Polskie wiedźmy, szeptuchy, uzdrowicielki i wizjonerki, czyli "Kobiety Mocy"
Wiedźmy, szeptuchy, uzdrowicielki i wizjonerki - fotografka Katarzyna Majak spotkała się z 29 kobietami mieszkającymi w Polsce. Rozmawiała z nimi, sfotografowała je i stworzyła projekt „Kobiety Mocy”.
21.07.2015 | aktual.: 08.06.2018 14:52
Wiedźmy, szeptuchy, uzdrowicielki i wizjonerki - fotografka Katarzyna Majak spotkała się z 29 kobietami mieszkającymi w Polsce. Rozmawiała z nimi, sfotografowała je i stworzyła projekt „Kobiety Mocy”. Zanim ukaże się książka - zapis, opowiada o tym, jak spaliła kopię swojej sukni ślubnej z niedoszłej ceremonii, co zainspirowało ją do stworzenia „Kobiet Mocy” i o tym, dlaczego wiedźmy nie muszą kojarzyć się negatywnie.
WP: : Co zainspirowało panią do projektu „Kobiety Mocy”?
- W czasie pracy nad innym, artystycznym projektem trafiłam do Tanny – przyszłej bohaterki "Kobiet Mocy", używającej w swej praktyce technik szamańskich. Tanna jest członkinią Starszyzny i bardzo mocną wiedźmą. Pomogła mi w przeprowadzeniu rytuału, dzięki niej poznałam także inne kobiety inspirujące się naukami Indian Ameryki Północnej. Początkowo sądziłam, że skupię się wyłącznie na nich, lecz po niedługim czasie przyszła do mnie refleksja, że Kobiet Mocy na pewno jest więcej.
Ciekawiło mnie, jakie ścieżki duchowe reprezentują i skąd czerpią wiedzę, inspiracje. Moja praca nad "Kobietami Mocy” szła dwutorowo – z jednej strony prosiłam kobiety, by wskazywały mi kolejne, z drugiej czyniłam poszukiwania na własną rękę. Dużo czytałam, szukałam ścieżek duchowych istniejących w Polsce, a następnie docierałam do osób nimi podążających. Wśród nich szukałam kobiet, które mogłyby stać się bohaterkami mojego projektu. Zaczęłam też dużo czytać na temat wiedźmy jako takiej, etymologii, historii, jak doszło do tego, że słowo oznaczające „tę, która wie, mądrą kobietę”, jest dziś często używane z wydźwiękiem pejoratywnym.
WP: : Na czym polegał rytuał, w którym pomogła Tanna?
- Pracowałam wtedy nad projektem pod tytułem „desire” i „dechirer”, dotyczącym sukni ślubnej, która została po mojej niedoszłej ceremonii. Suknia ślubna to przedmiot, który jest mocno nacechowany znaczeniowo i obarczony symbolicznie. Bywa, że nadaje się mu dużą moc. W trakcie przygotowań do mojej wystawy w Galerii Manhattan w Łodzi poznałam Przemka Owczarka, antropologa kultury, który pisał tekst do katalogu. Przemek zwrócił moją uwagę na przypowieść opisaną w książce „Biegnąca z wilkami” („Biegnąca z wilkami. Archetyp Dzikiej Kobiety w mitach i legendach”, Clarissa Pinkola Estes – przyp. red.). Pojawia się w niej kobieta „zaczarowana” przez trzewiczki, które nosi. Gdy je zakłada, one zaczynają nią tańczyć - taniec trwa, nie można go przerwać. Widać wyraźnie, jak blisko stąd do mego projektu - suknia ślubna również może stać się przedmiotem, który przejmuje nad nami władzę - w sensie symbolicznym i kulturowym.
W plemionach pierwotnych panuje wierzenie, że gdy wchodzimy w przestrzeń rytuału, a oczywiście zaślubiny są rytuałem przejścia, wkraczamy w inną przestrzeń - niejako poza czasem. Raz rozpoczęty rytuał trzeba doprowadzić do końca, w innym wypadku tkwi się w zawieszeniu pomiędzy światami, i to dokładnie robiłam na tym etapie. Jak wierzyły niektóre plemiona, jednym ze sposobów zdjęcia władzy przedmiotu nad człowiekiem jest jego multiplikacja. Wówczas siła przedmiotu się rozrzedza, osłabia. Znalazłam krawcową w Radomiu, która uszyła kopie sukienki. Po kolei poddawałam je działaniom destrukcyjnym. Zakończyłam też po pewnym czasie swój rytuał przejścia.
