Prosty zabieg miał jej pomóc. Wszczepiony implant spowodował tylko ból, który ignorowali lekarze
Christina była mamą dwójki dzieci. Zmarła cztery lata po zabiegu plastyki pochwy z wykorzystaniem specjalnego implantu. O sprawie donoszą dziś zagraniczne media. 42-latka dwa miesiące temu trafiła do szpitala, gdzie nagrała krótki film. Opowiadała: "To szaleństwo. Mam 42 lata i jakbym już leżała na łożu śmierci. Wszystko przez implant. Tak nie może być".
04.12.2017 | aktual.: 11.06.2018 15:05
- Pomyślałam sobie: "Mój Boże, nie przeżyję". Życie dosłownie przeleciało mi przed oczami. Ratownicy zawieźli mnie do szpitala. Kojarzycie te filmy, w których pacjenci leżą na sali operacyjnej, patrzą do góry i widzą nad sobą lekarzy, ale nie są w stanie nic powiedzieć, ruszyć się? Miałam dokładnie to samo. Nie mogłam się odezwać, ruszyć, oddychać. Usłyszałam tylko, że mam atak serca. Ale jak to się stało? Przecież cierpiałam tylko z powodu infekcji – opowiada Christina Lynn Brajcic w filmie opublikowanym na Facebooku. Leży na szpitalnym łóżku, w piżamie. Gdy publikowała tę wiadomość, była pewna, że niedługo lekarze odeślą ją do domu.
- Jestem taką szczęściarą, że żyję. Naprawdę. Ciężko walczę i wszyscy to potwierdzą. Cieszę się, że wycięli w końcu ten implant. Nie wyobrażam sobie przeżywania wciąż kolejnych infekcji, a do tego radzenia sobie z problemami z sercem. Nie mogę się doczekać, aż wrócę do siebie – mówiła.
Ból, który nie daje żyć
Jak informuje m.in. "Sydney Morning Herald" i "Marie Claire", Christina zmarła w ubiegłym tygodniu. O sprawie media dowiedziały się jednak dopiero teraz. Kobieta trafiła do szpitala z poważnym atakiem serca i sepsą. Jej mąż, Tony, poinformował, że "serce Christiny zatrzymało się". Lekarz medycyny sądowej ma dopiero ustalić oficjalną przyczynę zgonu.
W listopadzie 42-latka skarżyła się na dolegliwości, szczególnie bóle w podbrzuszu. Wcześniej, dokładnie w 2013 roku, przeszła zabieg wszczepienia implantu z siatki polipropylenowej. To było niedługo po tym, jak urodziła drugiego syna. Zaczęła mieć problemy z nietrzymaniem moczu. Zdecydowała się na zabieg, który w kilku krajach na świecie reklamowany jest jako alternatywa dla plastyki pochwy.
Christina już po kilku tygodniach od operacji zaczęła skarżyć się na potworny ból. Chirurg, któremu o wszystkim opowiedziała, zignorował ją. Powiedział, że będzie boleć, bo implant musi się przyjąć. Cztery lata spędziła na wózku inwalidzkim. Ból był nie do zniesienia, nie była w stanie chodzić o własnych siłach. Brała leki przeciwbólowe, antybiotyki na kolejne infekcje. O wszystkim pisała na Facebooku. Internautki zaczęły mówić nawet o czymś takim jak "mesh world" – małym światku, do którego należą kobiety z implantami.
- Nikomu nie chce się wierzyć, że ona nie żyje. Pomogła tak wielu kobietom, a teraz jej nie ma – pisze jedna z nich – Gai Thompson. Christina angażowała się w walkę przeciwko klinikom, które wykonują zabiegi z wykorzystaniem implantu. – Lekarze opowiadają o kobietach, którym z sukcesem wszczepiono implant, ale kompletnie pomijają te, które przez niego przechodzą prawdziwe piekło – dodaje.
Thompson zdecydowała się na taki sam zabieg. W 2011 roku skarżyła się do ministerstwa zdrowia, że po operacji "żyje w koszmarze". Rany nie chciały się goić, przez co nieustannie pojawiały się infekcje w waginie. Chroniczny ból, nietrzymanie moczu. Nie mogła uprawiać seksu, pracować, normalnie funkcjonować. – Cały czas mam w sobie ten implant i nie mogę się go pozbyć. Zażywam najsilniejsze antybiotyki. I tak dzieje się przez blisko 10 lat. Kobietom wszczepiany jest implant, a lekarze, producenci i politycy nie dostrzegają konsekwencji. Twierdzą, że wszystko jest OK.
Idą zmiany?
Brytyjska organizacja NICE rekomenduje, by zakazać operacji wszczepiania implantów z siatki polipropylenowej w miejsca intymne. Zdaniem pracowników organizacji, zabieg zbyt często powoduje u kobiet ból.
Już w sierpniu dziennikarze "Guardiana" pisali o tysiącach kobiet, które przeszły zabieg w ostatniej dekadzie. Udało im się ustalić, że jedna na 15 pacjentek była zmuszona przejść niedługo później kolejną operację – tym razem usunięcia implantu. Z danych przytoczonych przez dziennikarzy dowiadujemy się, że pomiędzy 2006 a 2016 rokiem zabieg wykonano u 75 tys. pacjentek. U 4,9 tys. kobiet zabieg trzeba było odwrócić. Wszystkiemu winne były dramatyczne komplikacje. Kobiety nie mogły chodzić i pracować, brały silne środki przeciwbólowe.
We wrześniu tego roku 51-letnia Ella Ebaugh wygrała proces, który wytoczyła firmie po tym, jak straciła zdrowie po operacji z wykorzystaniem implantu tejże marki. Sąd przyznał Amerykance rekordowe 57 milionów dolarów odszkodowania. Ella jest pierwszą kobietą w Stanach, która opowiedziała o swoim problemie i bólu, jakiego doświadczyła po operacji.
Kobieta w rozmowie z CBS przyznała, że implant oderwał się od ścianek szyjki macicy i potrzebne były trzy operacje, by naprawić szkody, jakie siatka zrobiła w jej organizmie. Część implantu została jednak w jej waginie, co powoduje – jak opisuje 51-latka – niewyobrażalny ból. – Czuję się tak, jakbym płonęła na dole – opowiedziała dziennikarzom CBS. Cierpi, gdy siedzi i gdy próbuje chodzić.
Implanty są stosowane powszechnie w Europie i Stanach Zjednoczonych od około 2000 roku. Lekarze oferowali operacje z ich użyciem jako alternatywną opcję dla kobiet, które miały mieć przeprowadzoną plastykę pochwy. Zabieg trwa nie dłużej niż 30 minut, a pacjentka po kilku godzinach może wrócić do domu. Okazuje się jednak, że w wielu przypadkach kobiety nie wracają do zdrowia.