Rano pracuje w korporacji. Wieczorem zmienia się w prawdziwą gwiazdę
- Nie robię przed nikim tajemnicy z tego, czym zajmuję się w wolnym czasie. Wiedzą o tym także znajomi z pracy. Ba, byli nawet na moim występie i bawili się najlepiej i najgłośniej! – mówi performerka Bunny de Lish, jedna z bohaterek serialu dokumentalnego "Nago. Głośno. Dumnie" Delfiny Dellert i Agnieszki Mazanek.
30.04.2024 | aktual.: 03.06.2024 10:49
Wieczorem przyjechała z występów w Krakowie. Jeszcze dobrze nie rozpakowała walizek, skrzydła leżą w kącie pokoju, wachlarz ze strusich piór na stole. - Byłam gościnią podczas koncertu drag queen Moną Lizak, która koncertowała w ramach promocji swojej płyty "Maski" - opowiada z entuzjazmem i zaznacza, żeby w artykule używać jej scenicznego pseudonimu Bunny de Lish. Od jedenastu lat tańczy burleskę. To jej pasja, odskocznia od codzienności. Na co dzień pracuje w dużej korporacji finansowej w dziale onboardingu, czyli pracy przy nowych umowach klientów.
Właśnie wróciła z pracy do domu, zaparzyła herbatę i rozsiadła się wygodnie w fotelu, by porozmawiać.
- Nie robię przed nikim tajemnicy z tego, czym zajmuję się w wolnym czasie. Wiedzą o tym także znajomi z korporacji. Ba, byli nawet na moim występie i bawili się najlepiej i najgłośniej! Od tamtej pory już trochę minęło, więc zapowiadają, że znów muszą się wybrać – zapewnia Bunny.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kim czuje się jest bardziej? Panią z korporacji? Czy zmysłową pokojówką, która daje show?
- Można powiedzieć, że jest nas dwie - dziewczyna od onboadringu i Bunny. Z początku różnica była bardziej widoczna. Bunny nie miała hamulców, mogła być bardziej sobą. Dzięki niej ta druga ja stawała się odważniejsza. Z czasem granice się zatarły. Jesteśmy do siebie bardzo podobne. Bunny bywa może głośniejsza, kiedy jest na jakimś evencie, ale ta dziewczyna z korporacji też jest sobą – zapewnia i dodaje, że nawet do pracy nie nosi garsonek, ale ubiera się w stylu vintage, pin-up.
- Mam to szczęście, że pracuję w fajnej korporacji, można powiedzieć z ludzką twarzą. Moja szefowa lubi, jak przychodzę z kwiatami we włosach, czy w chustce lub siatce na głowie. Ale dobrze czuję się też w stylu Peaky Blinders: w spodniach, koszuli, marynarce, kamizelce. Z kobiecą fryzurą, makijażem wygląda to bardzo ciekawie – mówi Bunny.
Po powrocie do domu zakłada wygodną bluzę z jednorożcem, legginsy, puchate kapcie. A kiedy zmyje makijaż, nie by nie pomyślał, że ta zwyczajna, skromna dziewczyna za kilka godzin będzie czarowała na scenie jako wamp.
"Rano, kiedy się obudzę, nie wyglądam jak z żurnala"
- Większość performerów, których znam, ma spójne osobowości – sceniczną z codzienną. Tylko jedną koleżankę - utalentowaną, fantastyczną performerkę dragu i burleski - trudno rozpoznać, zanim się nie umaluje i nie przebierze. Choć oczywiście każdy bez makijażu, uczesanej fryzury wygląda inaczej – przyznaje Bunny i opowiada, jak niedawno przyjechała na pokaz. Oprócz niej miały występować też "dragqueenki".
