Poznali się na Światowych Dniach Młodzieży. Kto by się spodziewał takiego obrotu spraw
Wydarzenia, takie jak Światowe Dni Młodzieży, zbliżają do siebie ludzi. Ich różniło wiele: kontynent, na którym mieszkali, język, przyzwyczajenia. Piotr i Patrycja to jedna z tych międzynarodowych par, które pokonały wszystkie bariery, by ze sobą być.
29.07.2016 | aktual.: 05.08.2016 11:48
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Zaczęło się bardzo niewinnie, choć w gorącym Rio de Janeiro. To było dokładnie trzy lata temu. Ona była miejscową tłumaczką, on pielgrzymem z Polski.
Z Rio do Krakowa
Patrycja Paiva z wykształcenia jest psychologiem. W lipcu 2013 roku dowiedziała się, że do jej parafii mają przyjechać pielgrzymi z Polski. Proboszcz szukał osób, które mówiły po angielsku i które mogłyby pomóc przy organizacji ich przyjazdu. Zgodziła się od razu.
Piotr Perycz mieszkał wtedy na co dzień w Krakowie i pracował jako inżynier telekomunikacji w dużej korporacji. Któregoś dnia postanowił, że jedzie do Brazylii na Światowe Dni Młodzieży. Trafił do parafii Patrycji.
Na miejscu nie od razu przypadli sobie do gustu. Spotykali się praktycznie tylko podczas śniadań, dopiero pod koniec pielgrzymki udało im się bliżej poznać.
- Fajnie się ze sobą rozmawiało, wymieniliśmy kontakty. Wróciłem do domu, potem zaczęliśmy wysyłać sobie esemesy i jakoś z czasem było ich coraz więcej. Po trzech miesiącach wróciłem i okazało się, że coś zaiskrzyło. Trochę taki opóźniony zapłon – opowiada Piotr. - Co mnie w niej urzekło? Myślę, że taka radość. Jakaś iskierka, która była dostrzegalna z zewnątrz, która nie dawała się stłumić i schować w środku, tylko wychodziła na zewnątrz. Myślę, że ona w moim przypadku powiedziałaby to samo. Mamy symetryczne uczucia z tego poznania – dodaje.
W trzy miesiące Piotr nauczył się podstaw portugalskiego, by mogli rozmawiać ze sobą przez Skype’a. Potem zaprosił Patrycję na Święta do kraju. Częściej się spotykali, planowali wspólne wakacje. Musiało być zbyt idealnie, bo wspólne plany przerwała choroba Patrycji.
- W listopadzie organizowaliśmy sobie wakacje na północnym końcu Brazylii. Kiedy wszystko mieliśmy już gotowe, okazało się, że któregoś dnia serce Patrycji zatrzymało się. Wylądowała w szpitalu. Kilka dni była w śpiączce. Całe szczęście stało się to blisko OIOM-u, więc pewnie tylko dlatego żyje – opowiada Piotr.
Lekarze zaplanowali operację, a on zaplanował dla swojej dziewczyny coś zupełnie innego. Na kilka dni przed zabiegiem postanowił się jej oświadczyć. Kiedy Patrycja wyszła ze szpitala, mogli zacząć nowe życie razem.
- Po trzech miesiącach udało się ją importować tutaj, do Polski. Od razu rozpoczęła pracę w komitecie organizacyjnym Światowych Dni Młodzieży. Teraz pracuje w biurze prasowym, w sekcji tłumaczeń – mówi.
Ślub na Światowych Dniach Młodzieży wydawał się naturalnym następstwem rzeczy. Były plany, by udzielił go sam papież Franciszek, ale los pokrzyżował im plany. Na papieża nie czekali i wzięli ślub cywilny 27 listopada ubiegłego roku.
Patrycja dla Piotra zostawiła Rio i zamieszkała w Krakowie. - Nigdy w życiu się tego nie spodziewałam. Jedno i drugie było dla mnie totalnym zaskoczeniem – opowiada z uśmiechem na ustach.
Biuro matrymonialne?
Złośliwi mówią, że Światowe Dni Młodzieży to wielkie biuro matrymonialne. I trochę racji w tym mają. Patrycja i Piotr znają przynajmniej kilka par, które poznały się podczas takiego wydarzenia. Większość to pary polsko-brazylijskie – efekt ŚDM w Rio. Ale takich przykładów można podać przynajmniej kilkadziesiąt.
W sieci krąży już historia o parze z Dubaju, która, choć poznała się na poprzednich Światowych Dniach Młodzieży, dopiero teraz postanowiła się zaręczyć. Jonathan Eric Defante oświadczył się swojej dziewczynie Apple pod Bazyliką Mariacką w Krakowie.
Z kolei w Kędzierzynie-Koźlu pielgrzymi mogli być świadkami tradycyjnego, libańskiego ślubu.
- Myślę, że to jest spotkanie ludzi, którzy mają podobne spojrzenie na świat, mają podobną hierarchię wartości. Ze zdumieniem odkrywają, że osoba, która mieszka na drugim końcu świata, nawet 10 tys. km stąd, patrzy w tym samym kierunku. To jest główny impuls. To miejsce przyciąga ludzi, którzy poszukują tego samego. Poszukują piękna, prawdy – przyznaje Piotr.
Oni sami nie wiedzą jeszcze, jak będzie wyglądała ich przyszłość. - Na pewno będzie to coś fantastycznego – mówią zgodnie. W Krakowie wolontariusze wciąż pytają go o rady, bo i oni chcą znaleźć sobie tutaj partnerów.
- Ten, kto szuka, nie znajdzie tej miłości. Ona sama znajduje i łapie. Zawsze, gdy mnie o to pytają, mówię im: „nie szukajcie”. To zbyt małe prawdopodobieństwo, by coś zaplanować. Jeżeli mają się spotkać dwie pokrewne dusze, które będą patrzyły w tym samym kierunku, to się znajdą. A szukanie, to jak kupowanie losów totolotka. Można się naszukać przez pół życia i nie znaleźć. Trzeba się otworzyć i dać Duchowi działać – opowiada.