Przyjeżdżają busami z Czech. "O 8 już nie było czego zbierać"
- Chwilę po otwarciu już był tłum Czechów. Nie szło wejść do sklepu. A ludzie chcieli kupić kilka rzeczy, rachunek na 100 zł i czekali w kolejkach do kas za Czechami, którzy kupowali za 1,5 tys. albo i 2 tys. zł - opowiada mieszkająca w Bogatyni rozmówczyni Onetu.
Jak czytamy w Onecie, Bogatynia uplasowała się na 20. miejscu wśród najbogatszych gmin w Polsce. Znajdujące się tuż przy granicy z Czechami i Niemcami miasto regularnie jest odwiedzane zwłaszcza przez mieszkańców zza południowej granicy. Główny cel wizyty? "Trzy Biedronki, dwa Netto, jeden Lidl i jedno Dino", w których można było zrobić tańsze zakupy.
"Był czas, że Czesi walili drzwiami i oknami"
Chociaż obecnie Czechów jest nieco mniej niż jeszcze niedawno, gdy kurs walut był korzystniejszy, "wciąż stanowią większość na marketowych parkingach". - Był czas, że Czesi walili drzwiami i oknami - mówi jedna z mieszkanek Bogatyni w rozmowie z portalem. - Nawet spod Pragi przyjeżdżali busami w kilka rodzin albo autobusami. Robili ogromne zapasy. Przyjeżdżali o 6 rano i o 8 już nie było czego zbierać.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak podkreśla inna rozmówczyni, żeby móc spokojnie zrobić zakupy, należało pojawić się jeszcze przed otwarciem.
- Chwilę po otwarciu już był tłum Czechów. Nie szło wejść do sklepu. A ludzie chcieli kupić kilka rzeczy, rachunek na 100 zł i czekali w kolejkach do kas za Czechami, którzy kupowali za 1,5 tys. albo i 2 tys. zł - relacjonuje.
Nieraz nie dało się też dostać podstawowych produktów, bo przyjezdni kupowali ich niemal hurtowe ilości. - Znajomy poszedł do marketu, bo go żona wysłała po kurczaka na rosół, a tam Czech miał cały wózek kurczaków. Na półce już nie było. Więc podszedł do Czecha, powiedział: "Ty masz cały wózek, a ja chcę tylko jednego". I sobie wziął - czytamy. To wiązało się oczywiście z ogromnymi kolejkami w sklepach. Jeden z rozmówców przyznaje, że gdy szedł tylko po chleb i mleko omijał długi ogonek.
"Na pewno Czech, bo jechał do Biedronki na promocję"
Bogatynianie najczęściej jednak mają dobre nastawienie do południowych sąsiadów. Jak zauważa Onet, bywa, że pracują z nimi w tych samych miejscach, coraz częściej zdarzają się też mieszane związki. Nie wszyscy jednak są otwarci na Czechów.
- Niemców się tu nie lubi z powodu zaszłości historycznych, a Czechów ze względu na wyrok TSUE. Mówi się o nich pogardliwie "pepiki". Jak jest wypadek, to na pewno Czech, bo jechał do Biedronki na promocję – czytamy.
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!