- Jedna z nich, Oxie Moron, spojrzała na mnie i zapytała: "Ty jesteś Bunny?", a kiedy potwierdziłam dodała: "Kurde, nie wyglądasz do końca jak na zdjęciach". Z wałkami we włosach, chustce, bez makijażu, faktycznie, nie przypominałam siebie z fotografii zrobionej podczas sesji. "Daj mi chwilę" - rzuciłam i poszłam się przygotować do występu. Loki, oko, sztuczne rzęsy. "A teraz?" - zapytałam półtorej godziny później. "Nooo, teraz wyglądasz jak na zdjęciach" – zaśmiała się Oxie – opowiada Bunny.
Podobnie było z mamą jej partnera, z którym spotyka się od siedmiu miesięcy. Zobaczywszy dziewczynę syna na Facebooku, zaczęła się martwić, że przy niej wygląda na zaniedbaną. I że kiedy Bunny pozna jego rodzinę, pomyśli, że ci ludzie są nudni. - Mój partner wytłumaczył jej, że zdjęcia na Facebooku są wykonane podczas profesjonalnych sesji, albo trochę podrasowane, żeby zaprezentować konkretną wizję, związaną z tym, czym się zajmuję. Ale kiedy gotuję obiad, kładę się spać, wyglądam zwyczajnie. Nikt nie budzi się rano i od razu wygląda jak z żurnala – mówi Bunny.
Czy jednak w domu czuje się brzydsza? Mniej kobieca?
- Nie. Jak większość kobiet, mam jakieś kompleksy, ale nigdy nie czułam brzydka. Może dlatego, że wychowały mnie bardzo silne kobiety. Zarówno moja mama, jak i babcia - mama mojego taty zawsze wiedziały, czego chcą i były bezkompromisowe. A do tego byłam ukochaną córeczką tatusia i miałam dziadka, byłego boksera z Wilna, który uczył mnie wymierzania ciosów. Nikt w mojej rodzinie nie uważał, że dziewczynka powinna być grzeczna i zagryzać zęby. Dlatego zawsze miałam poczucie siły i wartości. Wiedziałam, jakie mam atuty – przyznaje.
Musiała dojrzeć, żeby zdjąć stanik
Poczucia wartości nie straciła nawet wtedy, kiedy po kilku latach małżeństwa mąż wymieniał ją na młodszy model.
- To było trochę śmieszne, bo miałam wtedy 28 lat, więc taka stara znowu nie byłam – opowiada. - Mieszkaliśmy w Szwajcarii, wróciłam więc do Polski. Przepracowałam trudne tematy związane z porzuceniem, zdradą, rozstaniem. Znalazłam pracę i zastanawiałam się, co dalej. Przyjaciółka z dzieciństwa namówiła mnie, żebyśmy zapisały się na taniec brzucha.
Wciągnęło ją to. Regularnie chodziła na zajęcia. I właśnie tam, po czterech latach dowiedziała się o warsztatach burleski – sztuki łączącej taniec, aktorstwo i zmysłowość. Podczas występu performerki pozbywają się kolejnych części garderoby. To było coś nowego, innego.
- Zainteresowałam się, ale nie byłam pewna, czy się w tym odnajdę. Szybko przekonałam się, że ta forma wyrazu mi się podoba. Musiałam jednak jeszcze pokonać bariery w głowie, odpowiedzieć sobie na pytanie, czy jest wystarczająco ładna, szczupła, żeby występować. Bo choć wiedziałam, że mam rewelacyjne cycki, ładną twarz i świetną dupę, zdawałam sobie też sprawę, że przy wzroście 1,58 m o idealnych proporcjach mogę pomarzyć. Stwierdziłam jednak, że jestem jaka jestem! Mam geny i ciało, jakie mam i mogę z nim robić, co zechcę – przyznaje. Z początku występowała w bieliźnie. Z czasem dojrzała do tego, żeby zdjąć stanik, odsłonić ciało, oczywiście zakrywając newralgiczne jego części.