WP: : Paliła pani te suknie, a może topiła?
- Ponieważ miałam kilkanaście kopii, niszczyłam je na różne sposoby. Jedną z nich spaliłam w ogniu – to właśnie Tanna pomogła mi dokonać rytuału przy ognisku, które było zbudowane zgodnie z naukami Indian. Odbyło się to w obecności świadków.
WP: : Zniszczenie ich w jakiś sposób pani pomogło?
- Tak. Oczywiście to jest proces, który trwa w czasie, poszczególne działania są symboliczne. Na ten moment istotne jest jednak to, że właśnie ten etap projektu doprowadził mnie do Tanny, która zainicjowała moje działania w stronę „Kobiet Mocy”.
WP: : Celowo nie użyła pani słowa „wiedźma” w tytule?
- Tak. Choć oczywiście o tym archetypowym aspekcie obecnym w każdej kobiecie jest tu mowa. Mniej więcej w czasie, gdy pracowałam nad projektem, do Polski przyjechały Babcie - członkinie Starszyzny plemion Indian północnoamerykańskich. Odbyło się Zgromadzenie Kręgów, można było uczestniczyć w rytuałach przez nie prowadzonych. Wśród nich była Babcia Caren. Rozmawiałam z nią długo na temat mojego pomysłu, dostałam też od niej dużo wsparcia. Już wtedy zastanawiałam się nad tytułem. Babcia Caren zwróciła uwagę na to, jak pejoratywny wydźwięk ma w Polsce słowo „wiedźma”.
Po rozmowie z nią doszłam do wniosku, że zamiast tłumaczyć ludziom, że słowo to pochodzi od „tej, która wie”, lepiej będzie wprowadzić nowe, kojarzące się pozytywnie określenie. Zauważyłam, że coraz więcej osób posługuje się określeniem „Kobieta Mocy”, co bardzo mnie cieszy. Z radością obserwuję, jak przez te kilka lat od momentu powstania projektu coraz więcej polskich kobiet budzi się, daje sobie prawo do własnych poszukiwań duchowych, pracuje nad sobą, nad swoim rozwojem, wzmacnia się.
WP: : Na pani zdjęciach każda z bohaterek ma jakiś przedmiot – piórko, muszlę, itd.
- To są symboliczne przedmioty mocy. Gdy wykonywałam portrety, prosiłam bohaterki, żeby, jeśli chcą, miały na sobie strój ceremonialny i trzymały w dłoniach istotny dla siebie przedmiot. Oczywiście nie wszystkie mają na zdjęciach tak niecodzienne stroje. Poznałam znaczenie niektórych z przedmiotów - jedne rozmówczynie chciały o nich mówić, a inne nie.
WP: : A co symbolizuje pióro w ręku jednej z bohaterek - Marii (na głównym zdjęciu)? Trzyma je, stojąc pod Pałacem Kultury i Nauki.
- To kadr z wideo. Maria, która jest uzdrowicielką i wizjonerką, oczyszcza miasto za pomocą białej szałwii. W Polsce szałwia była stosowana do okadzania, oczyszczania domostw przez Słowian. Biała szałwia to święta roślina Indian, ma piękny zapach, jest stosowana między innymi do oczyszczania miejsc i ludzi, także w ceremoniach. Pióro, które trzyma Maria, nakierowuje dym.
WP: : Na czym polega siła innej z pani bohaterek – duchowej położnej?
- To bardzo ciekawy i szeroki temat. Nazwa doula pochodzi z greki i oznacza kobietę, która służy. W Polsce odpowiednikiem byłby ktoś w rodzaju Baby, Babki. Współczesna doula przyszła do nas ze Stanów Zjednoczonych, gdzie, podobnie jak w Wielkiej Brytanii, Niemczech czy Francji duchowe położnictwo jest zawodem. Doule to osoby, które towarzyszą kobiecie nawet od momentu podjęcia decyzji o ciąży, w trakcie ciąży, aż po poród i połóg. Duchowa położna to ktoś, kto nawiązuje emocjonalną więź z kobietą, jest jej towarzyszką. Wspiera ją w jej decyzjach, służy radą. Może być obecna podczas porodu. We współczesnym społeczeństwie, które zinstytucjonalizowało rodzenie, bardzo tego brakuje. Trafia się do szpitala, trudniej nawiązać emocjonalną więź z lekarzem czy położną. Kobiety od wieków towarzyszyły innym w tym ważnym czasie, odbierały porody - w szpitalach rodzi się przecież dopiero od lat 40. ubiegłego wieku.
