Pułapki seksu na zgodę. "Łatwiej jest się kochać niż szczerze porozmawiać"
Kobieta poddana stresowi związanemu z kłótnią może łatwiej godzić się na seks, mimo że nie do końca ma na to ochotę. Tym bardziej jest to niebezpieczne zachowanie, jeśli choć raz uległa partnerowi w takiej sytuacji – mówi seksuolożka i psychoterapeutka Anna Wenta. O tym, dlaczego godzenie się w łóżku to zły pomysł, opowiada Katarzynie Trębackiej.
28.03.2021 12:53
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Katarzyna Trębacka, WP Kobieta: Na forum portalu przeznaczonego dla mężczyzn godzenie się po kłótni w łóżku wielu facetów uważa za znakomity pomysł. Na forum dla kobiet jest znacznie mniej entuzjastek tej metody.
Anna Wenta, seksuolożka i psychoterapeutka: Mężczyźni mają większą trudność w rozmawianiu o emocjach i swoich wewnętrznych stanach. Wolą działać niż deliberować o problemach. A seks na zgodę jest dla nich substytutem długich i żmudnych wyjaśnień. Ewolucyjnie są tak skonstruowani, że wolą rozmowę zastąpić akcją. Na dodatek taką, która rzeczywiście sprzyja rozładowaniu konfliktu, napięcia i stresu towarzyszącemu kłótni. Tymczasem to nie jest rozwiązanie problemu, choć seks na zgodę to kuszący mechanizm ucieczkowy od prawdziwego problemu, który wymaga tego, żeby się nad nim pochylić, spędzić nad nim jakiś czas i włożyć trud w jego rozwiązanie. Łatwiej jest powiedzieć: chodź, będziemy się teraz kochać, bo to służy szybkiej poprawie nastroju.
Czyli seks na zgodę to nie jest dobry pomysł?
Seks po kłótni to niezwykle nęcący mechanizm manipulacyjny. Może być chętnie wykorzystywany szczególnie w tych parach, u których zdarzyło się, że zadział. Mam na myśli taką sytuację, gdy jedna ze stron, dla której wyjaśnianie powodów sporu jest niewygodne, postanowiła ugasić spór w łóżku i druga strona się na to zgodziła. Wtedy pojawia się pokusa, by konflikty za każdym razem tak załatwiać, aż ta metoda stanie się standardem, którego używa się do rozwiązywania problemów. Pozornego, bo tak naprawdę prowadzi to do zamiatania ich pod dywan.
Dlaczego tylko pozornego?
Bo przecież problem, który był przyczyną kłótni, nie zniknął, nie został rozwiązany, tylko zagłuszony poprzez miłe przeżycia w sypialni. Seks na dodatek rozładowuje napięcie fizyczne, które pojawia się w czasie stresu generowanego podczas sprzeczki. Gdy ono znika, u obu osób pojawia się uczucie lekkości, rozluźnienia. Na dodatek seks powoduje, że ludzie stają się sobie bliscy, więc pozornie mają poczucie, że coś zrobili, by poprawić sytuację. Jednak w duchu obie strony mają poczucie, że nie do końca sprawa jest załatwiona, choć o tym wolą już nie wspominać.
Co się dzieje z nierozwiązanym problemem?
Nic. Będzie dalej między nimi istniał i pojawiał się za każdym razem. Sam z siebie nie zniknie, jeśli nie podejdzie się do niego z rzetelnością i szczerą chęcią rozwiązania go. Na dodatek istnieje duże prawdopodobieństwo, że kolejne problemy załatwiane w ten sposób będą tylko narastać, prowadząc do coraz większych nieporozumień i destrukcji w związku.
Skoro to nieskuteczna metoda, to dlaczego tak wiele par ją stosuje?
Przede wszystkim łatwiej jest się kochać niż szczerze porozmawiać na trudny temat. Poza tym spotkałam się zbadaniami, z których wynika, że gdy u człowieka podnosi się poziom napięcia, co wiąże się ze zwiększonym odczuwaniem lęku, to znacznie chętniej wchodzi on w sytuacje, które pomagają mu szybko to napięcie obniżyć. A seks właśnie pełni taką rolę. To przypomina mechanizm stosowany np. przez osoby, które za pomocą jedzenia regulują sobie emocje.
Myślą: jest mi smutno, to sobie zjem coś dobrego. Podobnie postępują osoby uzależnione, które właśnie poprzez różne zachowania zastępcze regulują sobie napięcia. U takich osób najprostszym mechanizmem rozładowania nieprzyjemnego pobudzenia jest wprowadzenie się w stan przyjemności, czyli zrobienie czegoś, co sprawia przyjemność. Albo napicie się alkoholu, zażycie jakieś innej substancji psychoaktywnej, albo zatopienie się w telefon…
Seks po kłótni bywa też niebezpieczny…
Przypomniał mi się eksperyment przeprowadzony na jednym z amerykańskich uniwersytetów. Jeden z wykładowców podzielił studentów na dwie grupy. Jednych postawił w stresowej sytuacji, drudzy pozostawali w stanie komfortu psychicznego. Potem ochotnicy prosili studentów z obu grup o zrobienie czegoś, co było dla nich nieprzyjemne. I ci, którzy byli poddani stresowi, łatwiej się godzili na wykonanie zadania niż ci, których stres nie dotknął.
