Katarzyna Kobro
Dekada lat 30. to najszczęśliwszy okres w życiu Strzemińskich. Ich sztuka, chociaż nie do końca zrozumiana, daleka od tradycyjnej i często krytykowana, była obecna na wielu wystawach w Polsce i za granicą. Po obejrzeniu prac awangardowej rzeźbiarki Maria Dąbrowska określiła je w swoim dzienniku jako „metalowe figle Kobro”. Wielu krytyków było wobec Kobro bezlitosnych, mówili, że jej prace w ogóle nie są rzeźbami. Ona odpowiadała hardo - „Moja rzeźba nie jest tym, czego by chcieli w swych salonach zbankrutowani i spatynowani fabrykanci”.
Spełniona artystka miała tylko jedno marzenie – chciała zostać matką. Przez wiele lat nie mogła zdecydować się na dziecko, głównie z powodu swojego męża, który - jak wspominała później - chciał stłamsić jej instynkt macierzyński. Strzemiński uważał, że jego partnerka powinna poświęcić się sztuce i jemu samemu. Mimo dużej samodzielności, jak na swoje kalectwo, potrzebował asysty żony na każdym kroku. Kroiła mu chleb, smarowała masłem, wbijała gwoździe i rozwieszała obrazy, ostrzyła ołówki, myła pędzle. Katarzyna postawiła na swoim i w 1936 roku urodziła córeczkę – Nikę. Chorowite dziecko wymagało opieki, więc Kobro, troskliwa matka, zrezygnowała na jakiś czas ze sztuki. A później wybuchła wojna, która na zawsze zmieniła życie wielu polskich rodzin, w tym Strzemińskich.
We wrześniu 1939 roku Władysław z Katarzyną i malutką Niką uciekli na wschód – do Wilejki Powiatowej pod Wilnem. Z łódzkiego mieszkania zabrali niewiele rzeczy, wierzyli, że wojna wkrótce się skończy. Oczywiście, stało się inaczej. Po agresji ZSRR Wileńszczyzna znalazła się pod okupacją sowiecką. Strzemińscy musieli z czegoś żyć. Władysław znalazł pracę w szkole. Gdy nadeszła zima, żona woziła go do pracy na sankach. Nauczycielska pensja niestety była skromna.
Kobro też starała się zarabiać. „Chodziłam do bogatych, sparaliżowanych staruszek masować im nogi za talerz makaronu dla dziecka” - tak opisała pierwszą wojenną zimę w swoich notatkach. Pobyt w Wilejce był dla rodziny trudny, nie tylko z powodu biedy. Groziło im zesłanie na Syberię, gdyby lokalne władze sowieckie dowiedziały się o ich nielegalnej ucieczce z Rosji w latach 20.
Świadomi zagrożenia Strzemińscy zaczęli starać się o pozwolenie na powrót do okupowanej przez hitlerowców Łodzi. Udało im się to w maju 1940 roku.
Po powrocie okazało się, że dawne mieszkanie przejęli Niemcy, małżeństwo musiało więc zamieszkać u znajomych. Kobro udało się odzyskać trzymane w piwnicy obrazy męża. Własne rzeźby odnalazła zaś na wysypisku śmieci – dla nazistów nie miały żadnej wartości. Hitlerowcy gardzili sztuką awangardową, nazywając ją „wypocinami chorego mózgu”.