W latach 70. ubiegłego wieku grupa naukowców ze Stanów Zjednoczonych przeprowadziła eksperyment w Gwatemali. Wynajęto grupę kobiet - ankieterek, które były obecne przy porodach. Okazało się, że osoby, które rodziły w towarzystwie kobiet, miały dużo lepsze doświadczenia porodowe, o spokojniejszym przebiegu. Zapytano ankieterki, co takiego zrobiły. Wiele z nich odpowiedziało, że po prostu tam były, czasem dodały otuchy słowami. To, że kobiety czują się bezpieczniej w obecności innych kobiet w tym ważnym momencie, jest zapewne zapisane w naszej podświadomości. Dodam, że w Polsce od 1 stycznia 2015 roku doula jest oficjalnie uznanym zawodem.
WP: : Jest też współczesna Druidka, wiccanka, Asatryjka.
- Ścieżek duchowych jest bardzo wiele. Niektóre z nich to ścieżki, którymi w Polsce kroczą pierwsze pokolenia. Jakiś czas temu odezwała się do mnie dziennikarka „New York Timesa” i zadała mi pytanie, co takiego dzieje się obecnie w Polsce, że duchowość kobieca staje się dużo bardziej widoczna.
Po wprowadzeniu chrześcijaństwa linia pogańska została dość mocno przerwana, choć wiele z jej elementów włączono do nowej religii. A przecież przed naszym chrztem panowała tu bogata duchowość. Patrząc bliżej na naszą historię - przez lata Polska była pod zaborami, potem przyszły wojny, komunizm. Swoboda podróżowania była ograniczona. Wtedy jeszcze nie było internetu. Byliśmy skupieni na enklawach wolności i głodzie przynależności. Taką enklawą przez lata był Kościół katolicki, który dziś okazuje się być jednym z najbardziej konserwatywnych na świecie.
Po przełomie 1989 roku otworzyliśmy się na świat. Można było podróżować, szukać nauczycielek i nauczycieli w kulturach, gdzie przekaz duchowy nie został tak brutalnie przerwany, gdzie istnieje ciągłość przekazu. Nauczyciele zaczęli także przyjeżdżać do nas. Internet otworzył możliwości kontaktu z innymi osobami poszukującymi w dziedzinie duchowości - zarówno w Polsce, jak i na świecie. Wzrosło także pragnienie prawa do indywidualnych poszukiwań. W takich warunkach duchowość kobieca, dość mocno dotąd stłamszona, zaczęła bujniej rozkwitać.
WP: : Ile lat ma pani najmłodsza bohaterka, a ile najstarsza?
- Najmłodsza ma około trzydziestki, najstarsza powyżej osiemdziesiątki.
WP: : Czy przy okazji pracy badawczej i fotograficznej, zetknęła się pani z „mężczyznami mocy”?
- Oczywiście, że tak. Często nawet nie wiemy, co dzieje się tuż obok nas. W tym projekcie zależało mi jednak na tym, by skupić się na kobietach, których bogatą duchowość chciałam uchwycić w niezmiernie ciekawym momencie jej ewolucji.
WP: : Czy w ramach 29 spotkań z kobietami mocy poddawała się pani jakimś praktykom ludowych uzdrowicielek, wizjonerek niczym Przemysław Kossakowski w telewizyjnym programie „Szósty zmysł”?
- To, co na początku miało być projektem artystycznym, ukazaniem tego, co dzieje się w Polsce, która wciąż postrzegana jest przecież jako kraj katolicki, w dziedzinie duchowości, stało się dla mnie czymś więcej, co określiłabym mianem projektu społecznego. Przyjęłam postawę badawczo-uczestniczącą. Żeby wniknąć w ten świat, poczuć go - trzeba stać się jego częścią. Bez partycypacji byłoby to suche i jałowe, akademickie. Zresztą wiele z tych ścieżek duchowych opartych jest na doświadczeniu, współuczestniczeniu.
Istotą projektu jest dla mnie z jednej strony przywrócenie wartości Wiedźmy, z drugiej ukazanie innym kobietom, jak wiele jest możliwości poszukiwań duchowych łączących kobiety z ich esencją. Mamy 29 odsłon mocnych kobiet, z których wiele reprezentuje pradawną kobiecą moc i mądrość. Projekt spotkał się z ogromnym oddźwiękiem, szczególnie wśród kobiet. Wpisuje się w zmianę paradygmatu, która na świecie ma miejsce od wielu lat, w Polsce na szczęście w bardzo szybkim tempie nadrabiamy zaległości w tej sferze.
WP: : Czy w którymś momencie pojawił się strach?
- Przed czym?
WP: : Przed nowym, przed zagłębieniem się w siebie.
- Ciekawe pytanie - to właśnie ten lęk został wdrukowany w nasze społeczeństwo, gdzie wciąż żywy jest strach przed kobiecą mocą. W momencie, gdy kobieta poczuje taką potrzebę, jest gotowa odpowiedzieć na takie wezwanie, wkracza na ścieżkę mocy. Pracując nad projektem, bardzo szybko zdałam sobie sprawę, jak wiele stereotypów na temat kobiecości często bezwiednie, często bez głębszego namysłu wciąż podzielamy. Choćby ten z pani pytania - że kobieca moc to jest coś, czego należy się bać. Stąd już blisko do tego, że należy ją tłamsić.
Oczywiście w ten sposób łatwiej ją kontrolować, mimo że wówczas powstaje dysharmonia. Kobieca Moc to bycie w sobie, kontakt samej ze sobą, ze swoim ciałem, z własną intuicją, z ziemią, zaufanie do swej wewnętrznej przewodniczki - Wiedźmy właśnie, rozumienie, jak funkcjonujemy jako kobiety, szacunek do naturalnych cykli, choćby miesięcznych, cykli księżyca, z którymi zestrojone jest nasze ciało. To siła dawania życia. Strach pielęgnowało w nas przez wieki patriarchalne społeczeństwo.
Moje bohaterki z niczym czy nikim nie walczą. Nie odczuwają takiej potrzeby. One po prostu są, dzielą się swoją mądrością, doświadczeniem, wiedzą, kim są i są z tego dumne. Wspierają inne kobiety i nie tylko na drodze ku sobie, ku swej sile i zaufaniu do siebie.
WP: : Gdzie szukała pani inspiracji, wykonując portrety?
- Fotografie to tylko część projektu. Zależało mi na tym, żeby bohaterki były na zdjęciach najważniejsze - stąd neutralne tło, żeby widz skupiał się na spotkaniu z nimi, żeby nie rozpraszały go dodatkowe elementy. Jednak dużo istotniejsze są dla mnie rozmowy z kobietami, które teraz przeprowadzam po raz kolejny na potrzeby książki „Kobiety Mocy”. Publikacja będzie więc zawierać portrety, rozmowy, wstęp Olgi Tokarczuk, posłowie Jerzego Prokopiuka i kilka niespodzianek. Wydanie jest planowane na przełomie 2015 i 2016 roku.
WP: : Jak te spotkania odmieniły panią?
- To, że się zmieniłam, nie ulega wątpliwości. Dużo czytałam, uświadomiłam sobie konteksty czy narzucone stereotypy, w których funkcjonowałam od dziecka. Dojrzałam. Gdy wejdzie się na tę ścieżkę, można już tylko iść dalej w swych poszukiwaniach. Ilekroć próbowałam zostawić ten projekt, coś mnie do niego na nowo przywoływało. To pewnie Babcia Wiedźma dopomina się o pokazanie jej światu na nowo (śmiech - przyp. red.). Moja ścieżka to praca dla kobiet, które są gotowe się wzmacniać.
Oddźwięk, jaki wzbudza ten projekt, jest ogromny. To z jednej strony zainteresowanie ze strony mediów - z USA, Chin, Portugalii, Brazylii, Rosji, Chorwacji. Z drugiej, co ważniejsze dla mnie, reagują same kobiety, Widzę, jak tęsknią za pradawną mądrością, za połączeniem z cyklami, z naturą. Za zdrowym ożywczym kontaktem z innym kobietami.
Rozmawiała: Katarzyna Gruszczyńska/(kg)/(mtr), WP Kobieta