Czytaj też: Seksuolog: Czasami lepiej nie mówić o skoku w bok. "Do związku wdarłby się gigantyczny kryzys"
Co to oznacza? To pokazuje, że kogoś, kto jest zestresowany, łatwiej jest namówić do czegoś, czego nie chce zrobić. To ma przełożenie na relacje w związku i kłótnie. To prosta droga do manipulacji. Spotkałam w swoim gabinecie pary, w których do takich manipulacji dochodzi. I tak na przykład kobieta poddana stresowi związanemu z kłótnią może łatwiej godzić się na seks, mimo że nie do końca ma na to ochotę. Tym bardziej jest to niebezpieczne zachowanie, jeśli choć raz uległa partnerowi w takiej sytuacji. Na dodatek, jeśli awantura miała wyjątkowo wysoką temperaturę i jedna ze stron powiedziała o kilka słów za dużo, to ta druga może chcieć się na niej odegrać właśnie w sypialni.
W takiej sytuacji łatwo przekroczyć granicę, gdy jeden z partnerów robi coś, na co ten drugi nie wyraził zgody. Moim zdaniem lepiej zatem po kłótni odczekać, aż emocje opadną, porozmawiać po problemie i dopiero gdy jest on rzeczywiście rozwiązany, pozwolić sobie na bliskość pod warunkiem, że obie osoby mają na nią ochotę.
Ale niektórzy mówią właśnie, że seks na zgodę jest świetny, bo pod wpływem emocji spowodowanych awanturą w sypialni jest większy ogień…
Tak, bo stres powoduje, że emocje wchodzą na wyższy poziom, osiągają wyższy pułap, ale to droga donikąd. Bo to oznacza, że lepszy seks jest możliwy tylko po kłótni, po sytuacji stresowej. Przecież to wiąże się z doprowadzaniem do stanu destrukcji po to, by osiągnąć satysfakcję w łóżku. Moim zdaniem to wylewanie dziecka z kąpielą. Na dodatek bardzo łatwo wpaść w taką pułapkę zależności, z której później trudno się wykaraskać. Pojawia się tu zagrożenie, że jedna ze stron w takim związku będzie wykorzystywała seks do swoich celów, czyli nie do tego, żeby mieć fajną bliską relację erotyczną z drugą osobą, tylko żeby podnieść sobie sztucznie, w sposób niezdrowy, temperaturę przeżyć.
Czy masz na myśli osoby, które wszczynają nawet podświadomie awantury, ponieważ potrzebują haju, rozemocjonowania, bo inaczej seks im nie smakuje?
Tak, tylko trzeba pamiętać, że to jest zachowanie destrukcyjne i świadczy o dysfunkcji. Jeśli kłótnie są niezbędne do tego, żeby pójść ze sobą do łóżka i na dodatek staje się to standardem, zwyczajem w związku, to nie jest to zdrowe.
Spotkałam się z opinią, że seks potrafi rozładować napięcie i stres wywołany przez kłótnie, dzięki czemu po akcie miłosnym partnerzy mogą zrelaksowani porozmawiać o problemie.
Nie chodzi o to, żeby najpierw rozładować swoje napięcie i potem rozmawiać, ale o to, by mimo kłótni umieć dyskutować o problemie bez wspomagacza, jakim jest seks. To jest trochę tak, jakby każdy z partnerów musiał najpierw wypić po butelce wina, by móc ze sobą spokojnie porozmawiać. Seks w takiej sytuacji nie służy bliskości, intymności, tylko coś ma załatwić. Ważne jest, by wypracować w związku takie metody rozwiązywania problemów, które są dla niego zdrowe i nie niosą w sobie ryzyka manipulacji, używania seksu do załatwiania rzeczy tak naprawdę z seksem niezwiązanych.
Zwolennicy seksu na zgodę mówią też, że w łóżku możliwe jest szybkie załatwienie sprawy, a rozmowy często generują następną kłótnie, są męczące i zazwyczaj niewiele wnoszą…
Rzeczywiście, często spotykam się wśród moich pacjentów z opinią, że im rozmowy w związku kojarzą się z orką na ugorze, z długotrwałymi debatami, które są tak naprawdę wzajemnym oskarżaniem się. Tymczasem kłócić też trzeba się nauczyć. I co się z tym wiąże – również niezbędna jest nauka godzenia. Warto uświadomić sobie, że wyjaśnianie spornych spraw i normowanie stosunków w związku nie musi być strasznie męczące. A takie myślenie o godzeniu się to pułapka. Nie trzeba w czasie sporu analizować wszystkich poprzednich kłótni, również tych sprzed paru lat. Warto skupić się na tym jednym problemie i zastanowić się, co się musi zmienić, żeby obie osoby czuły się dobrze. To proste, tylko wymaga treningu. A potem można iść do łóżka.