Blisko ludziProsty zabieg miał jej pomóc. Wszczepiony implant spowodował tylko ból, który ignorowali lekarze

Prosty zabieg miał jej pomóc. Wszczepiony implant spowodował tylko ból, który ignorowali lekarze

Prosty zabieg miał jej pomóc. Wszczepiony implant spowodował tylko ból, który ignorowali lekarze
Źródło zdjęć: © Facebook.com
Magdalena Drozdek
04.12.2017 15:43, aktualizacja: 11.06.2018 15:05

Christina była mamą dwójki dzieci. Zmarła cztery lata po zabiegu plastyki pochwy z wykorzystaniem specjalnego implantu. O sprawie donoszą dziś zagraniczne media. 42-latka dwa miesiące temu trafiła do szpitala, gdzie nagrała krótki film. Opowiadała: "To szaleństwo. Mam 42 lata i jakbym już leżała na łożu śmierci. Wszystko przez implant. Tak nie może być".

- Pomyślałam sobie: "Mój Boże, nie przeżyję". Życie dosłownie przeleciało mi przed oczami. Ratownicy zawieźli mnie do szpitala. Kojarzycie te filmy, w których pacjenci leżą na sali operacyjnej, patrzą do góry i widzą nad sobą lekarzy, ale nie są w stanie nic powiedzieć, ruszyć się? Miałam dokładnie to samo. Nie mogłam się odezwać, ruszyć, oddychać. Usłyszałam tylko, że mam atak serca. Ale jak to się stało? Przecież cierpiałam tylko z powodu infekcji – opowiada Christina Lynn Brajcic w filmie opublikowanym na Facebooku. Leży na szpitalnym łóżku, w piżamie. Gdy publikowała tę wiadomość, była pewna, że niedługo lekarze odeślą ją do domu.

- Jestem taką szczęściarą, że żyję. Naprawdę. Ciężko walczę i wszyscy to potwierdzą. Cieszę się, że wycięli w końcu ten implant. Nie wyobrażam sobie przeżywania wciąż kolejnych infekcji, a do tego radzenia sobie z problemami z sercem. Nie mogę się doczekać, aż wrócę do siebie – mówiła.

Ból, który nie daje żyć

Jak informuje m.in. "Sydney Morning Herald" i "Marie Claire", Christina zmarła w ubiegłym tygodniu. O sprawie media dowiedziały się jednak dopiero teraz. Kobieta trafiła do szpitala z poważnym atakiem serca i sepsą. Jej mąż, Tony, poinformował, że "serce Christiny zatrzymało się". Lekarz medycyny sądowej ma dopiero ustalić oficjalną przyczynę zgonu.

W listopadzie 42-latka skarżyła się na dolegliwości, szczególnie bóle w podbrzuszu. Wcześniej, dokładnie w 2013 roku, przeszła zabieg wszczepienia implantu z siatki polipropylenowej. To było niedługo po tym, jak urodziła drugiego syna. Zaczęła mieć problemy z nietrzymaniem moczu. Zdecydowała się na zabieg, który w kilku krajach na świecie reklamowany jest jako alternatywa dla plastyki pochwy.

Christina już po kilku tygodniach od operacji zaczęła skarżyć się na potworny ból. Chirurg, któremu o wszystkim opowiedziała, zignorował ją. Powiedział, że będzie boleć, bo implant musi się przyjąć. Cztery lata spędziła na wózku inwalidzkim. Ból był nie do zniesienia, nie była w stanie chodzić o własnych siłach. Brała leki przeciwbólowe, antybiotyki na kolejne infekcje. O wszystkim pisała na Facebooku. Internautki zaczęły mówić nawet o czymś takim jak "mesh world" – małym światku, do którego należą kobiety z implantami.

- Nikomu nie chce się wierzyć, że ona nie żyje. Pomogła tak wielu kobietom, a teraz jej nie ma – pisze jedna z nich – Gai Thompson. Christina angażowała się w walkę przeciwko klinikom, które wykonują zabiegi z wykorzystaniem implantu. – Lekarze opowiadają o kobietach, którym z sukcesem wszczepiono implant, ale kompletnie pomijają te, które przez niego przechodzą prawdziwe piekło – dodaje.

Thompson zdecydowała się na taki sam zabieg. W 2011 roku skarżyła się do ministerstwa zdrowia, że po operacji "żyje w koszmarze". Rany nie chciały się goić, przez co nieustannie pojawiały się infekcje w waginie. Chroniczny ból, nietrzymanie moczu. Nie mogła uprawiać seksu, pracować, normalnie funkcjonować. – Cały czas mam w sobie ten implant i nie mogę się go pozbyć. Zażywam najsilniejsze antybiotyki. I tak dzieje się przez blisko 10 lat. Kobietom wszczepiany jest implant, a lekarze, producenci i politycy nie dostrzegają konsekwencji. Twierdzą, że wszystko jest OK.

Idą zmiany?

Brytyjska organizacja NICE rekomenduje, by zakazać operacji wszczepiania implantów z siatki polipropylenowej w miejsca intymne. Zdaniem pracowników organizacji, zabieg zbyt często powoduje u kobiet ból.

Już w sierpniu dziennikarze "Guardiana" pisali o tysiącach kobiet, które przeszły zabieg w ostatniej dekadzie. Udało im się ustalić, że jedna na 15 pacjentek była zmuszona przejść niedługo później kolejną operację – tym razem usunięcia implantu. Z danych przytoczonych przez dziennikarzy dowiadujemy się, że pomiędzy 2006 a 2016 rokiem zabieg wykonano u 75 tys. pacjentek. U 4,9 tys. kobiet zabieg trzeba było odwrócić. Wszystkiemu winne były dramatyczne komplikacje. Kobiety nie mogły chodzić i pracować, brały silne środki przeciwbólowe.

We wrześniu tego roku 51-letnia Ella Ebaugh wygrała proces, który wytoczyła firmie po tym, jak straciła zdrowie po operacji z wykorzystaniem implantu tejże marki. Sąd przyznał Amerykance rekordowe 57 milionów dolarów odszkodowania. Ella jest pierwszą kobietą w Stanach, która opowiedziała o swoim problemie i bólu, jakiego doświadczyła po operacji.
Kobieta w rozmowie z CBS przyznała, że implant oderwał się od ścianek szyjki macicy i potrzebne były trzy operacje, by naprawić szkody, jakie siatka zrobiła w jej organizmie. Część implantu została jednak w jej waginie, co powoduje – jak opisuje 51-latka – niewyobrażalny ból. – Czuję się tak, jakbym płonęła na dole – opowiedziała dziennikarzom CBS. Cierpi, gdy siedzi i gdy próbuje chodzić.

Implanty są stosowane powszechnie w Europie i Stanach Zjednoczonych od około 2000 roku. Lekarze oferowali operacje z ich użyciem jako alternatywną opcję dla kobiet, które miały mieć przeprowadzoną plastykę pochwy. Zabieg trwa nie dłużej niż 30 minut, a pacjentka po kilku godzinach może wrócić do domu. Okazuje się jednak, że w wielu przypadkach kobiety nie wracają do zdrowia.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (161)
Zobacz także