Blisko ludziPrezes Polskiej Agencji Kosmicznej o tym, dlaczego kobiety pozostawiły podbój kosmosu mężczyznom

Prezes Polskiej Agencji Kosmicznej o tym, dlaczego kobiety pozostawiły podbój kosmosu mężczyznom

16 czerwca przypada 52. rocznica rozpoczęcia misji pierwszej kobiety w kosmosie – Walentiny Tierieszkowej. O podboju kosmosu przez kobiety, historii misji, parytetach w kosmosie z prof. Markiem Banaszkiewiczem, prezesem Polskiej Agencji Kosmicznej.

Prezes Polskiej Agencji Kosmicznej o tym, dlaczego kobiety pozostawiły podbój kosmosu mężczyznom
Źródło zdjęć: © Walentina Tierieszkowa, Eastnews
Katarzyna Gruszczyńska

16 czerwca przypada 52. rocznica rozpoczęcia misji pierwszej kobiety w kosmosie – Walentiny Tierieszkowej. O podboju kosmosu przez kobiety, historii misji, parytetach w kosmosie z prof. Markiem Banaszkiewiczem, byłym dyrektorem Centrum Badań Kosmicznych PAN, który teraz kieruje Polską Agencją Kosmiczną, rozmawia Katarzyna Gruszczyńska.

WP: : Dlaczego kobiety pozostawiły podbój kosmosu mężczyznom?
- W pionierskiej erze podboju kosmosu astronautów rekrutowano ze środowiska pilotów wojskowych – mężczyzn. Były to bardzo ryzykowne misje, a oni mieli to wpisane w zawód. Stopień ryzyka był większy niż przy oblatywaniu samolotów, ale porównywalny. To był główny powód, dla którego wybierano głównie panów.
Amerykanie bardzo długo nie wychylali się poza ten schemat, aż do epoki Space Shuttle. Wtedy wszystko się zmieniło, ponieważ wahadłowce kosmiczne były przyjaznymi pojazdami. Wówczas właściwie w każdej ekipie była kobieta. Nawet w załogach promów Challenger i Discovery, których misje skończyły się tragicznie.

WP: : Pod kątem fizjologii, która płeć jest lepiej przystosowana do odbywania lotów kosmicznych?

- Kobiety są lepiej przystosowane, choć dłuższe loty są rujnujące dla zdrowia. Po pierwsze ze względu na mikrograwitację, zanik mięśni, kości. Astronauci to trochę króliki doświadczalne. Na nich się eksperymentuje z tym, jak przestrzeń kosmiczna, odizolowanie wpływają na organizm. Zdarzało się, że paniom nie pozwalano na podejmowanie takiego ryzyka.

WP: : 52 lata temu pierwsza kobieta – Walentina Tierieszkowa wyruszyła w podróż po orbicie okołoziemskiej.

- Rosjanie zdecydowali się na to, ponieważ kierowali się planem. Najpierw wyekspediowali pierwsze zwierzę, później kosmonautę mężczyznę, potem kobietę. We wszystkim chcieli być pionierami. Do tematu podeszli kompleksowo. Po Tierieszkowej chyba była dłuższa przerwa w lotach kobiet.

WP: : Dopiero 19 lat później wysłano Swietłanę Sawicką.

- Jest jeszcze jeden powód, o którym mówił mi generał Mirosław Hermaszewski. To nie jest specjalnie komfortowa sytuacja, gdy kobieta jest w męskiej załodze na statku kosmicznym. Szczególnie, gdy przestrzeń jest niewielka. Ten element z różnych powodów był przez Rosjan brany pod uwagę. Na rosyjskich jednostkach było mało miejsca, co pewnie było krępujące. Amerykanie mieli jednak większy komfort w swoich wahadłowcach. Tam było więcej możliwości odizolowania się.

WP: : W Chinach kandydatki na kosmonautki muszą być mężatkami i mieć dzieci. Wymóg tłumaczy się tym, że lot może mieć negatywny wpływ na płodność. Akurat Tierieszkowa urodziła córkę rok po powrocie z misji.

- Te loty nie są obojętne dla zdrowia, jest większe promieniowanie kosmiczne. Trzeba patrzeć na to jako na wyzwanie, które podwyższa ryzyko, że coś się później stanie. Choć w sensie długości życia nie widać tego wśród byłych kosmonautów.

