Prosić o pomoc też trzeba umieć. Terapeuta radzi, jak żyć w trudnych (i całkiem zwyczajnych) związkach
Czasem mężczyzna wybiera sobie na życie trudną kobietę, a kobieta - trudnego mężczyznę. Wtedy trzeba umieć prosić o pomoc i razem gapić się w niebo - wyjaśnia Mieczysław Jaskulski, psychoterapeuta z Laboratorium Psychoedukacji.
Katarzyna Bednarczyk, WP Kobieta: Pan wpisuje się w stereotyp męskiego mężczyzny? Samiec alfa?
Mieczysław Jaskulski, psychoterapeuta: - To ja już na wstępie powiem, że należę do tej części społeczeństwa, która nie zgadza się z podejściem, że mężczyźni są z Marsa, a kobiety z Wenus.
Zróbmy eksperyment. Pan i ja jesteśmy w związku, wracam do domu i mówię, że mnie boli głowa. A pan mi na to…?
Pierwsza myśl: jak mówi, że boli głowa - to boli ją głowa. Druga, że może niekoniecznie o ból głowy chodzi, że może jest pani sfrustrowana? Świadomie albo nie, ale chce mnie pani sobą zainteresować. To częsta taktyka u dzieci. Mam córkę w wieku 7 lat. Gdy mówi, że jest chora, to zazwyczaj nie jest, chodzi jej tylko o przyciągnięcie uwagi.
Pan teraz porównuje kobietę do dziecka?
Jak najbardziej, ale mężczyzna, gdy mu źle, zachowa się tak samo. Dorośli ludzie, nawet dojrzali, popadają w regresję i czasem reagują z poziomu dziecka, które nie potrafi nazywać uczuć. Złości się, płacze i tak dalej.
Wracając do bólu głowy, nie poradzi mi pan „weź tabletkę”?
Ja nie. Ale pewnie dla wielu osób to naturalna rekcja i wcale nie o płeć tu chodzi. Mężczyzna tak samo marzy o jakiejś głębi zrozumienia, żeby zamiast „weź sobie proszek” usłyszeć od partnerki „czy coś się stało, powiesz mi?”. I też nie można się na tę tabletkę całkowicie pogniewać. Bo może nie kryje się za nią komunikat „nie zawracaj głowy”, tylko partner chce podzielić się swoim doświadczeniem? Bo jemu proszek akurat pomaga.
To skoro mężczyźni i kobiety są z tej samej planety, dlaczego tak trudno o wspólny język?
Z mojego doświadczenia terapeutycznego wiem, że to jest kłopot w ogóle: taki sam brak porozumienia jest między mężczyznami i mężczyznami; kobietami i kobietami; dorosłymi i dziećmi. Bo współcześnie każdy chce przedłużać sobie w nieskończoność czas niemowlęcy, gdy na każde skrzywienie mama objawia się nawet bez pstryknięcia palców, rozumie i wie. To jest jedyna chwila w życiu, gdy spełnia się bajka „stoliczku nakryj się”. Tak chcę - tak mam. A bajki odzwierciedlają naturę ludzką i różne jej zawiłości – „stoliczku nakryj się” to nasz wymarzony sposób na życie.
I co z tego wynika dla związku?
Chcemy, żeby partner czy partnerka w lot domyślali się, o co chodzi. A tak się nie da i dojrzałość polega na tym, żeby umieć swoje potrzeby rozpoznawać i o nich mówić. Gdy ból głowy wynika z ilości problemów czy potrzeby troski, powiedzieć wprost: niepokoję się, czy możesz się mną zaopiekować, zrobić mi herbaty? I to jest komunikat-uniseks, na każdego podziała. Pod warunkiem, że umiemy prawidłowo prosić o pomoc.
A można nieprawidłowo?
Tak, gdy nie zakładamy możliwości odmowy. Często prosimy i uważamy, że nam się należy, jak w urzędzie: „proszę opłacić rachunek za prąd”. A to jest grzeczne wyrażenie roszczenia czy oczekiwania w formie prośby. Jeśli nie potrafimy nazwać potrzeby wprost, można powiedzieć: „wiem, że marudzę, ale chciałbym, żebyś mi pomogła, bo mam zły dzień”. Jeśli nazwać potrzeby bez pretensji i roszczeń, to rośnie szansa, że zostaną zaspokojone.
Kto częściej szuka porozumienia w związku?
W gabinecie nie widzę tendencji. Przychodzą do mnie mężczyźni, którzy mają kłopot, bo wybrali na życie trudne kobiety. I kobiety, które wybrały sobie trudnych mężczyzn.
Co to znaczy trudna kobieta?
Nie radzi sobie z uczuciami, nie pozwala sobie ucieszyć się życiem i wybiera tak samo trudnego partnera. Obydwoje nie potrafią mówić jasno o uczuciach. Takiej kobiecie może być trudno znieść zależność, chciałaby mieć związek, a jednocześnie być wolna – tak samo ma trudny mężczyzna. Znowu klisza dziecięcego zachowania: z jednej strony „tato chodź”, z drugiej „idź, ja teraz sama, nie przeszkadzaj” - w domyśle „nie odchodź za daleko, bądź w zasięgu wzroku”.
Zobacz też: Lekarze odradzali jej ślub. Nie posłuchała
Nieporozumienia biorą się, gdy nie widzimy w partnera, tylko rodzaj opiekuńczego ducha, który ma wszystko zostawiać, w każdej chwili być i jednocześnie nie przeszkadzać. I jeszcze ma się tego domyśleć, bez komunikacji. To ciekawe, bo w pracy zazwyczaj ludzie potrafią się dogadać, komunikują, problem pojawia się w domu. Widzę to świetnie, gdy do mojego gabinetu przychodzą osoby publiczne – w mediach wygadane, w relacji partnerskiej bezradne.
A to skąd się bierze?
Znowu, z dziecięcej, emocjonalnej części osobowości. Oczywiście, są przypadki związków-spółdzielni: miłości tam nie ma, ale zarządzanie pierwsza klasa, mamy plan dziecko, plan wakacje, plan pies i działka. Można użyć excela. A gdy są uczucia, nie ma sensu szukać rozsądku, kwestia tylko, na ile jesteśmy tego świadomi i mamy sytuację pod kontrolą. Bo gdy z czasem nie pojawi się w związku inny rodzaj spojrzenia, pewnej świadomości, że zmieniają się nasze potrzeby i warto o tym pogadać – zaczynają się kłopoty. A największe będą, gdy Księżniczka dobierze się z Piotrusiem Panem.
I co wtedy?
Łączy się dwoje narcyzów. On: niebieski ptak, robi klimat, że niby chce się związać – ale tylko niby, bo boi się stałości i odpowiedzialności. A ona wlazła do wieży albo siedzi na ziarnku grochu i macha chusteczkami z góry, i czeka. Na wybawienie. Oferentów owszem, ma wielu, szturmują, zdobywają! Żadnemu i tak się nie uda, bo nikt nie jest wystarczająco dobry. I cierpią obydwoje. Wieczną samotność.
Puenta jak z melodramatu.
W takiej konfiguracji innej puenty nie ma, tak nie żyje się „długo i szczęśliwie”.
To z czego musi zrezygnować Księżniczka, żeby dogadać się z Księciem?
A z czego Książę nie musi rezygnować, żeby się z nią dogadać!
Trzeba ustalić: czy chcieliby zachować władzę? Obydwoje? Bo to będzie dość trudne. To kto w takim razie rządzi? Są mężczyźni, którzy lubią być pod pantoflem i kobiety które chcą być „szyją”, wtedy nie ma sprawy. Można się dobierać w dowolne konfiguracje, nie każdy chce mieć związek partnerski. Kłopot jest wtedy, gdy ludzie mają projekcje na swój temat, Książe chce „wychować Księżniczkę na żonę”, a Księżniczka uważa, że „jej miłość na pewno Księcia zmieni”.
To jak się dogadzać w parze książęcej?
Wchodzenie w taki związek jest dość ryzykowne. Można spróbować, ale ze świadomością wad drugiej połowy i bez gwarancji, że coś z tego wyjdzie. Nie warto iść w euforię, że wszystko jest możliwe i że uczucie zwycięży – nie warto wpadać w depresję, że sytuacja beznadziejna. Przyczyny mogą być różne, ale jeśli z każdym kolejnym partnerem schemat jest ten sam: fascynacja a potem nic, warto się zastanowić, czy takie życie ma dla nas sens. Bo nieporozumienia mogą brać się z tego, że związek nie wskoczył na kolejny etap, 2-3 lata razem i żadnych deklaracji. Jakby się ktoś w rozwoju zatrzymał. Nie chodzi mi o ślub, tylko zmianę formuły związku na bardziej długodystansową, z patrzeniem w przyszłość, bo związek się zmienia. A kryzysy zawsze będą, tylko w bajkach mało o tym piszą.
Mężczyźni mało piszą. Bo jak spojrzeć w kanon klasyków, mamy głównie bajkopisarzy, znacznie mniej bajkopisarek.
I to jest bardzo ciekawe! Bo o kobietach mówi się stereotypowo, że są bardziej emocjonalne, romantyczne, prawda? Moje doświadczenie terapeutyczne wcale tego nie potwierdza, teraz romantyzmu wszystkim brakuje. Bo tak: dzień w pracy, wieczorem zmęczenie albo szybkie wyjście na miasto, urlop często ze znajomymi, cały czas coś się dzieje. Tylko nie w związku. Więc pytam się na terapii: a co by się stało proszę państwa, gdybyście pojechali sobie do domku nad jeziorem w lesie. Bez zasięgu, telefony powyłączane. Jedyną atrakcją są państwo sami dla siebie.
I co odpowiadają?
Niektórzy reagują przerażeniem. Inni próbują i wyjeżdżają, a potem wracają i mówią, że już w trzeciej godzinie się pokłócili. Jeszcze inni, że ze sobą to okej, mogą, ale bez mediów nie dadzą rady, mowy nie ma. A to jest ważny test, dobrze, żeby każda para umiała zaobserwować, co się dzieje, gdy są sami, gdy nie uprawiają seksu, nie oglądają telewizji, nie zwiedzają, nie imprezują.
Czyli co mają robić?
Na filmach, które tak lubimy, jest często scena: para siedzi przytulona i patrzy w księżyc. I nie rozmawia. I im dobrze.
Ach, ten etap.
Więc apeluję teraz do wszystkich par, nie tylko książęcych: tak można na każdym etapie, a nawet trzeba!
A w związkach książęcych jest możliwy kompromis? Co to w ogóle znaczy iść na dobry kompromis w związku?
Dobry kompromis jest taki, że wszyscy są zadowoleni – zgniły, że czują się marnie. Ale kompromisy są często zupełnie niepotrzebne, można się świetnie dogadać bez wyrzeczeń. Podam przykład: para idzie po pustyni, widzą pomarańczę, która wypadła z karawany. Jak ją dzielą?
Na pół.
No właśnie! Po czym jedno z pary zjadło miąższ i wyrzuciło skórkę, a drugie wyrzuciło miąższ na piach i zabrało skórkę. Bo okazuje się, że drugiemu nie chciało się pić, za to znajomy prosił, żeby przywiózł mu taką skórkę niepryskaną z wakacji. A gdyby wcześniej ustalili, do czego im pomarańczka potrzebna, skorzystaliby dwa razy bardziej.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl