Porzucają korporacje i miasto, by pracować w górach za 1700 zł miesięcznie
Chyba każdy kiedyś marzył o tym, żeby rzucić wszystko w cholerę, zamieszkać w górach i pracować w schronisku turystycznym w sercu Gór Stołowych. Jak to wygląda od kuchni? Praca non stop, gotowanie, sprzątanie, mieszkanie w pokoju wieloosobowym i brak zasięgu. A w wolnym czasie „możliwość relaksu przy rąbaniu drewna, paleniu w piecu lub innych pracach gospodarczych - w sam raz dla osób chcących odpoczynku od miasta”. Każdy może odpowiedzieć na to ogłoszenie i spróbować swoich sił. Wynagrodzenie wynosi 2 tys. zł brutto za 170 godzin przepracowanych w miesiącu (klasyczny etat).
24.02.2017 | aktual.: 24.02.2017 19:44
„Poszukujemy Superbohaterów do pracy z Paster Dream Teamem w sezonie 2017. Praca od początku kwietnia do połowy listopada. Z możliwością zostania z nami na dłużej. Obecnie poszukujemy łącznie trzech pracowników, którzy będą z nami dzielić trudy i znoje życia na końcu świata. Oferujemy: zakwaterowanie w pokojach nieluksusowych, wieloosobowych, koedukacyjnych, wyżywienie, dla najlepszych wieczna cześć i chwała, kawa i herbata bez limitów, raz na czas bezpłatny nocleg dla najbliższych oraz rabat na część usług, w wolnym czasie możliwość relaksu przy rąbaniu drewna, paleniu w piecu lub innych pracach gospodarczych” – ogłoszenie tej treści pojawiło się w sieci. Zamieściła je 32-letnia Beata Dutkiewicz, która sama zaczynała jako pracownik fizyczny w schronisku „Pasterka”.
W 2010 roku mieszkała w Łodzi i prowadziła własną firmę, współpracowała z dużą korporacją, jednak ciągnęło ją w góry. Postanowiła „przemeblować” swoje życie. Została wolontariuszką w schronisku turystycznym „Pasterka”. Miała tam spędzić miesiąc. Została rok, wróciła z dzieckiem i drugą połową – Ryszardem, kucharzem w schronisku. - 5-letnia Lea to nasze „pasterkowe dziecko” – śmieje się Beata.
Z wolontariuszki i pracowniczki stała się prowadzącą to miejsce i członkiem zarządu. Swoją dawną firmę zamknęła. Teraz szuka pasjonatów, którzy chcieliby mieszkać i pracować w górach. - Ogłoszenie nadal jest aktualne. Dziennie spływają 2-3 CV, ale to nie jest typowa rekrutacja – te osoby nie przyjadą do nas setki kilometrów na klasyczną rozmowę kwalifikacyjną. Trzeba tu po prostu pobyć, wpaść na weekend czy trzy dni i popracować, oczywiście zapłacimy za te dni. Dopiero wtedy można stwierdzić, czy miejsce będzie dla nas idealne – mówi w rozmowie z WP.PL Beata Dutkiewicz, która prowadzi Schronisko „Pasterka” i Dom Wypoczynkowy „Szczelinka” w Sudetach Środkowych, w Górach Stołowych.
Dodajmy, że nie jest to jedyne takie ogłoszenie. Schroniska turystyczne co roku szukają sezonowych pracowników "od wszystkiego". Z reguły wymagania nie są wygórowane, głównym kryterium jest chęć do ciężkiej pracy. "Nie wymagamy znajomości języków obcych i dziesięciu lat doświadczeń, a jedynie chęci do pracy i nauki, dobrej kondycji fizycznej i psychicznej, dystansu do siebie i współpracowników oraz pozytywnego nastawienia do świata i ludzi. Do obowiązków należeć będzie praca w bufecie i kuchni, sprzątnie, drobne naprawy i remonty, czyli wszystko to, co robimy w domu, tylko na większą skalę. Oferujemy pracę w miłej, domowej atmosferze, umowę o pracę oraz zakwaterowanie wraz z wyżywieniem" - to treść anonsu ze wsi Soblówka. Z kolei schronisko "Na Szczelińcu" w Górach Stołowych poszukuje aż ośmiu pracowników (od kwietnia do końca października).
Na takie oferty odpowiadają m.in. studenci, którzy chcą pracować od maja do października, ale także osoby 40+, które mają dość kieratu w korporacji. – Niektórzy wyobrażają sobie, że będą chodzić po górach, że będzie to sielanka, ale raczej nie znajdą czasu, żeby nacieszyć się górami w sezonie – tłumaczy Beata Dutkiewicz.
W jej ekipie jest na przykład warszawiak, który przez kilka miesięcy w roku prowadzi food trucka, a później pomaga w „Pasterce”. Na rękę za miesiąc pracy można zarobić ok. 1700 zł. – Nocleg i wyżywienie mamy zapewnione, wydawać pieniędzy nie ma gdzie, ponieważ do najbliższego sklepu mamy 15 kilometrów. Nie ma u nas zasięgu telefonii komórkowej, więc nie zbankrutujemy również na rachunkach telefonicznych. W ten sposób można odłożyć całą pensję – zachwala Beata Dutkiewicz.
„Ja pracowałam w 2011 roku. Rzeź. Nie polecam. Dawali 7 zł za godzinę i robiłam wszystko, łącznie z rozpalaniem w piecu. Ciągle byłam sama, a roboty masa” – skomentowała na stronie schroniska Kasia. Na zarzuty internautów, że pensja nie jest wygórowana, a praca ciężka, Beata Dutkiewicz odpowiada, że w branży gastronomicznej są to standardowe stawki.
– Byłam kiedyś po drugiej stronie i jestem zdziwiona takimi komentarzami. Jak na branżę jest tu i tak lajtowo. „Pasterkowy gen” albo się ma, albo nie. Jeśli trzeba, potrafimy pracować nawet po 14 godzin – dodaje.
Wielu pracowników wraca co roku na kilka miesięcy, a mała Lea nie jest jedynym „pasterkowym” dzieckiem. To miejsce okazało się szczęśliwe również dla kilku innych par, które tam się poznały.
Chętni nadal mogą się zgłaszać do pracy. – To oferta dla ludzi, którzy nie lubią się nudzić – zaznacza Beata Dutkiewicz. Nie bez przyczyny w rubryce „wymagania” wpisano: „wiedza na temat tego, czym jest bilokacja, a najlepiej sama umiejętność bilokacji”.