Blisko ludziTo będą polsko-ukraińskie święta. Uchodźcy spędzą je w polskich domach

To będą polsko-ukraińskie święta. Uchodźcy spędzą je w polskich domach

Weronika Wiśniewska ze swoja prawdziwą i ukraińską rodziną
Weronika Wiśniewska ze swoja prawdziwą i ukraińską rodziną
Źródło zdjęć: © archiwum prywatne
Marta Kutkowska

13.04.2022 17:09, aktual.: 13.04.2022 21:14

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Od kilku tygodni pod tysiącami polskich dachów rozbrzmiewa ukraiński akcent. Zdaje się, że nadchodząca Wielkanoc jeszcze mocniej zacieśni więzi ze wschodnimi sąsiadami. Moje rozmówczynie nie mówią o przyjaźni, ale wprost nazywają swoich gości rodziną. - Odnalazłam swoją zaginioną siostrę - mówi Małgorzata Paszkowska w rozmowie z WP Kobieta.

Wielkanoc to święta, które mają dawać nadzieję na lepsze jutro. Ostatnie doniesienia z Ukrainy nie napawają optymizmem. Mimo to Polki, które przyjęły gości z Ukrainy, uważają, że wokół wciąż dzieją się cuda. Najbliższe święta będą dla nich czasem wymiany religijnej, kulturalnej i… kulinarnej. W rozmowie z WP Kobieta polskie gospodynie opowiadają o przygotowaniach do niezwykłej Wielkanocy, emocjach z tym związanych i więziach, które stworzyły. - Mała Katja do mojej mamy zwraca się "babciu" - zwierza się Weronika Wiśniewska, która przyjęła pod swój dach trzy pokolenia Ukrainek.

"Pani Tanja codziennie chodzi wokół słoika z zakwasem"

Pani Joanna nie wahała się ani chwili. Gdy wybuchła wojna, natychmiast zadeklarowała chęć przyjęcia uchodźców. Początkowo zaprosiła do siebie mamę z dwójką dzieci i babcię, potem liczba przyjętych osób zaczęła rosnąć. 

- W tej chwili u mnie w domu jest pięć osób z Ukrainy. Mieszkanie udostępnili także moi rodzice - przebywa tam teraz babcia z dwoma wnukami. Dwóm paniom z trójką dzieci wynajęłam mieszkanie, które opłacamy dzięki finansowemu wsparciu znajomych. W sumie 13 osób - tłumaczy pani Joanna.

Kobieta mówi, że ze swoimi gośćmi żyją jak rodzina. Wspólnie gotują, spędzają wolny czas, wspierają się. Decyzja o organizacji polsko-ukraińskich świąt była więc naturalna. - Przy stole będzie kilkanaście osób - potwierdza pani Joanna.

W domu pani Joanny królują ostatnio przysmaki ukraińskie. Kuchnię przejęła bowiem pani Tanja. - Mój mąż jest z pochodzenia Litwinem, wschodnia kuchnia nie jest nam obca. Pani Tanja rozpieszcza nas wyśmienitymi pielmieni, na których przygotowanie na co dzień nie mamy czasu - śmieje się Polka.

Na wielkanocnym stole także nie zabraknie ukraińskich akcentów. Pojawi się między innymi kulicz paschalny, czyli charakterystyczna dla tradycji prawosławnej drożdżowa baba z grubą czapą lukru. Poza tym będzie można skosztować rozmaitych pierożków oraz pasztetu.

Ukraińscy goście pani Joanny nigdy nie jedli żurku. - Pani Tanja chodzi wokół naszego zakwasu codziennie. Przygląda mu się i zastanawia, co z tego będzie. Nie może się doczekać, aż skosztuje tej słynnej, kwaśnej zupy - opowiada Polka.

Z pewnością zbliżającą się Wielkanoc najmocniej przeżywa 6-letnia Wiktoria. To ona zadecyduje, jak będzie ostatecznie wyglądał koszyczek wielkanocny. Prawdopodobnie święconka będzie polsko-ukraińska. Wschodnia tradycja nakazuje, by w koszyczku, oprócz pisanek i pokarmów, znalazła się także świeczka. Dziewczynka jest także zachwycona tradycją szukania jajek i zająca, który przynosi prezenty.

Pani Joanna nie ukrywa, że ta Wielkanoc będzie inna od poprzednich, które spędzała w okrojonym gronie. Spodziewa się wielu wzruszeń, choć jak przyznaje, tych nie brakuje także na co dzień.

Zapytałam panią Tanję, jak podoba jej się w Polsce. - Bardzo, bardzo mi się podoba. Nie spodziewałam się, że spotka mnie tyle dobroci - przyznaje po ukraińsku. Potem już nic nie mówi, bo zaczyna płakać.

"Moja nowa ukraińska rodzina"

Weronika Wiśniewska z Radzionkowa przyjęła do siebie trzy pokolenia: babcię Ludę, 36-letnią mamę Oksanę i 10-letnią córkę Katję z Kijowa. 

- Szybko zaczęliśmy żyć jak w rodzinie. Wspólnie gotujemy, robimy pranie, spędzamy wolny czas. Panie na każdym kroku powtarzają, jak bardzo są nam wdzięczne

 - Tłumaczymy im, że dla nas to jest naturalne, że to potrzeba serca - mówi pani Weronika.

