To będą polsko-ukraińskie święta. Uchodźcy spędzą je w polskich domach
Od kilku tygodni pod tysiącami polskich dachów rozbrzmiewa ukraiński akcent. Zdaje się, że nadchodząca Wielkanoc jeszcze mocniej zacieśni więzi ze wschodnimi sąsiadami. Moje rozmówczynie nie mówią o przyjaźni, ale wprost nazywają swoich gości rodziną. - Odnalazłam swoją zaginioną siostrę - mówi Małgorzata Paszkowska w rozmowie z WP Kobieta.
13.04.2022 | aktual.: 13.04.2022 21:14
Wielkanoc to święta, które mają dawać nadzieję na lepsze jutro. Ostatnie doniesienia z Ukrainy nie napawają optymizmem. Mimo to Polki, które przyjęły gości z Ukrainy, uważają, że wokół wciąż dzieją się cuda. Najbliższe święta będą dla nich czasem wymiany religijnej, kulturalnej i… kulinarnej. W rozmowie z WP Kobieta polskie gospodynie opowiadają o przygotowaniach do niezwykłej Wielkanocy, emocjach z tym związanych i więziach, które stworzyły. - Mała Katja do mojej mamy zwraca się "babciu" - zwierza się Weronika Wiśniewska, która przyjęła pod swój dach trzy pokolenia Ukrainek.
"Pani Tanja codziennie chodzi wokół słoika z zakwasem"
Pani Joanna nie wahała się ani chwili. Gdy wybuchła wojna, natychmiast zadeklarowała chęć przyjęcia uchodźców. Początkowo zaprosiła do siebie mamę z dwójką dzieci i babcię, potem liczba przyjętych osób zaczęła rosnąć.
- W tej chwili u mnie w domu jest pięć osób z Ukrainy. Mieszkanie udostępnili także moi rodzice - przebywa tam teraz babcia z dwoma wnukami. Dwóm paniom z trójką dzieci wynajęłam mieszkanie, które opłacamy dzięki finansowemu wsparciu znajomych. W sumie 13 osób - tłumaczy pani Joanna.
Kobieta mówi, że ze swoimi gośćmi żyją jak rodzina. Wspólnie gotują, spędzają wolny czas, wspierają się. Decyzja o organizacji polsko-ukraińskich świąt była więc naturalna. - Przy stole będzie kilkanaście osób - potwierdza pani Joanna.
W domu pani Joanny królują ostatnio przysmaki ukraińskie. Kuchnię przejęła bowiem pani Tanja. - Mój mąż jest z pochodzenia Litwinem, wschodnia kuchnia nie jest nam obca. Pani Tanja rozpieszcza nas wyśmienitymi pielmieni, na których przygotowanie na co dzień nie mamy czasu - śmieje się Polka.
Na wielkanocnym stole także nie zabraknie ukraińskich akcentów. Pojawi się między innymi kulicz paschalny, czyli charakterystyczna dla tradycji prawosławnej drożdżowa baba z grubą czapą lukru. Poza tym będzie można skosztować rozmaitych pierożków oraz pasztetu.
Ukraińscy goście pani Joanny nigdy nie jedli żurku. - Pani Tanja chodzi wokół naszego zakwasu codziennie. Przygląda mu się i zastanawia, co z tego będzie. Nie może się doczekać, aż skosztuje tej słynnej, kwaśnej zupy - opowiada Polka.
Z pewnością zbliżającą się Wielkanoc najmocniej przeżywa 6-letnia Wiktoria. To ona zadecyduje, jak będzie ostatecznie wyglądał koszyczek wielkanocny. Prawdopodobnie święconka będzie polsko-ukraińska. Wschodnia tradycja nakazuje, by w koszyczku, oprócz pisanek i pokarmów, znalazła się także świeczka. Dziewczynka jest także zachwycona tradycją szukania jajek i zająca, który przynosi prezenty.
Pani Joanna nie ukrywa, że ta Wielkanoc będzie inna od poprzednich, które spędzała w okrojonym gronie. Spodziewa się wielu wzruszeń, choć jak przyznaje, tych nie brakuje także na co dzień.
Zapytałam panią Tanję, jak podoba jej się w Polsce. - Bardzo, bardzo mi się podoba. Nie spodziewałam się, że spotka mnie tyle dobroci - przyznaje po ukraińsku. Potem już nic nie mówi, bo zaczyna płakać.
Czytaj też: Przyjęły do siebie Ukrainki, stworzyły niezwykłe relacje. "To był czas wielkiej serdeczności"
"Moja nowa ukraińska rodzina"
Weronika Wiśniewska z Radzionkowa przyjęła do siebie trzy pokolenia: babcię Ludę, 36-letnią mamę Oksanę i 10-letnią córkę Katję z Kijowa.
- Szybko zaczęliśmy żyć jak w rodzinie. Wspólnie gotujemy, robimy pranie, spędzamy wolny czas. Panie na każdym kroku powtarzają, jak bardzo są nam wdzięczne
- Tłumaczymy im, że dla nas to jest naturalne, że to potrzeba serca - mówi pani Weronika.
Relacje polsko-ukraińskie zacieśniają się z każdym dniem. Mała Katja do mamy swojej gospodyni zwraca się po prostu per "babciu". Jakiś czas temu zapadła decyzja, że rodzina będzie celebrowała Wielkanoc dwa razy. Najpierw zgodnie z tradycją katolicką, później prawosławną.
- To, że zostałyśmy wychowane w różnych obrządkach, nie jest problemem. Katja uczy się religii w polskiej szkole, co niedzielę chodzimy do kościoła, ale za tydzień zawiozę panie do cerkwi, by mogły być bliżej swojej kultury i duchowości - mówi pani Weronika.
Uchodźczynie wydają się zafascynowane polskimi zwyczajami. Nie spodziewały się, że u nas świętuje się cały Wielki Tydzień. Z niecierpliwością czekają na Wielką Sobotę, święcenie pokarmów i wielkanocne śniadanie. Na stole oprócz polskich przysmaków, pojawi się także tradycyjna ukraińska sałatka - szuba, czyli śledzie pod pierzynką. Zamiast polskiego żurku będzie barszcz ukraiński - to ukłon w stronę wschodniej tradycji.
Pani Weronika uważa, że gościnie z Ukrainy wniosły w jej życie bardzo dużo ciepła i miłości. - Traktuję te panie jak swoją rodzinę - podsumowuje Polka.
"Szczypałam się w rękę, by powstrzymać łzy"
Małgorzata Paszkowska pomaganie ma we krwi. Jest zawodową rodziną zastępczą i wychowuje samodzielnie sześcioro przysposobionych dzieci. Pierwszą ukraińską rodzinę, panią Natalię z trójką dzieci, przyjęła pięć tygodni temu. Wczoraj w nocy pojawiła się u niej jeszcze uciekinierka z Charkowa z miesięcznym synkiem. Teraz w domu jest w sumie dziesięcioro dzieci. - Im nas więcej, tym weselej - śmieje się pani Małgorzata.
Decyzja o przyjęciu Ukrainek Polka skonsultowała ze swoimi podopiecznymi. Dzieci wcześniej chętnie włączały się w różne akcje pomocowe, więc ze zrozumieniem przyjęły pomysł. Starsze dziewczynki postanowiły odstąpić uchodźczyniom swój pokój.
Pani Małgorzata bardzo szybko odnalazła z panią Natalią wspólny język… kulinarny. Uznały, że potrawy z ukraińskim akcentem pozwolą dzieciom łatwiej przeżyć szok związany z nieplanowaną przeprowadzką. Zakasały rękawy i wkroczyły do kuchni, a przy okazji się zaprzyjaźniły.
- Mówimy o sobie, że jesteśmy zaginionymi siostrami - wzrusza się pani Małgorzata.
Początkowo nieufne wobec siebie dzieci, teraz świetnie się pogadują. Nie przeszkadza im nawet bariera językowa, w końcu, żeby grać w proste planszówki, nie trzeba znać języków obcych.
Nadchodząca Wielkanoc musi być wyjątkowa. Nowo przybyła uciekinierka z Charkowa ma za sobą prawdziwy koszmar wojny i wymaga kobiecej troski. Dziewczyna wspominała, że gdy rodziła synka, w szpitalu trzęsły się szyby od pobliskich bombardowań. Potem wraz z malcem ukryła się w schronie. - Jak udało jej się to przetrwać? - zastanawia się na głos pani Małgorzata.
- Gdy ją zobaczyłam wczoraj na dworcu z tym maleńkim zawiniątkiem, musiałam się szczypać w rękę, żeby się nie rozpłakać. Dzisiaj przyznała się, że nie ma żadnych ubrań. W walizkach, które przywiozła, były tylko rzeczy dla dziecka. Bała się, że tych podstawowych niemowlęcych rzeczy może zabraknąć podczas ucieczki, o sobie nie pomyślała w ogóle - wzdycha pani Małgorzata.
Polsko-ukraiński tandem postanowił zatem działać i zapewnić uciekinierce jak najlepsze warunki do opieki nad dzieckiem. Nadchodzące święta mają być dla wszystkich czasem oddechu i nadziei. Będą obchodzone dwa razy, zgodnie z katolicką, a tydzień później prawosławną tradycją.
Świąteczne stoły będą uginały się od polskich i ukraińskich smakołyków. Jajka, pieczone mięsa, pascha, a także kolorowe mazurki - do wyboru do koloru. Pani Małgorzata wymienia potrawy bez końca - gotowanie to jej pasja i przyjemność.
Najważniejsze dla gospodyni jest sprawienie, by jej goście choć za chwilę zapomnieli o wojnie. Za pomocą wielkanocnych tradycji chce na chwilę przegnać lęk o przyszłość i wyczarować uśmiech. Czy to nie jest prawdziwa supermoc, którą Polki dziedziczą w genach po swoich matkach i babkach? - E tam, przecież każdy by tak postąpił - upiera się pani Małgorzata.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl