Powodzie w Pakistanie. Wielomiliardowe straty. "Ludzie są zdruzgotani"
- Rozmiary powodzi są ogromne, ewakuacja wciąż trwa, sytuacja nadal jest bardzo trudna. Ludzie są zdruzgotani - mówi w rozmowie z WP Kobieta Murtaza Lashari pochodzący z dotkniętej powodzią prowincji Sindh. Choć chwilowo pogoda w Pakistanie się ustabilizowała, ludzie wciąż nerwowo spoglądają w niebo i śledzą prognozy.
02.09.2022 | aktual.: 12.07.2024 22:34
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Pakistan od kilku tygodni mierzy się z niszczycielskimi powodziami. W ich wyniku zginęło już ponad 1100 osób, wiele zostało rannych, a kataklizm dotknął już około 33 miliony mieszkańców, czyli ponad 15 procent 220-milionowego narodu. Wielu straciło dach nad głową, zniszczone zostały także mosty i drogi.
Sytuacja wciąż jest dynamiczna, dlatego statystyki mogą nie oddawać pełnej skali, o czym wspominał po wizycie na zalanych terenach premier Pakistanu Shehbaz Sharif. Dodał, że to największe opady deszczu w tych rejonach od 30 lat. Minister ds. zmian klimatu Sherry Rehman oceniła, że zalana jest jedna trzecia kraju, a od początku miesiąca w samej prowincji Sindh suma opadów była dziewięć razy wyższa od średniej dla tego regionu. - Wszystko to wielki ocean. Nie ma suchej ziemi, by móc wypompować wodę - podkreśliła.
"Ludzie są zdruzgotani"
Murtaza Lashari pochodzi z północy dotkniętej powodzią prowincji Sindh. Mieszka w Karaczi, jest też wolontariuszem współorganizującym zbiórki żywności i najpotrzebniejszych produktów dla dotkniętych kataklizmem.
W rozmowie z WP Kobieta przyznał, że gdy w jego rodzinnej miejscowości zaczęło brakować wody, a fala powodziowa podeszła pod jego dom, ściągnął rodzinę do siebie. Na miejscu, aby pilnować dobytku, został jego brat. Podobnie jak setki innych osób.
- Rozmiary powodzi są ogromne, ewakuacja wciąż trwa, sytuacja nadal jest bardzo trudna. Ludzie są zdruzgotani. Wielu nie chce opuszczać okolicy i zostawiać swoich rzeczy. Jak moja rodzina - część jest tu, ze mną, a brat został opiekować się domem - mówi. - Sporo ludzi uciekło na pobliskie wyżyny, nocują w obozach. Rząd i organizacje pozarządowe starają się zapewnić schronienie, dostarczają do tych rejonów żywność, wodę i inne niezbędne rzeczy - relacjonuje.
Trudna sytuacja na zalanych terenach
Zalane i zniszczone drogi utrudniają akcję, a dotarcie do wielu miejsc jest możliwe jedynie za pomocą łodzi lub helikopterów. Jak przyznał Lashari, dojazd z jego domu rodzinnego do Karaczi zwykle zajmował około 6 godzin. Tym razem jego rodzina jechała ponad 14.
- Dotarli zmęczeni i przygnębieni. Opowiadali o poruszających scenach w mieście i wystraszonych ludziach stojących na poboczu drogi, którą jechali. Są przerażeni, co będzie po powodzi. Koszty materiałów budowlanych są wysokie, dlatego odbudowa domu dla rodziny zajmie im wiele lat - wspominał.
W jego rodzinnej miejscowości nie ma prądu, gazu i występują problemy z siecią komórkową, przez co Lashari ma utrudniony kontakt z bratem. - Na szczęście jest bezpieczny. Wciąż jednak, mimo lepszej pogody, poziom wody w rzekach jest wysoki. Dlatego w wielu miejscach woda wciąż stoi, utrzymując się w okolicach od 1 do nawet 4 metrów - dodał.
Tymczasowe obozy
Większość ludzi z zalanych terytoriów przeniosła się lub została ewakuowana przez rząd lub wojsko w bezpieczne miejsca, m.in. do specjalnie utworzonych w tym celu obozów. Wciąż dużym wyzwaniem pozostaje jednak ich wyposażenie. Mimo starań rządu i organizacji pozarządowych w obozach brakuje wody pitnej, jedzenia, prądu, a także moskitier, lekarstw czy toalet.
- Po akcji ratunkowej rozpoczęła się akcja pomocowa, jednak są ludzie, którzy jeszcze tej pomocy od rządu nie otrzymali. Problemem jest też niestety to, że wielu darczyńców i organizacji skupia się na miastach i miasteczkach, a nie na obszarach wiejskich, gdzie sporo ludzi wciąż pozostaje bez odpowiedniego wsparcia. W wielu miejscach nadal można spotkać osoby siedzące pod gołym niebem, bez namiotu - mówi w rozmowie z WP Kobieta Hafeez Tunio, reporter "The Express Tribune", pakistańskiej gazety, której partnerem wydawniczym jest "The New York Times".
Tunio zwraca też uwagę na to, że wielkim wyzwaniem jest obecnie także uporanie się z chorobami zakaźnymi, na które cierpi wiele osób, zwłaszcza dzieci i kobiety. Coraz więcej ludzi skarży się na biegunki i problemy ze skórą. Walka jest trudna, brakuje leków, wiele punktów pomocy medycznej uległo zniszczeniu, a w części z nich nadal stoi woda.
Oddolne inicjatywy pomocowe
Joanna Kusy, autorka książki "Zwyczajne pakistańskie życie" od wielu lat mieszka w Pakistanie. Obecnie w Islamabadzie, stolicy kraju położonej w północno-wschodniej części. Polka w rozmowie z WP Kobieta przyznała, że sama nie odczuwa skutków kataklizmu, ale w całym kraju pojawiają się komunikaty i prośby o pomoc.
- W Pakistanie mocno zakorzeniona jest tradycja dobroczynności, co widać szczególnie teraz. W samym Islamabadzie działa wiele punktów pomocowych, zbiórek. W porozumieniu z różnymi fundacjami prowadzą je również szkoły. Jest także sporo inicjatyw prywatnych w mediach społecznościowych. W pomoc włączają się także diaspora pakistańska, organizacje międzynarodowe, fundacje i osoby prywatne - mówi.
- Skala potrzeb jest olbrzymia. Osoby poszkodowane często straciły cały dobytek, nie mają żadnych oszczędności, a powodzie jeszcze się nie skończyły. Ludzie w moim otoczeniu pomagają, jak mogą - dodaje.
Wśród najbardziej potrzebnych produktów znajduje się żywność - mąka, ryż, cukier, olej, przyprawy, soczewica, herbatniki, mleko w proszku, a także odzież, obuwie, namioty, moskitiery, materiały higieniczne dla kobiet, w tym podpaski, a także lekarstwa i sprzęt medyczny. Joanna Kusy zaznacza, że na liście, którą dostała z rodziną ze szkoły, jest sto najpilniej potrzebnych lekarstw.
Gigantyczne straty
Powodzie wywołały także poważny kryzys humanitarny. Zniszczona została większość upraw sezonowych - bawełny, chili, ryżu i prawie wszystkich warzyw. Wiele domów nadaje się do wyburzenia, ginęli ludzie i zwierzęta. Straty szacowane są na miliardy dolarów.
- Uporanie się ze skutkami powodzi będzie dla Pakistanu ogromnym wyzwaniem – ocenia w rozmowie z WP Kobieta dr Kamila Junik z Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu Uniwersytetu Jagiellońskiego.