Relacje polsko-ukraińskie zacieśniają się z każdym dniem. Mała Katja do mamy swojej gospodyni zwraca się po prostu per "babciu". Jakiś czas temu zapadła decyzja, że rodzina będzie celebrowała Wielkanoc dwa razy. Najpierw zgodnie z tradycją katolicką, później prawosławną. 

- To, że zostałyśmy wychowane w różnych obrządkach, nie jest problemem. Katja uczy się religii w polskiej szkole, co niedzielę chodzimy do kościoła, ale za tydzień zawiozę panie do cerkwi, by mogły być bliżej swojej kultury i duchowości - mówi pani Weronika.

Uchodźczynie wydają się zafascynowane polskimi zwyczajami. Nie spodziewały się, że u nas świętuje się cały Wielki Tydzień. Z niecierpliwością czekają na Wielką Sobotę, święcenie pokarmów i wielkanocne śniadanie. Na stole oprócz polskich przysmaków, pojawi się także tradycyjna ukraińska sałatka - szuba, czyli śledzie pod pierzynką. Zamiast polskiego żurku będzie barszcz ukraiński - to ukłon w stronę wschodniej tradycji.

Pani Weronika uważa, że gościnie z Ukrainy wniosły w jej życie bardzo dużo ciepła i miłości. - Traktuję te panie jak swoją rodzinę - podsumowuje Polka.

"Szczypałam się w rękę, by powstrzymać łzy"

Małgorzata Paszkowska pomaganie ma we krwi. Jest zawodową rodziną zastępczą i wychowuje samodzielnie sześcioro przysposobionych dzieci. Pierwszą ukraińską rodzinę, panią Natalię z trójką dzieci, przyjęła pięć tygodni temu. Wczoraj w nocy pojawiła się u niej jeszcze uciekinierka z Charkowa z miesięcznym synkiem. Teraz w domu jest w sumie dziesięcioro dzieci. - Im nas więcej, tym weselej - śmieje się pani Małgorzata.

Dzieci przebywające pod opieką pani Małgorzaty nie mogą się doczekać nadchodzących świąt
Dzieci przebywające pod opieką pani Małgorzaty nie mogą się doczekać nadchodzących świąt © Archiwum prywatne

Decyzja o przyjęciu Ukrainek Polka skonsultowała ze swoimi podopiecznymi. Dzieci wcześniej chętnie włączały się w różne akcje pomocowe, więc ze zrozumieniem przyjęły pomysł. Starsze dziewczynki postanowiły odstąpić uchodźczyniom swój pokój.

Pani Małgorzata bardzo szybko odnalazła z panią Natalią wspólny język… kulinarny. Uznały, że potrawy z ukraińskim akcentem pozwolą dzieciom łatwiej przeżyć szok związany z nieplanowaną przeprowadzką. Zakasały rękawy i wkroczyły do kuchni, a przy okazji się zaprzyjaźniły. 

- Mówimy o sobie, że jesteśmy zaginionymi siostrami - wzrusza się pani Małgorzata. 

Początkowo nieufne wobec siebie dzieci, teraz świetnie się pogadują. Nie przeszkadza im nawet bariera językowa, w końcu, żeby grać w proste planszówki, nie trzeba znać języków obcych. 

Dzieci ukraińskie szybko zostały zaproszone do wspólnej zabawy
Dzieci ukraińskie szybko zostały zaproszone do wspólnej zabawy © archiwum prywatne

Nadchodząca Wielkanoc musi być wyjątkowa. Nowo przybyła uciekinierka z Charkowa ma za sobą prawdziwy koszmar wojny i wymaga kobiecej troski. Dziewczyna wspominała, że gdy rodziła synka, w szpitalu trzęsły się szyby od pobliskich bombardowań. Potem wraz z malcem ukryła się w schronie. - Jak udało jej się to przetrwać? - zastanawia się na głos pani Małgorzata. 

- Gdy ją zobaczyłam wczoraj na dworcu z tym maleńkim zawiniątkiem, musiałam się szczypać w rękę, żeby się nie rozpłakać. Dzisiaj przyznała się, że nie ma żadnych ubrań. W walizkach, które przywiozła, były tylko rzeczy dla dziecka. Bała się, że tych podstawowych niemowlęcych rzeczy może zabraknąć podczas ucieczki, o sobie nie pomyślała w ogóle - wzdycha pani Małgorzata.

Polsko-ukraiński tandem postanowił zatem działać i zapewnić uciekinierce jak najlepsze warunki do opieki nad dzieckiem. Nadchodzące święta mają być dla wszystkich czasem oddechu i nadziei. Będą obchodzone dwa razy, zgodnie z katolicką, a tydzień później prawosławną tradycją.

Świąteczne stoły będą uginały się od polskich i ukraińskich smakołyków. Jajka, pieczone mięsa, pascha, a także kolorowe mazurki - do wyboru do koloru. Pani Małgorzata wymienia potrawy bez końca - gotowanie to jej pasja i przyjemność. 

W przygotowanie świąt biorą udział wszyscy podopieczni pani Małgorzaty
W przygotowanie świąt biorą udział wszyscy podopieczni pani Małgorzaty © archiwum prywatne

Najważniejsze dla gospodyni jest sprawienie, by jej goście choć za chwilę zapomnieli o wojnie. Za pomocą wielkanocnych tradycji chce na chwilę przegnać lęk o przyszłość i wyczarować uśmiech. Czy to nie jest prawdziwa supermoc, którą Polki dziedziczą w genach po swoich matkach i babkach? - E tam, przecież każdy by tak postąpił - upiera się pani Małgorzata.

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Zobacz także