Partnera poznała przez aplikację randkową
Podczas występów zdarzają się niemiłe sytuacje. W grudniu zeszłego roku jeden z mężczyzn z publiczności klepnął ją po pośladkach. Kątem oka zauważyła, jak jej partner zerwał się z miejsca, a koleżanka – drag queen, już zdejmowała szpilki, by przybiec z odsieczą.
- Odwróciłam się do tego kolesia, chwyciłam go za chabety i zapytałam: "A ty się zachować nie umiesz? Mamusia cię nie nauczyła?". Krew odpłynęła mu z twarzy. "Ja panią bardzo przepraszam..." - wyjąkał i do końca występu bał się ruszyć w miejsca. Nieprzyjemne potrafią być też kobiety. W jednym z toruńskich klubów dwie pijane 50-latki zaczęły krzyczeć: "Jesteś gruba, spier...!". To był dla nich koniec imprezy. Ochrona wyprowadziła je z klubu i do dziś nie mają tam wstępu – opowiada.
Innym razem po jej występie jeden z gości powiedział swojej partnerce, że mogłaby być taka ładna jak Bunny. Pożyczyła szpicrutę od koleżanki i podała poniżonej dziewczynie.
Nie zdarzyło się jednak, by podczas show ktoś ją podrywał. Mężczyźni są albo zazdrośni, albo boją się silnych, odważnych, mających świadomość swojej kobiecości kobiet, jak ona.
Przekonała się o tym, kiedy kilka lat temu postanowiła znaleźć drugą połówkę i zarejestrowała się na aplikacjach randkowych.
- Kiedy pisałam, czym się zajmuję, mężczyźni najpierw komentowali: "Fantastycznie!", ale po tygodniu – dwóch przyznawali: "Ja chyba tego nie udźwignę". Swoją drogą, ciężko znaleźć kogoś normalnego na takiej aplikacji. Już miałam zamiar się poddać. Umówiłam się na ostatnią randkę i wtedy poznałam Michaela, Amerykanina. Jak sam powiedział, żeby być partnerem osoby występującej w burlesce, trzeba być pewnym swojej męskości. I taki właśnie jest. Walczył w Iraku, teraz pracuje w amerykańskim Czerwonym Krzyżu. Przez kilka miesięcy był w Polsce i zamierza tu przyjechać na stałe. Jest zafascynowany tym, co robię. Podoba mu się, że jestem silna i niezależna – mówi Bunny.
Dzięki występom czuje się bardziej kobieco
Bywa z nią na występach, sesjach zdjęciowych. Pomaga się spakować, wybrać muzykę do pokazu. Lubi patrzeć, jak jego kobieta występuje na scenie, wszyscy patrzą oczarowani, jak tańczy, porusza się, bawi. Jaka jest seksowna i kobieca.
- Niedawno, podczas otwarcia restauracji Slay Space w Krakowie występowałam przed tłumem młodych ludzi. Młodziutkie, szczupłe, śliczne dziewczyny mówiły, że jestem piękna, mam zajebiste ciało. Chyba jeszcze nigdy nie usłyszałam komplementów od tylu osób. A pokazywałam niewyidealizowane, nieoszukane, zwykłe babskie ciało. Ci młodzi ludzie byli zachwyceni, stałam się dla nich pewnego rodzaju symbolem. To mnie wzruszyło - wspomina.
Przyznaje, że właśnie dzięki burlesce poczuła się bardziej kobieco, piękniej. Choć nigdy nie była szarą myszką, wstępy w show, pin-up, sesje zdjęciowe, poznawanie ludzi dodały jej skrzydeł.
- Bardzo ważne dla mnie jest to, że kobiety mówią, że zobaczyły mnie na scenie i poczuły, że one też mogą wszystko. Bo jestem autentyczna, nieidealna, a wyglądam seksownie. Są zafascynowane siłą, która jest we mnie, inspiruję je, dodaję odwagi. Zdarza się, że potem mówią mi, że dzięki mnie zdecydowały się coś zmienić w swwoim życiu – mówi Bunny.
Edyta Urbaniak dla Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!