że patrzę na mężczyzn z większą czułością, która jednak nie łączy się z brakiem wymagań, bo stawianie granic jest dla nas - kobiet, które nauczone jesteśmy być "miłe", być dla kogoś, służyć - bardzo ważne.
Aleksandra Zaprutko-Janicka, Wirtualna Polska