Blisko ludziPracownicy sklepów mają dość. "To nie my odpowiadamy za podwyżki cen"

Pracownicy sklepów mają dość. "To nie my odpowiadamy za podwyżki cen"

W polskich sklepach dzieje się źle. I nie chodzi wyłącznie o galopujące ceny. Niepewne czasy i coraz gorsza sytuacja finansowa wielu gospodarstw domowych przyniosły przykry efekt. Klientom podczas zakupów wyjątkowo często puszczają nerwy. Rykoszetem obrywają sprzedawcy i kasjerzy, którzy zgodnie mówią: "Mamy dość". Do tego dochodzą coraz częstsze kradzieże i oszustwa przy nabijaniu produktów na kasach samoobsługowych.

"W dzisiejszych czasach trzeba mieć grubą skórę, żeby obsługiwać klientów"
"W dzisiejszych czasach trzeba mieć grubą skórę, żeby obsługiwać klientów"
Źródło zdjęć: © Agencja Forum | Tomasz Adamowicz / Forum
Iwona Wcisło

08.07.2022 06:58

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

- Awanturujący się klienci byli w sklepach od zawsze, ale mam wrażenie, że teraz jest ich o wiele więcej. Ludzie przychodzą do sklepu z bojowym nastawieniem i tylko szukają pretekstu, by na kimś się wyżyć. Najczęściej trafia na nas, pracowników. Jakbyśmy to my decydowali o cenach produktów. Są takie dni, że mam dość swojej pracy - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Grażyna, która od pięciu lat pracuje jako kasjer-sprzedawca w Kauflandzie. Takich jak ona jest coraz więcej.

Awantury o kilka groszy

"Jestem przerażona. Są takie dni, że niemal wszyscy klienci są roszczeniowi i wredni. Mam wtedy ochotę rzucić papierami", "Ostatnio nie miałam jak wydać klientce, bo brakło mi drobnych. Wywiązała się z tego taka awantura, że się popłakałam", "Klienci chyba myślą, że to nasza wina, że jest tak drogo", "Pracuję w handlu od 10 lat, ale takiego chamstwa nie widziałem" - piszą mi w wiadomościach prywatnych pracownicy sklepów. Większość podkreśla, że tak źle jeszcze nie było.

- Ludzie coraz gorzej nas traktują. Potrafią zrobić awanturę o kilka groszy różnicy w cenie. Niedawno miałam bardzo nieprzyjemną sytuację. Nabijałam na kasie masło, którego cena okazała się o 20 gr wyższa niż na cenówce. No i się zaczęło - opowiada Magda, pracownica Lewiatana.

- Ile ja się nasłuchałam. Dowiedziałam się, że jestem tak tępa, że nie potrafię poprawnie nabić ceny. Ludzie chyba myślą, że my je ręcznie nabijamy na kasę, jak za dawnych lat. Na nic tłumaczenie, że taka cena jest w systemie i widocznie była stara cenówka. W kółko słyszałam, że jestem głupia i źle nabiłam - dodaje rozgoryczona.

Najpierw pandemia, a potem wojna i inflacja

Co według pracowników sklepów jest przyczyną takiego zachowania klientów? Okazuje się, że nie tylko inflacja i coraz wyższe koszty życia. Problemy zaczęły się już dużo wcześniej, a konkretnie w 2020 r.

- Drożyzna nie jest jedynym powodem. Koszmar zaczął się dwa lata temu, kiedy przyszedł COVID-19. Ludziom zaczęło odbijać, gdy pojawiły się obostrzenia, a teraz z każdym dniem jest coraz gorzej - mówi Grażyna.

Podobnego zdania jest Magda: - Mam wrażenie, że klienci stali się bardziej roszczeniowi, jak zaczęła się pandemia. A teraz tylko dokładają się kolejne cegiełki. Najpierw pandemia, potem wojna i galopująca inflacja. W sumie to się nie dziwię, że ludziom odbija. Strach pomyśleć, co będzie, gdy wrócą ceny z VAT-em.

Przyłapani na gorącym uczynku

- Po pandemii pojawiło się sporo klientów roszczeniowych, którym wydaje się, że są najważniejsi. Robią się nerwowi, gdy w kolejce przed nimi stoją więcej niż dwie osoby. Nie ma też opcji, żeby przepuścili kobietę w ciąży lub z małym dzieckiem - mówi Joanna, która pracuje w drogerii Rossmann.

- Ale najbardziej daje nam się we znaki fala kradzieży, głównie na kasach samoobsługowych. Najczęściej klienci nabijają tylko tańsze towary, a te droższe po prostu pakują do torby. Albo biorą kilka sztuk tego samego produktu, ale kasują tylko jedną - dodaje.

Klienci nie spodziewają się, że ich poczynania śledzi na monitoringu ochrona, która interweniuje, gdy widzi próbę kradzieży. Najczęściej zaprasza w takiej sytuacji do standardowej kasy, gdzie kasjerka nabija wszystkie produkty. Czy okazują wtedy skruchę?

- W żadnym wypadku – odpowiada Joanna. Po czym przytacza historię młodego małżeństwa z dzieckiem. Para najpierw nabiła na kasie samoobsługowej perfumy za 800 zł, po czym zredukowała rachunek do 180 zł - w trakcie pandemii Rossmann udostępniał klientom opcję samodzielnego kasowania produktów. Skończyło się interwencją ochrony, na co małżeństwo zareagowało oburzeniem: "Myślicie, że nas na to nie stać?".

Kasjerka nie ma wątpliwości, że są klienci, którym zdarza się nie nabić jakiegoś produktu przez pomyłkę, ale zdecydowana większość to ci, którzy celowo oszukują na kasie samoobsługowej.

- Ostatnio miałam klientkę, która włożyła do koszyka kosmetyki za kilkaset złotych. Na kasie nie nabiła wszystkich, a kiedy ochrona zaprosiła ją do standardowej kasy, nagle zrezygnowała z połowy produktów. Na koniec odgrażała się, że zgłosi sprawę wyżej i nigdy więcej tu nie przyjdzie, bo została źle potraktowana. Oczywiście nie dotrzymała słowa - dodaje.

Joannę najbardziej dziwi fakt, że wielu złodziei to stali klienci, którzy robią w jej sklepie zakupy od kilku lat. Ale to nie wszystko. - Moja znajoma pracuje w centrum handlowym. Byłam w szoku, gdy opowiedziała mi, że w jej sklepie kradną nawet panie z pobliskich butików. Jedną z nich złapano, a za jakiś czas przyszła ponownie na zakupy, jak gdyby nic się nie stało - podsumowuje.

"To nie my odpowiadamy za podwyżki cen"

- W dzisiejszych czasach trzeba mieć bardzo grubą skórę, żeby obsługiwać klientów. Wydawało mi się, że przyzwyczaiłam się już do obrażania, ale jak widać po akcji z masłem, nie do końca. Wystarczy gorszy dzień lub kumulacja wrednych klientów i coś w człowieku pęka - mówi ze smutkiem Magda.

Dodaje, że jej koleżanki coraz częściej korzystają z pomieszczenia socjalnego, żeby się tam wypłakać po ciężkim dniu. Po wszystkim ocierają łzy, zaciskają zęby i wracają na salę.

- Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie możemy takiemu klientowi nawet odpyskować. Wszystko się kumuluje w człowieku, a potem wyżywa się na rodzinie w domu - dodaje Grażyna.

Wypracowała sobie jednak pewien sposób na awanturników. W zależności od humoru - albo odsyła ich do kierownika, albo jeszcze wyżej - do samej Warszawy. - Mówię wtedy żartobliwie, że już szukam numeru telefonu do premiera Morawieckiego. Przecież to nie my odpowiadamy za podwyżki cen - mówi ze śmiechem.

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.

Źródło artykułu:WP Kobieta
sklepypracownicy sklepówklienci
Komentarze (1363)