Przy porodzie pomógł nieznajomy. Teraz próbują go znaleźć
Polka urodziła w samochodzie przed londyńskim szpitalem. Wraz z mężem szukają teraz mężczyzny, który pomógł im uratować dziecko przed zamarźnięciem. Jedyną wskazówką jest tajemniczy granatowy pulower.
26.04.2018 | aktual.: 27.04.2018 09:37
Znane są historie o solidarności, którą Polacy wykazują się wobec siebie nawzajem, ale – jak twierdzą złośliwi – dopiero za granicą. Ale ta historia przebija je wszystkie: jest w niej polskie małżeństwo, które nie zdąża na porodówkę londyńskiego szpitala. Jest maluszek, który pierwsze chwile od urodzenia spędza w angielskim grudniowym mrozie – mniej ostrym od polskiego, ale jednak mrozie. I jest ten trzeci, przechodzień – jak się okazuje, też Polak, który spieszy z pomocą.
Jak opowiada Darek Gajda, ojciec dziecka, portalowi Cooltura24, akcja porodowa zaskoczyła ich z żoną tak nagle, że nie zdążyli znaleźć się w szpitalu. Mężczyzna poprosił więc aptekarza, do którego miał najbliżej, o zawiadomienie lekarzy. Sam zaczął odbierać poród. Jego rodząca żona siedziała na tylnym siedzeniu auta. Zanim lekarze znaleźli się na miejscu, dziecko było już na świecie. Jednak nie było czym go okryć.
W czasie porodu pomagał przechodzień. Z początku nie zorientowali się, że mówią tym samym językiem. Dopiero kiedy Martina była już na świecie i mężczyznom udało się ochłonąć, odkryli ten zaskakujący przypadek. Nie zdążyli jednak porozmawiać: pomocnik dał dziecku swój sweter, by nie zamarzło, ale kiedy tylko przyszli lekarze, zabrali rodzinę na salę porodową. Mężczyzna zniknął.
Od tych wydarzeń minęło już prawie pół roku. Martina cieszy się znakomitym zdrowiem, mimo że pierwsze chwilę spędziła nago na mrozie. A w szafie został sweter. Wyprany granatowy pulower czeka na swojego właściciela. – Pamiętam tylko, że był koło trzydziestki – mówi Darek Gajda.
Jeśli właściciel swetra się znajdzie, ich spotkanie będzie na pewno wzruszającą sceną. A jeśli nie – wzruszającą pamiątką na zawsze pozostanie ten granatowy sweter.