WP: : Jak do tego ryzyka mają się loty turystyczne dla bogatych marzycieli? W 2006 roku w kosmos poleciała pierwsza kobieta – turystka Anousheh Ansari, Iranka.

- Kiedyś lot kosztował 20 milionów dolarów, trwał kilka dni, maksymalnie do tygodnia. Kandydaci byli trenowani trochę jak kosmonauci. W przyszłości turystyczną, suborbitalną podróż będzie mógł odbyć każdy, dlatego że loty będą się odbywały do wysokości 100 kilometrów i będą trwały kilka minut. Podróż odbędzie się jeszcze w tej strefie, w której promieniowanie kosmiczne jest mniejsze, ale będzie widać krzywiznę ziemi. Koszt dla turysty podobno łatwo zbić do 20 tysięcy dolarów (ok. 72 tys. zł - przyp. red.). Dla kogoś, kto traktuje to jako podróż życia, nie jest to niemożliwe. W Polsce z pewnością za 20 lat też tak będzie.

WP: : Czy jest szansa, że kiedyś w kosmos poleci polska astronautka?

- Myślę, że szansa zawsze jest, ale nawet rozpatruję to nie w kategoriach, czy będzie to Polak czy Polka. W Europie jest korpus astronautów, którzy bardzo długą przygotowują się do lotów. Warunkiem niezbędnym do dopuszczenia do tego grona jest oczywiście idealny stan zdrowia. Jednak w Europie wybór jest polityczny. Jeśli wyekspediowano trzech Francuzów, to następny musi polecieć Niemiec czy Włoch. Miejsce dla Polaka czy dla Polki pewnie by się znalazło, natomiast to kosztuje.
Państwa, które chcą się znaleźć w specjalnym programie Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA), muszą wpłacać sporo pieniędzy. Załóżmy, że to jest 20 milionów euro podzielone na kilka lat. Polska w tej chwili nie subskrybuje programu. Kraje, które wpłacają rocznie do ESA 150 milionów euro, mogą 5 milionów przeznaczyć na kosmonautykę. Tylko że Polska wpłaca nie 150 milionów euro, ale 30. Pół programu poszłoby na kosmonautkę. Wówczas nie mielibyśmy w kraju przemysłu kosmicznego. Trzeba poczekać, aż nasza składka wzrośnie.

WP: : Jak długo?

- To kwestia dekady. Za 10 lat Polska będzie wpłacać około 300 milionów euro, może trochę mniej. Co wynika dla kraju z wysłania reprezentanta w kosmos? To jest osoba, która w pewnym sensie staje się celebrytą i to przez duże „C”. Kosmonautów było do tej pory około 500. Można ich porównać do ambasadorów. Jak przylatują gdzieś, to muszą mieć zagwarantowaną ochronę. PR-owskie efekty są duże, miło się tym pochwalić. Często zdarza się tak, że astronauci później obejmują ważne stanowiska. Spotkałem się z francuską astronautką Claudie Haigner. Miałem nawet jej zdjęcie z podpisem w moim gabinecie w Centrum Badań Kosmicznych. Ona została ministrem ds. badań naukowych i nowych technologii w rządzie Jeana Pierre'a Raffarina. Była też pierwszą w historii Francji kobietą na tym stanowisku. Kosmonauci są godnymi reprezentantami kraju.

WP: : Za amerykańskimi kosmonautami - celebrytami stały też kobiety. Lily Koppel w książce pt. „Żony astronautów” pisze, że małżonki panów, którzy brali udział w misjach w latach 60., miały swoje motto. Brzmiało ono: „Szczęśliwe, dumne i podekscytowane”. Tak chciał je widzieć świat, ale one w rzeczywistości były zestresowane i przerażone. Kosmiczny wyścig rozbił niejedną rodzinę.

- To są rodziny nietypowe, także dlatego, że samo szkolenie trwa długo. Można zaryzykować stwierdzenie, że ci astronauci nie mają własnego życia. W 10 minut muszą się spakować i ruszać na misję. W pewnym momencie te loty stały się mniej niebezpieczne, więc problem nie dotyczył stresu związanego z samą podróżą kosmiczną. Fakt, że astronauta musi być dyspozycyjny, dostosowywać się do terminarza, pewnie zachwiewa priorytety życia rodzinnego.

Rozmawiała Katarzyna Gruszczyńska/(kg)/(mtr), WP Kobieta

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (15)