- Doraźna pomoc dociera do wielu miejsc każdą możliwą drogą, jednak to wciąż za mało. Rząd już teraz mówi o konieczności uruchomienia kolejnej transzy wsparcia dla Pakistanu, także o dotacji na rzecz naprawy zniszczeń – nawet do 14 miliardów dolarów rocznie do 2050 roku. Zdaniem ekspertów, byłaby to częściowa rekompensata za historyczną emisję gazów cieplarnianych z Europy i Ameryki Północnej - komentuje.
Zdaniem ekspertki, skutki tej katastrofy będę zdecydowanie bardziej odczuwalne przez biedniejszą część społeczeństwa.- To ludzie, którzy często mieszkają w domach zbudowanych z nietrwałych materiałów, utrzymujący się z bieżących zarobków. Utrata dachu nad głową, możliwości pracy, a także zniszczenia tegorocznych plonów i infrastruktury to zagrożenie dla zdrowia i życia dużej części pakistańskiego społeczeństwa - mówi.
- Ale nie tylko najubożsi odczują skutki powodzi. Z pewnością dotknie to całego społeczeństwa, ponieważ już teraz statystyki nt. strat są zatrważające, a przecież w wielu miejscach woda jeszcze nie opadła. Pamiętajmy także, że funkcjonujemy w rzeczywistości postpandemicznej, w której także Pakistan boryka się z wysoką inflacją, deprecjacją waluty i deficytem w budżecie - dodaje Junik.
Możliwe przyczyny katastrofy
Zarówno pakistański rząd, jak i wielu ekspertów uważają, że dotykające od kilku lat ten region świata problemy wynikają z globalnych zmian klimatycznych.
- W krajach rozwiniętych emisja gazów cieplarnianych jest często dużo wyższa. Cenę za to płacą kraje regionów mniej rozwiniętych. Ponadto poziom wody na świecie wzrasta na skutek topnienia lodowców, z których wiele znajduje się na terenie Pakistanu. Dlatego jeśli myślimy, że to, co dzieje się w Pakistanie nas nie dotyczy, jesteśmy w błędzie. Zwiększona ilość wody w pakistańskich rzekach ma wpływ na poziom wody, np. w Wenecji, która w niedługim czasie utraci znaczny procent swej powierzchni – stwierdza dr Junik.
Ekspertka zwraca także uwagę na wieloletnie zaniedbania w zakresie ekologii, których nie da się naprawić w krótkim czasie. Mówi o tym także Hafeez Tunio.
- Gdyby istniał odpowiedni mechanizm regulujący kwestie utrzymania systemów melioracyjnych miast, miasteczek i wsi, nie widzielibyśmy takiej sytuacji. Rząd co roku przeznacza pieniądze w budżecie na walkę ze skutkami klęsk żywiołowych, jednak większość z nich nie jest wykorzystywana. Są fundusze na konserwację kanalizacji deszczowej, recykling czy utylizację wody deszczowej, jednak m.in. przez korupcję to wszystko na próżno - komentuje dziennikarz.
Z kolei Joanna Kusy zwraca uwagę, że poza kwestiami zmian klimatycznych czy nieprzygotowania państwa do sytuacji kryzysowych istnieją dodatkowe problemy. - W przypadku np. doliny Swat, która jest popularnym regionem turystycznym to także chciwość właścicieli hoteli, którzy budowali je nad brzegami rzek - dodaje Polka.
Nerwowo patrzą w niebo
Od kliku dni w Pakistanie w regionach najbardziej dotkniętych powodziami pogoda się ustabilizowała, jednak sytuacja nadal jest bardzo trudna. Ludzie nerwowo spoglądają w niebo i na bieżąco śledzą komunikaty pogodowe.
- Wciąż są wstrząśnięci wydarzeniami z ostatnich tygodni i choć obecnie deszcze ustały, pojawiają się prognozy, że ostatni okres monsunu może zacząć się w przyszłym tygodniu. Woda wciąż nie opadła, więc jeśli deszcz się powtórzy, sytuacja dramatycznie się pogorszy - podsumowuje Hafeez Tunio.
Joanna Bercal, dziennikarka Wirtualnej Polski